Reklama

Matka zawsze mnie krytykowała. Odkąd skończyłam 15 lat, nie usłyszałam od niej dobrego słowa. Niestety teściowa to jakby jej kopia, tyle że zapatrzona w swojego synka. Mną pomiata. Ale teraz mam małą córeczkę, myślałam, że coś się zmieni, że zaczną mnie szanować...

Reklama

Jestem młodą mamą, a nazywają mnie niedojdą

Mój problem polega na tym, że mieszkamy z teściami przez ścianę. W domu obok mieszka też szwagierka z mężem i dwoma synami. Rodziców także mam blisko, z rodziną mojego męża żyją dobrze, często przyjeżdżają. Urodziłam Zuzię dwa miesiące temu, jest całym moim światem, ale czuję się zagubiona. Tak naprawdę nie mam w nikim oparcia, nikogo nie mogę zapytać o radę.

Ale po kolei. Męża całymi dniami nie ma w domu, wraca wieczorem po pracy i szybko idzie spać. Może gdyby bywał dłużej ze mną, toby mnie obronił, a tak... Teściowie i rodzice bez przerwy mnie dołują!

Narodziny Zuzi to był dla mnie szok. To jak skok na głęboką wodę, wydaje mi się, że nic nie wiem o opiece nad takim malutkim dzieckiem. Potrzebowałam czasu, spokoju. A tymczasem... Cała rodzina wparowała mi do mieszkania od razu, gdy tylko wróciłam ze szpitala. Bez pytania brali malutką na ręce, komentowali, że źle ubrana, że jej zimno, ciasno, krzywo... Wszystko nie tak. Najgorzej, że nikt nawet nie patrzył mi w oczy, nie powiedział nic wprost, nie poradził. Teściowa, teść, szwagierka, moja mama – traktowali mnie jak powietrze, jakby mnie tam w ogóle nie było.

Od dwóch miesięcy jestem jak w transie, przewijam, karmię, bujam... I tak w kółko. Boję się nieziemsko, że coś robię źle. Ręce mi się trzęsą, gdy biorę malutką w ramiona, serce mi podchodzi do gardła, kiedy słyszę jej płacz... Czy coś jej dolega? Zrobiłam coś źle?

I wtedy zwykle wpada teściowa, wchodzi jak do siebie i wyrywa mi Zuzieńkę z rąk. Tuli ją, kołysze, a na mnie nawet nie spojrzy. Sama chwyta butelkę i zaczyna ją karmić, ja już dawno straciłam pokarm. Od szwagierki usłyszałam, że jestem niedojdą i że jej dzieci tak nie płakały.

Przez to wszystko płaczę prawie bez przerwy. Nie mam już siły i nie wiem, co robić. Myślałam, że macierzyństwo będzie szczęściem, a jest udręką. Zuzia jest taka kochana, chciałabym się zajmować nią sama, tak jak czuję, bez rodziny, która się wtrąca i mnie nie szanuje. Niestety na zmianę nie ma szans. Jesteśmy uwiązani w tym domu przez kredyt i pracę męża. Wariuję już, czasem mam ochotę zabrać małą i po prostu gdzieś uciec.

Paulina

Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama