Reklama

Mieszkam z rodzicami mojej mamy w niedużym miasteczku na wschodzie Polski. To oni mnie wychowali. Rodziców prawie nie pamiętam. Zginęli w wypadku samochodowym, gdy byłam małą dziewczynką…

Reklama

Dziadkowie poświęcili mi się bez reszty. Mówili, że jestem ich jedyną nadzieją i radością. Jasną gwiazdeczką na czarnym niebie smutku i cierpienia. Robili wszystko, żebym czuła się szczęśliwa. Zawsze mieli dla mnie czas, myśleli tylko o tym, żeby zapewnić mi odpowiednią przyszłość, żeby niczego mi nie brakowało.

Starałam się im odwdzięczyć za tę troskę i miłość. Nigdy nie mieli ze mną żadnych kłopotów. Nawet okres buntu przeszłam… bez buntu. Nie znikałam z domu, nie wagarowałam. Nie chciałam przysparzać im zmartwień. W szkole byłam prymuską. Bez problemu zdałam maturę i wyjechałam na studia do Lublina. Dziadek sprzedał działkę na wsi, żebym miała pieniądze na akademik i utrzymanie.

Ponad rok temu wróciłam do naszego miasteczka i zaczęłam pracę w miejscowym banku. Dziadkowie byli ze mnie tacy dumni! Cieszyli się, że świetnie sobie radzę, ale często powtarzali, że w razie czego zawsze mogę liczyć na ich pomoc i wsparcie.

W naszym miasteczku ludzie łatwo ferują wyroki

Niestety to „w razie czego” właśnie nastąpiło. Miesiąc temu okazało się, że jestem w ciąży… To był dla mnie szok. Dla moich dziadków także. Nie jestem mężatką, a w naszym miasteczku panna z dzieckiem to ciągle jeszcze wstyd i hańba. Ksiądz takie z ambony wyklina.

Niedaleko nas mieszka Andżelika… Biedna dziewczyna, bardzo mi jej żal. Opłotkami z wózkiem chodzi, żeby ludzie nie wytykali jej palcami. Chłopak, z którym była, na wieść o dziecku czmychnął za granicę. Podobno nawet jego rodzice nie wiedzą, gdzie mieszka. Sąsiedzi się teraz śmieją, że Andżelika prędzej wiatr w polu złapie niż męża. Bo tamten pewnie nigdy nie wróci, a żaden kawaler z okolicy nie weźmie panny z dzieckiem.

Ja, teoretycznie, mam więcej szczęścia. Tomek, ojciec mojego dziecka, chce się ze mną ożenić. Choćby nawet jutro. Problem w tym, że nie chcę tego ślubu, bo go nie kocham.

Poznaliśmy się rok temu, w pracy. Przeprowadził się do nas z Warszawy. Mówił, że ma dość miasta. Zgiełku, pośpiechu, wyścigu szczurów… Może właśnie dlatego zwróciłam na niego uwagę Pierwszy raz spotkałam człowieka, który zamienił dobrą pracę w wielkim mieście, na życie na prowincji. Zwykle to od nas ludzie wyjeżdżają, jak tylko trafi się okazja.

Na początku byliśmy przyjaciółmi. Wyskakiwaliśmy razem do kina do miasta albo na zakupy. Ale jakieś pół roku temu zaczęliśmy się spotykać na poważnie. Wtedy byłam nim zafascynowana. Wydawał mi się interesujący, romantyczny. No i jest piekielnie przystojny. Zazdrościły mi go wszystkie dziewczyny! Ale gdy minęło pierwsze zauroczenie, zaczęłam dostrzegać w nim coraz więcej wad. I doszłam do wniosku, że to jednak chyba nie ten, że nasz związek to pomyłka. Zaczęłam nawet myśleć o rozstaniu. No i wtedy okazało się, że jestem w ciąży.

Zachowuje się jak wariat, nachodzi mnie w domu…

Przez pierwsze dwa tygodnie nikomu o niczym nie mówiłam. Wzięłam urlop i pojechałam nad morze. Chciałam spokojnie zastanowić się nad swoją sytuacją, oswoić z myślą, że wkrótce zostanę matką… Po powrocie od razu zadzwoniłam do Tomka. Umówiłam się z nim nad rzeką, w brzozowym zagajniku. Nazwaliśmy go naszym magicznym zakątkiem.

To właśnie tu chodziliśmy na romantyczne spacery, wyznaliśmy sobie miłość i po raz pierwszy się kochaliśmy. Wierzyłam w magię tego miejsca. Miałam nadzieję, że gdy się znowu tu spotkamy, dawne uczucie wróci, przekonam się, że jednak go kocham, że ciągle jest mi bliski. Niestety, nic takiego się nie stało. Tomek był mi zupełnie obojętny, a nawet obcy. Odsunęłam się, kiedy próbował mnie przytulić…

Powiedziałam mu o ciąży. Ale wyznałam też, że nic do niego nie czuję, że między nami wszystko skończone. Zapewniłam, że będzie mógł widywać dziecko, kiedy tylko zechce, ale wolałabym wychowywać je sama. Tomek nie chce tego przyjąć do wiadomości. Zachowuje się jak wariat. Nachodzi mnie w domu, nie daje mi żyć w pracy. Nawet przy klientach mnie zaczepia. Twierdzi, że chce być ojcem, kocha mnie i że tej miłości wystarczy dla nas obojga. Przekonuje, że sama nie dam sobie rady. I że choćby dla dobra naszego dziecka, powinnam wziąć z nim ślub.

Tego samego zdania są moi dziadkowie. Wszelkimi sposobami próbują przekonać mnie do małżeństwa.

Wychwalają Tomka pod niebiosa. Zachwycają się, że jest taki odpowiedzialny, że zachowuje się jak prawdziwy mężczyzna. Że mam bardzo dużo szczęścia, że właśnie na niego trafiłam. Żeby mi to uzmysłowić, przyprowadzili nawet do domu Andżelikę! Płakała, mówiła, że mi zazdrości, że oddałaby wszystko, żeby się znaleźć na moim miejscu. I że nie powinnam się nawet zastanawiać, tylko brać ślub. Bo ludzkie gadanie i śmiech bolą bardziej niż największe lanie…

Naprawdę nie wiem, co mam zrobić

Nie chcę spędzić życia z człowiekiem, którego nie kocham. Poza tym myślę, że jeśli zgodzę się na małżeństwo, unieszczęśliwię nie tylko siebie, ale i Tomka. On nie zdaje sobie z tego sprawy! Jest przekonany, że wszystko się jakoś ułoży, że jeszcze go pokocham. Znam siebie i jestem pewna, że to, co było między nami, już nie wróci. I nawet dziecko tego nie zmieni…

Z drugiej jednak strony muszę myśleć o dziadkach. Tyle dla mnie zrobili, tyle poświęcili. Wiem, że jeśli nadal uparcie będę trwać przy swoim, wreszcie się z tym pogodzą. Bardzo mnie przecież kochają. Ale na pewno to będzie dla nich olbrzymi cios. Nie przeżyją, jeśli ich wnuczkę ludzie zaczną wytykać palcami. A im zarzucać, że źle mnie wychowali. Już teraz w miasteczku aż huczy.

Sąsiadki niby to wpadają po szklankę cukru, a tak naprawdę dopytują się złośliwie, kiedy ślub. Ksiądz też już był… Groził palcem, pouczał. Dla moich dziadków, starszych, schorowanych ludzi, to okropne przeżycie. Zastanawiałam się nawet, czy nie wyjechać z miasteczka.

Pomyślałam, że jeśli zejdę ludziom z oczu, to zapomną. Ale to chyba nie jest najlepszy pomysł. Przecież tak trudno dzisiaj o dobrą pracę… Za co wynajmę mieszkanie, z czego będę żyć, jak utrzymam dziecko?

Marta, 28 lat

Czytaj także:

Reklama
  • „Ojciec bił mnie odkąd pamiętam. Całą złość trzymałam w sobie, aż coś we mnie pękło i... uderzyłam 4-letnią córkę"
  • „Narzeczony chciał zrobić ze mnie inkubator. Zmuszał mnie do ciąży, mimo że nigdy nie chciałam być matką"
  • „Syn przyjaciółki zakochał się w mojej córce. Odrzuciła go i wyśmiewała. Wpadł w anoreksję"
Reklama
Reklama
Reklama