Lublin: wjechała rozpędzonym porsche do… żłobka. Doszło do „pomyłki sapera”?
Wczoraj (15 stycznia) po południu w lubelskim żłobku „Och Bobo” przy ul. Strzeszewskiego miały miejsce sceny mrożące krew w żyłach. Rozpędzone porsche staranowało ścianę i wjechało do sali, w której zwykle bawią się maluchy…
Na szczęście w tym czasie pomieszczenie było puste. O 16.30 w budynku nie było już dzieci. W żłobku w tym czasie przebywała jedna z pracownic. Lepiej jednak nie wyobrażać sobie, co by się stało, gdyby 52-latka przejeżdżała przy przedszkolu kilkanaście minut wcześniej.
„Wszyscy jesteśmy w szoku”
Wkrótce potem na miejscu pojawił się policyjny radiowóz i straż pożarna.
Jeszcze w czasie prac funkcjonariuszy, pracownicy żłobka w mediach społecznościowych napisali:
„W związku z dzisiejszym zdarzeniem informujemy, że nic nikomu na szczęście się nie stało! W momencie, kiedy samochód wjechał do żłobka, nie było w nim dzieci. Trwa zabezpieczanie miejsca. Nikt z nas nie mógłby przewidzieć takiej sytuacji, ale myśląc o przyszłości, będą utworzone zabezpieczenia przed budynkiem. Wszyscy jesteśmy jeszcze w szoku!"
„Pomyłka sapera”?
52-letnia kobieta, która siedziała za kierownicą porsche, zeznała, że… się pomyliła. Powiedziała, że zamiast nacisnąć pedał hamulca, dodała gazu.
„Pomyłka sapera to koszt życia. A gdyby rodzice przez nieogarniętą „Paniusię” kilkoro dzieci musieli włożyć do trumny? Pani powinna mieć przepadek mienia, powtórny egzamin i zwrot kosztu szkód i służb. Wtedy jej mózg analizowałby cokolwiek, rozpędzając 2 tony stali w ruchu publicznym. Mowa o pomyłce hamulca z gazem to wyjątkowo kretyńskie tłumaczenie” – czytamy w jednym z komentarzy.
Źródło: Fb/Och Bobo