Legnica: ojciec trafił za kratki, bo robił dziecku zastrzyki? Według lekarzy wyglądało to na podejrzane eksperymenty
„Jest największym skarbem, jaki mogłem otrzymać. Moją jedyną córeczką” – mówi pan Marcin, który został oskarżony o znęcanie się nad 5-letnią Natalką. Ojciec trafił za kratki za to, że miał przeprowadzać na córce eksperymenty medyczne...
Natalka ma cukrzycę typu 1. Jest podłączona do pompy insulinowej. Jej rodzicom nie starczało pieniędzy na leki. Dlatego zgłosili się o pomoc do fundacji. Pan Marcin do swej prośby o wsparcie dołączył zdjęcia córki. Dziecko na fotografiach pokłute, w siniakach i plastrach. Podłączone do kroplówki z solą fizjologiczną... Gdy zdjęcia zobaczył lekarz, uznał, że to wygląda tak, jakby ktoś eksperymentował na dziecku. I natychmiast powiadomiono sąd.
Mimo braku wykształcenia i uprawnień dokonywał zabiegów na córce?
Rodzice Natalki utrzymują się jedynie z tego, co dostają od państwa. Prócz córki mają też syna, więc co miesiąc mogą liczyć na podwójne 500 plus. Do tego dochodzą zapomogi z ośrodka pomocy społecznej. Z myślą o chorej Natalce zgłosili się do fundacji o dodatkową pomoc. Chodziło im o 1000 złotych na miesiąc. Jednak zamiast wsparcia, pan Marcin trafił do aresztu...
„Podejrzany, pomimo braku wykształcenia lub uprawnień medycznych, bez kontroli medycznej, dokonywał zabiegów na ciele 5-letniej córki, co wywołało u dziecka strach i ból. W sposób realny naraził małoletnią na utratę zdrowia, a nawet życia” – powiedziała Małgorzata Halikowska z legnickiej prokuratury.
Mężczyzna jest oskarżony o fizyczne i psychiczne znęcanie się nad córką.
Leki niewiadomego pochodzenia i… kochający tata
Śledczy w mieszkaniu zabezpieczyli ogromne ilości leków niewiadomego pochodzenia (niewykluczone, że kupowanych przez internet), a także sprzęt medyczny oraz mnóstwo odpadów medycznych.
Zobacz także
Pani Mariola, matka Natalk,i wyjaśnia, że owszem, w szafie było dużo leków, bo był to zapas na kilka miesięcy... Kobieta broni też męża:
„Robił wkłucia, tam, gdzie w drenie płynie insulina. Zdarzało się, że ze dwa razy użyliśmy glukagonu, ale to jest lek, który ratuje dziecku życie” – zapewnia.
Wiceprezeska fundacji przyznaje, że podczas wizyty w domu Natalki wszystko wskazywało na to, że pan Marcin jest kochającym tatą, do którego dzieci wręcz lgnęły.
Ojciec chciał tylko wzbudzić litość fundacji?
Dziewczynka na zdjęciach wysłanych do fundacji wygląda przerażająco. Wkłucia i plątanina rurek, siniaki, do tego plastry…
„Na co dzień nasza córka tak nie wygląda” – podkreśla mama Natalki. „Mąż zrobiła takie zdjęcie, żeby uzyskać pomoc, żeby wzbudzić litość. Niestety skutek był odwrotny. Zrobili z nas ludzi, którzy znęcają się nad córką...”.
Wiceprezeska legnickiej fundacji z początku nie była zaniepokojona stanem dziewczynki na zdjęciach. Pan Marcin miał ją jednak bombardować informacjami, że stan dziecka się pogarsza, że popsuła się pompa insulinowa, że pieniądze potrzebne są na już... Wtedy zdjęcia dziewczynki pokazała lekarzom.
„Nie jestem lekarzem, ale byłam z tymi zdjęciami u lekarza i to lekarze powiedzieli mi, że to, co na tych zdjęciach jest widoczne, wygląda na eksperymenty medyczne” – powiedziała wiceprezes.
Po tej informacji powiadomiono ośrodek pomocy społecznej i sąd. Rodzinie założono Niebieską Kartę. 5-letnia Natalka i jej 7-letni brat trafili do pieczy zastępczej.
Chory człowiek trafił za kratki niesprawiedliwie?
Natalka już będąc w rodzinie zastępczej, trafiła do szpitala, gdzie lekarze ocenili jej stan zdrowia jako dobry.
Okazało się też, że pompa wcale nie była zepsuta.
Prokuratura z kolei posiada zaświadczenie ze szpitala, które mówi wyraźnie, że dziecko było w stanie „zagrażającym życiu” w wyniku źle działającej pompy.
Pan Marcin trafił do aresztu. Jego żona jest przerażona. Nie może spać ani jeść. Wciąż martwi się o dzieci i o męża, który cierpi na nowotwór.
„Jeśli chodzi o jego stan zdrowia, to niestety był incydent z krwiopluciem. Cała toaleta i podłoga były we krwi. Pojawiła się tam pielęgniarka z funkcjonariuszami. Kazali mu napić się wody, żeby sprawdzić, czy nie udaje. Ale nic mu nie zaordynowano” – mówi mec. Katarzyna Podburaczyńska, reprezentująca pana Marcina.
Mecenas Podburaczyńska nie ma wątpliwości, że cała sytuacja z Natalką wymagała wyjaśnienia, ale... sąd zadziałał zbyt szybko i pochopnie.
„Problem tkwi w tym, że zastosowano działania przedwcześnie i do działania absolutnie nieadekwatne” – uważa mecenas.
Pan Marcin opuścił areszt. Postępowanie w jego sprawie wciąż jednak trwa.
Źródło: Uwaga TVN
Piszemy też o: