Reklama

Śniło mi się... Nie pamiętam za dobrze, ale coś rozkołysanego i przytulnego. Coś, co kusiło, żeby spać dalej i śnić o tuleniu i kołysaniu. Ryk telewizora postawił mnie na równe nogi… Ożeż ty! Co to?!

Reklama

Miałam wrażenie, że łóżko mnie trzyma ze wszystkich sił, poduszka uczepiła się głowy, a kołdra spętała mi nogi. Byłam gotowa ulec i spać dalej, ale nie dało się. Ryk narastał, musiałam wstać i go uciszyć.

Po omacku dotarłam do pokoju syna, bo ryk dochodził stamtąd. Ze złością złapałam za klamkę, ale zatrzymałam się na chwilę, żeby rozpoznać, co tak wyje. Komputer! Odtwarza nagranie z wręczenia nagród w konkursie plastycznym, w którym zwyciężył Jacuś.

Ale on to przeżywa… Kochany synuś – furia natychmiast zamieniła się w czułość. – Nic dziwnego.

Cała rodzina była przejęta. Nawet nasza seniorka, osiemdziesięcioletnia babcia Lonia spuchła z dumy i oświadczyła, że nie pamięta, by kiedykolwiek ktokolwiek z rodziny osiągnął taki sukces i zwyciężył w ogólnokrajowym konkursie malarskim dla dzieci. Jury jednogłośnie orzekło, że Jacuś ma ogromny talent i wielką wyobraźnię, a nas zatkało.

Od zawsze zasmarowywał każdą kartkę, która wpadła mu w ręce, ale robił to z taką intensywnością i w takich ilościach, że już dawno przestaliśmy zwracać na to uwagę. Gorliwie nadrabialiśmy niedopatrzenie, dopieszczaliśmy artystę i pozwalaliśmy mu świętować, jak tylko chciał, ale nikt z nas nie zgodził się, żeby bladym świtem stawiał na nogi cały dom!

Policja do Jacusia?!

– Synku, tak nie można! Obejrzymy finał i wręczenie nagród jeszcze raz, ale błagam, nie teraz! Teraz trzeba spać… – zaczęłam przemowę i słowa zamarły mi na ustach, bo Jacuś spał kamiennym snem, we własnym łóżku, daleko od komputera.

Wróciłam do siebie, ale ledwo zasnęłam, komputer znowu ryknął.
– Jacek, przesadzasz! – wpadłam do pokoju syna i znów stanęłam jak wryta, bo mimo że komputer wył na cały regulator, mój synek słodko spał.

Może wcale go nie wyłączyłam? – pomyślałam z rezygnacją i wyciągnęłam wtyczkę z kontaktu.

do łóżka, naciągnęłam kołdrę na głowę i już, już miałam zasnąć, kiedy rozległ się świdrujący dźwięk dzwonka przy drzwiach. Odrzuciłam kołdrę z rezygnacją.

– To już przesada. Goście o tej porze? – owinęłam się szlafrokiem i z impetem otworzyłam drzwi.

Na wycieraczce stał policjant.
– Ktoś się skarżył na hałasy? – zaczęłam, ale policjant zrobił tak zdziwioną minę, że natychmiast zamknęłam usta, żeby nie kusić licha.
– Pani Karczewska? Czy pani syn jest w domu? – usłyszałam.
– Kto? Jacuś? Śpi jak zabity – nie mogłam uwierzyć, że policjant pyta o sześciolatka, który – przecież widziałam to przed sekundą – spał w najlepsze, we własnym łóżeczku, pod kołderką w misie.

Facet zerknął do notesu i powtórzył:
– Czy pani syn, Jacek, jest w domu, bo muszę z nim porozmawiać.
Nie wierzyłam własnym uszom.
– Z Jackiem? O czym?
– A, to już sprawa służbowa – prychnął gniewnie. – To jest czy nie? Bo wezwę posiłki.

Zaczęłam się śmiać.
– A niech pan sobie wzywa. Jacek śpi, ale uprzedzam, że o tej porze może sięgnąć po broń. O ile pamiętam ma przy łóżku wielkie pudło z klockami…

Policjant zrobił głupią minę.
– Klocków? – znowu zerknął do notesu. – Pan Jacek Karczewski ma…
– Sześć lat – podpowiedziałam usłużnie.
– Hmmm ee, to musi być jakaś pomyłka, przepraszam. Dostałem informację, że jest ważnym świadkiem w sprawie o włamanie, ale skoro to dziecko… Ma pani jakiś dokument potwierdzający jego wiek?

Zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Znalazłam książeczkę zdrowia Jacusia, zgarnęłam jeszcze dyplom i zdjęcie z wręczenia nagród.

– To jest Jacuś. Zdjęcie sprzed tygodnia. Niestety, dowodu osobistego jeszcze nie ma. Legitymacji szkolnej też jeszcze nie dostał, bo za mały. Wystarczy? – zapytałam złośliwie.

Policjant długo wpatrywał się w fotografię i dokumenty, potem coś nabazgrał w notesie i odszedł. Wzruszyłam ramionami.

Ale mi się dzień zaczął, najpierw komputer, który zaczyna żyć własnym życiem, potem policja – westchnęłam. – Ciekawe, co będzie dalej…

Nalot i wielka rewizja

Nie musiałam długo czekać. Dwie godziny później, kiedy cała rodzina już wstała, a Jacuś kończył jeść śniadanie i szykował się do wyjścia do zerówki, pod drzwiami pojawiła się cała ekipa facetów w mundurach.

– Musimy przeprowadzić przeszukanie – zakomunikował mi jeden z nich, ledwo otworzyłam. – A ja muszę porozmawiać z pani synem.

Jacusia nie trzeba było szukać. Stał obok mnie, przebierając nogami zniecierpliwiony, bo spodobała mu się perspektywa patrzenia z bliska na policjantów. Poza nim zainteresowanych było więcej, mój mąż, jego rodzice i kuzynka, która z nami mieszkała.

Wszyscy byli zaintrygowani, tylko ja jakoś nie cieszyłam się z niespodziewanej atrakcji.
– Najpierw porozmawiam z dorosłymi, to znaczy z rodzicami Jacka – zarządził policjant, zatrzaskując drzwi kuchni przed nosami rozczarowanej rodziny.

Podszedł do stołu i położył na stole teczkę z jakimiś papierzyskami.
– Co to jest? – zapytał.
Rysunek Jacusia – odpowiedzieliśmy zgodnie, bo na stole leżało zdjęcie jego konkursowej pracy.
– Wiem, że rysunek – policjant był zniecierpliwiony. – Chcę wiedzieć, kiedy państwa syn był w mieszkaniu, które narysował – puknął palcem w rysunek.
– W jakim mieszkaniu? – nie rozumiałam, o co mu chodzi.

Znowu puknął palcem w zdjęcie.
– W tym, które z najdrobniejszymi szczegółami narysował!
– Przecież to mieszkanie nie istnieje. Wymyślił je sobie. Przygotowywał pracę na konkurs: „A zegar na to
tik-tak…”. No i wymyślił świat widziany z wnętrza zegara, świat sprzed lat, jakby zegar szedł do tyłu… – zaczął tłumaczyć mój mąż.

Jacuś to wyśnił

– Mówi pan, że syn cofnął się w czasie. W wyobraźni… No tak… – przerwał mu policjant. – Tyle że ten czas, o którym pan mówi, i to mieszkanie wcale nie są wymyślone. Ono istnieje naprawdę, a raczej w tej postaci istniało do niedawna. Do czasu włamania. Pana syn narysował je dokładnie tak, jak wyglądało przed kradzieżą. Zginęły bardzo cenne rzeczy. Obrazy i bibeloty, które są dość dokładnie namalowane… Właściciel zobaczył rysunek w telewizji, rozpoznał swoje mieszkanie i przedmioty, które mu ukradziono, i od razu nas zawiadomił. Najpierw założyliśmy, że się znacie i wasz syn był tam kiedyś, ale właściciel to wykluczył, bo jest samotnikiem i od lat nie przyjmuje gości. No więc… Pozostała inna możliwość. Syn zna przedmioty, które ukradziono. Spodobały mu się i narysował je.

– Sugeruje pan, że Jacek zobaczył je u nas w domu, bo to my tam się włamaliśmy? – mój mąż podniósł głos.
– Dlatego robicie rewizję – ja, dla odmiany, zniżyłam głos. – Szukacie ukradzionych rzeczy… – wycedziłam. – Myślicie, że mamy dziuplę, czy jak to się tam nazywa? Wszystkiego najlepszego, szukajcie! – nie wiedziałam, śmiać się czy płakać.

Rewizja w domu, którego mieszkańcy od dziesięcioleci obrastają w różne różności i nie potrafią niczego wyrzucić… Przecież jeśli oni będą uczciwie szukać, to zostawią bałagan, którego nie pozbędę się przez miesiąc – pomyślałam z przerażeniem.

– Proszę powiedzieć, że się mylę, że to nieprawda!
– Przykro mi. Rzadko się zdarza, żeby dzieciak zrobił coś, co świadczy przeciwko jego własnej rodzinie, ale cóż… Wasz syn to zrobił i musimy sprawdzić – policjant schował się za papierami, które położył na stole.
– Przeszukania nie będzie, jeśli sami wszystko oddacie – popatrzył na mnie zachęcająco, a potem odwrócił spojrzenie i wyjął czyste blankiety przesłuchań.

Po kilku godzinach rozmów z całą rodziną, po przeszukaniu wszystkich pomieszczeń, schowków i pudeł ze zdjęciami, po sprawdzeniu naszego alibi na czas włamania do starszego pana, na dni poprzedzające kradzież i dni następne, policjant stracił nadzieję na to, że uda mu się rozbić rodzinny gang włamywaczy.

– Trudno uwierzyć, ale może faktycznie nie ma żadnych powiązań – zaczął pojednawczo policjant, kiedy zorientował się, że przesłuchania i rewizja wykończyły nas tak bardzo, że lada chwila eksplodujemy. – Może to rzeczywiście zbieg okoliczności? Może wasz syn ma wyjątkowo bujną fantazję i przypadkiem narysował coś, co istnieje naprawdę…

– Oczywiście, że to przypadek i fantazja – teraz ja wsiadłam na policjanta.

Marzyłam tylko o tym, żeby już wyszedł i zakończył ten cyrk, bo musiałam jak najszybciej porozmawiać z Jackiem. Byłam pewna, że nigdy nie był w mieszkaniu z rysunku, ale…

Kiedyś zapytałam go, co rysuje. Mówił, że coś, co mu się przyśniło.
– Kilka razy mi się to śniło, mamusiu. I to były takie dziwne sny, zupełnie jakby ktoś mi pokazywał ten pokój i wszystko, co tam jest schowane – opowiadał z przejęciem. Wtedy machnęłam na to ręką, ale teraz… teraz wydało mi się to dziwne.

Policjant patrzył na nas, jakby żałował, że jednak nie jesteśmy rodzinnym gangiem złodziejaszków. Wreszcie wyjął z teczki kilka zdjęć.

– To fotografie, które zrobili nasi technicy. Przyznacie państwo, że podobieństwo jest zastanawiające.

Rzuciliśmy się na zdjęcia, zaczęliśmy je porównywać z pracą Jacusia. Zgadzało się wszystko, każdy szczegół. Nie dziwiłam się, że właściciela zatkało, kiedy w telewizji zobaczył rysunek swojego mieszkania. Policji też już się nie dziwiłam. Faktycznie, to nie wyglądało na przypadek… Wzięłam jedno ze zdjęć do ręki przyjrzałam mu się dokładniej, potem, niby przypadkiem zerknęłam na naklejkę z tyłu. Były tam nazwisko i adres okradzionego.

– Chcesz tam pojechać? – zapytał mnie mąż, kiedy policjanci opuścili nasz dom i powiedziałam mu, że zapamiętałam adres mieszkania z rysunku. – Po co?
– Musimy porozmawiać z tym okradzionym człowiekiem. Jacuś mówił, że kilka razy miał sen o tym mieszkaniu i że to coś znaczy. Warto to sprawdzić.
– Od kiedy wierzysz w sny? – mąż był zmęczony i zły. – Chcesz, żeby właściciel oskarżył cię o najście? Najpierw włamanie, potem napaść obłąkanej kobiety…

A co to za skrytka?

Ja też byłam zła i zmęczona.
– Najpierw komputer, potem policja – powiedziałam, co mnie obudziło wczesnym rankiem. – To wszystko się łączy… – zaczęłam. – Jacuś mówił, że tam jest coś schowane. Mam wrażenie, że powinniśmy pójść i poszukać.

Mąż popukał się w czoło. Następnego dnia, jak tylko odwiozłam Jacusia do zerówki, wyruszyłam do człowieka, który myślał, że mamy coś wspólnego z włamaniem.

– To nie my, przysięgam – tłumaczyłam starszemu panu, który otworzył mi drzwi i zaprosił do środka.
– Wiem, policja mówiła, że to przypadek. Niezrozumiały i dziwny, ale tylko przypadek – starszy pan był rozgoryczony i zrezygnowany. – Już nie wierzę, że kiedykolwiek odnajdą złodziei i odzyskają moje pamiątki. Proszę spojrzeć, ograbili mnie ze wszystkiego. Przez całe życie strzegłem pamiątek po przodkach. To była moja misja. Obowiązek. Starałem się go wypełnić, a teraz…

Otworzył drzwi ogołoconego pokoju.
– Zostawili to, czego nie mogli udźwignąć. Meble i zegar – zaczął opowiadać, jakie obrazy wisiały na ścianach, jakie bibeloty stały na szafkach i komódkach.

Słuchałam jednym uchem, bo te szczegóły doskonale znałam z rysunku Jacusia. Interesował mnie wielki, stary zegar. Jacusiowi śniło się, że patrzy na pokój z wnętrza zegara, i tak to narysował. Na pierwszym planie było wahadło na długim łańcuszku, potem uchylone drzwiczki z pękniętą szybką, przez którą było widać pokój.

Na rysunku nad drzwiczkami była mała tabliczka. Uchyliłam drzwiczki z pękniętą szybką, wsunęłam do środka rękę, wymacałam prostokątny kształt.

Nacisnęłam.
– Jak to pani zrobiła? – starszy pan w nabożnym skupieniu słuchał bicia zegara. – On nie chodzi od… Od czasów mojego dzieciństwa – szepnął.
Urwał, kiedy z wnętrza zegara wysunęła się szufladka.

Bo pięknie jest żyć

– Pójdziemy tam wieczorem? Do mieszkania z mojego snu? Naprawdę? – Jacuś nie mógł uwierzyć, że jego sen się ziści. – Pokażesz mi wszystko? Zegar? I tego pana?
– Ten pan cię serdecznie zaprasza – uśmiechnęłam się. – Bardzo chce cię poznać. I to nie jest żaden pan tylko… – zaczęłam w myślach robić szybkie obliczenia. – Tak jakby dziadek, tylko dość daleki. Nie wiedział o naszym istnieniu, dopiero zegar mu powiedział. Okazało się, że w obudowie zegara była skrytka, a w niej rodzinne stare dokumenty. Pan Hieronim powiedział, że to znak, żeby już nie marnował życia, pilnując pamiątek przeszłości. Bo on pamiętał o przedmiotach, a zapomniał o tym, co najważniejsze. Że nie jest sam. Że ma rodzinę. Postanowił to zmienić i koniecznie chce ciebie poznać.

– Chce mnie poznać? – Jacuś podskakiwał jak piłka. – Bo to wszystko dzięki mnie? Dzięki moim snom i mojemu rysunkowi?
– Tak, kochanie – pogłaskałam go po główce i uśmiechnęłam się, bo ruch mojej dłoni ożywił kamień w pierścionku po praprababce. – Podejrzewam, że duchom naszych praprzodków nie podobała się samotność twojego nowego dziadka. Postanowiły to zmienić.
– Napuściły na niego złodziei? I przyśniły mi się?
– Nie wiem, czy duchy napuściły złodziei, ale na pewno przyszły do ciebie we śnie – spojrzałam na sześciolatka, który aż przykucnął z wrażenia, a potem podskoczył, szczęśliwy i roześmiany, z rękami wyciągniętymi do góry, jakby chciał dosięgnąć słońca.

– Jesteś wyjątkowy, Jacusiu. Dlatego chciały, żebyś to właśnie ty pokazał starszemu panu, jak pięknie jest żyć.

Weronika, 39 lat

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama