„Kto powinien wstawać w nocy do dziecka, jeśli mąż pracuje, a ja siedzę na macierzyńskim? Czy ja nie mam prawa się wyspać?” [LIST DO REDAKCJI]
Padam na twarz, oczy mam na zapałki. Ale Paweł ani myśli podnieść się w nocy z łóżka. Nawet w weekendy. Na początku jeszcze coś tam robił przy Stasiu nocami, ale teraz twierdzi, że ma zbyt odpowiedzialną pracę, żeby się nie wysypiać. Czuję się zrobiona w konia.
Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że dziecko to obowiązki. Nie wymiguję się od pracy, latam całymi dniami, gotuję, sprzątam, karmię, przewijam. Jak każda matka. Nie oczekuję wiele od męża. Jego i tak nie ma całymi dniami w domu, ale dzięki jego pracy żyje nam się całkiem nieźle. Chciałabym tylko czasem pospać. Żeby tak przespać całą noc chociaż raz w tygodniu. No ale nie mam na to szans, bo to Paweł pracuje.
Siedzę na macierzyńskim, więc mogę zarywać noce?
Jestem na urlopie macierzyńskim już pół roku. Zresztą co to za urlop, naprawdę bywam tak padnięta, że wkładam bieliznę do lodówki, zamiast do pralki. Cud, że jeszcze dziecka nie napoiłam kawą przez pomyłkę. Czuję się źle, oczy mi się zamykają, a mam przecież tyle do ogarnięcia. Czasem płaczę z bezsilności. Mężowi nic nie mówię, bo tylko by się popukał w głowę. Dla niego siedzenie w domu to wygoda i relaks. Co to takiego zupę ugotować czy dziecko przewinąć, skoro mogę cały dzień chodzić w szlafroku. On nic nie rozumie. Wstał parę razy do Staśka po porodzie i na tym się skończyło.
Paweł ma odpowiedzialne stanowisko, wiem, że też jest zmęczony. Czasem przychodzi po pracy zirytowany, klienci dają mu w kość. Ale nie narzeka, haruje dla nas, dla naszej rodziny. Chcę, żeby się wysypiał, ale czasami coś się we mnie buntuje. Jak mu kiedyś powiedziałam, żeby też wstał i pobujał Stasia w nocy, to spojrzał na mnie jak na wariatkę. No bo jak to, wielki pan dyrektor ma straszyć potem klientów podkrążonymi oczami? On musi być wypoczęty. A ja? Ja mogę się zdrzemnąć, jak mały zaśnie w dzień. Co za problem, położyć się na kanapie i przysnąć na godzinkę. On naprawdę myśli, że tak właśnie wyglądają moje dni – snucie się po domu w pidżamie i polegiwanie na kanapie.
Nie wiem, jak to rozwiązać. No bo w końcu ja nie jestem robotem, też wykonuję ważną pracę. A jak przysnę nad przewijakiem i dziecko mi się zsunie? Albo dom spalę, bo zapomnę, że obiad nastawiłam? Może trochę przesadzam, ale jestem taka rozżalona. Uważam, że tak po ludzku należy mi się trochę wypoczynku.
Agata
Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.
Zobacz też: