„W wieku 47 lat zostałam znów matką. Szkoda, że nie swojego dziecka. Mój syn popełnił błąd i teraz ja za to płacę..."
„Nie uśmiechała mi się zbytnio perspektywa bycia matką. Ale jeżeli ja się nim nie zajmę, to kto? Obcy ludzie? Moim wnukiem?! A może Michał? Mało prawdopodobne. Nawet na starszego brata ten rozpieszczony jedynak się nie nadaje"
- redakcja mamotoja.pl
Zawsze uczyłam syna, że trzeba płacić za swoje błędy. Tym razem nie mogło być inaczej, choć wiedziałam, że sam nie da sobie rady...
Uważam się za kobietę nowoczesną. Jestem za równouprawnieniem, swobodą wyboru i partnerstwem – w życiu, rodzinie i w interesach. Jestem tolerancyjna; nie znoszę jedynie nielojalności i głupoty. Nie sądzę, żebym popełniła jakiś błąd w rozumowaniu, a jednak mój mąż zdradził mnie z opiekunką do dziecka, wspólnik próbował wygryźć z interesu, a syn zachował się gorzej niż ci dwaj razem wzięci.
Zaczęło się od tego, że pewnego dnia przyszedł do mnie i powiedział:
– Mamo, potrzebuję kasy.
– Tak? A na co? – słuchałam go trochę nieuważnie, bo właśnie sprawdzałam listę zamówień.
Zobacz także
– To sprawa życia i śmierci.
– A konkretnie? Jakiś nowy ciuch, gra, bajer do kompa?
– Przeleciałem panienkę, zrobiłem jej dziecko i potrzebuję na skrobankę – wyrzucił z siebie jednym tchem.
No teraz przyciągnął moją uwagę.
– Żartujesz sobie, tak?
Pokręcił głową w odpowiedzi.
Taka głupia wpadka! A przecież tyle razy rozmawiałam z nim o antykoncepcji!
– Nie zabezpieczyłeś się?
– Byłem pijany i zapomniałem.
– Coraz lepiej! – Sięgnęłam po papierosa. – Znam ją? – zapytałam po chwili.
– Ja sam jej dobrze nie znam. Dziewczyna ze wsi, gdzie spędzaliśmy wakacje. Pech chciał, że Wojtek zostawił jej swój numer telefonu i tak mnie znalazła. To co, dasz mi tę kasę? – zapytał, jakby chodziło o forsę na kino.
Spojrzałam na niego i… przestraszyłam się, bo zobaczyłam w nim zupełnie obcą osobę. Takim nie znałam mojego syna. Stał przede mną z obrażoną miną i żądaniem w oczach. Czy to naprawdę moje dziecko? Gdzie popełniłam błąd?
– Muszę pomyśleć.
– A o czym tu myśleć? – zirytował się.
– Muszę się zastanowić, zostaw mnie samą. Wyjdź!
Kiedy Michał wyszedł, trzaskając drzwiami, nalałam sobie drinka. Ręce mi się trzęsły.
Sprawa życia i śmierci, powiedział. Racja, jak cholera! Gówniarz jeden. Rozpuściłam go jak dziadowski bicz. Zawsze wszystko dostawał na tacy, wyciągałam go za uszy z każdej kabały i oto skutki. Wydaje mu się, że wszystko można załatwić, każdy błąd wyprostować. Otóż nie. Zrobienie dziecka jakiejś dziewczynie to nie to samo co wybita szyba w szkole. Nie dam mu wykręcić się sianem!
Tylko czy mam mu kazać zostać ojcem za karę? Nie można nikogo zmusić do miłości ani do bycia dorosłym. Rozczarował mnie, trudno, ale czy mam pozwolić, aby zmarnował sobie życie? Jak dam mu pieniądze, raz dwa o wszystkim zapomni. Zda maturę, pójdzie na studia… Ale ja? Czy ja zapomnę tak łatwo?
Co ja sama zrobiłabym na miejscu tej dziewczyny? Wyobraziłam ją sobie: samotna, przerażona, bez pieniędzy, odrzucona przez rodzinę, wytykana palcami przez sąsiadów… Co bym zrobiła? Co bym wybrała?
I już wiedziałam. Bez względu na konsekwencje nie usunęłabym ciąży. Nigdy. Jestem nowoczesną kobietą o liberalnych poglądach, wierzę w prawo kobiety do wyboru. Tyle że w tej jednej jedynej sprawie nie miałabym wyboru. Najważniejsze jest życie. Nie jestem specjalnie religijna i nie potrzebuję dziesięciu przykazań, żeby odróżnić dobro od zła. Nie wiedziałam, co będzie dalej, jak potoczy się przyszłość, ale jedno wiedziałam na pewno.
– Aborcja jest wykluczona.
– Jak to, wykluczona? To co zrobimy? – mój syn wyglądał na zagubionego smarkacza, którym był w istocie.
– Jeszcze nie wiem, ale nie dam ci zabić mojego wnuka. Albo wnuczki.
– Że co? Nie rozumiem…
– Widać jesteś głupszy, niż myślałam. Czy naprawdę wychowałam nieczułego drania, który gotów jest zabić własne dziecko, żeby się wyplątać z kłopotów? Narozrabiałeś, więc cierp, a nie biegnij do mamusi, żeby za ciebie posprzątała. Nic z tego!
– Ale… kiedy tak mówisz, to… to wygląda strasznie – jąkał się Michał. – A ja przecież nie chcę nikogo zabijać! Ja… ja chcę tylko usunąć niechcianą ciążę!
– Ale ja chcę tej ciąży.
– Jestem już pełnoletni! Jolka też, nie możesz nas do niczego zmusić!
– Pełnoletni? Co ty powiesz… – zadrwiłam. – Więc ponoś konsekwencje swoich czynów. Jak dorosły. Poza tym przypominam ci, że w naszym kraju usuwanie ciąży bez uzasadnionych przyczyn jest nielegalne. Gadka, że po prostu jej nie chcesz, nie jest uzasadnionym powodem.
– Ale mamo, ty nie wiesz, co to za dziewczyna! To nie żadna niewinna panienka. Sama do mnie przyszła, sama chciała! To wiejska dziewoja, której myśli nie wybiegają dalej niż do kolejnej dyskoteki w remizie!
– Jak jej robiłeś dziecko, jakoś ci to nie przeszkadzało.
– Mamo, jestem za młody! Co ze studiami? Czemu nagle stałaś się taka konserwatywna? Czemu to komplikujesz? Nie rozumiesz? Ja nie chcę być ojcem!
– Za późno, już nim jesteś.
Zmusiłam go, żeby przywiózł dziewczynę do mnie na rozmowę
– Tylko nie mów, że cię nie ostrzegałem! – syknął z wściekłością, zanim ją wpuścił do gabinetu. Po chwili jego złość wyparowała. – Błagam, tylko nie każ mi się z nią żenić! – wyszeptał płaczliwie.
Dziewczę było zasmarkane, zapłakane i ledwie mnie zobaczyło, zaczęło jojczyć.
– Ojciec mnie zabije! Boże, nieślubne dziecko, taki grzech! Niech pani mi pomoże, pani syn mi to zrobił! Nie wrócę do domu, zanim… Nie chcę tej ciąży! Ja chciałam być modelką albo panią w sklepie, w butiku, ja… – rozryczała się na całego.
– Masz – podałam jej chustkę.
– Przestań beczeć. Coś wymyślimy.
Uspokoiła się i tylko od czasu do czasu pociągała nosem.
– Nie usuniesz tego dziecka – oświadczyłam kategorycznie.
– Nie? – zapytała głupawo.
– Nie. To grzech o wiele większy niż nieślubne dziecko. A jak cię złapią, wsadzą do więzienia. Aborcja jest karalna. Który to miesiąc?
– Nie wiem, wstydziłam się iść do lekarza, u nas wszyscy się znają i zaraz by się wydało. Zrobiłam test, bo u mnie zawsze jak w zegarku… – Na chwilę ucichła, by złapać oddech. – Nie wrócę z brzuchem do domu – powiedziała zdecydowanie.
Spojrzałam na nią. Odwzajemniła się hardym spojrzeniem. Swoje wiedziała, podobnie jak ja.
– Do czasu porodu zamieszka z nami – poinformowałam Michała.
– Byle nie w moim pokoju. Nie chcę mieć z nią nic wspólnego!
– Zawsze będziecie mieli coś wspólnego – uświadomiłam mu.
– Z tym bachorem też nie chcę mieć nic wspólnego. Nie zmusisz mnie!
Nie słuchałam, pogrążona we własnych myślach. Planowałam, obmyślałam taktykę, w tym byłam naprawdę dobra.
– Rodzicom się powie, że znalazła pracę w mieście, w sklepie z damską bielizną. Opłacę lekarzy, szpital i co będzie trzeba.
Kupimy jej ciuchy, zadbamy o wygląd…
Jolka szybko zadomowiła się w moim domu i sklepie. Dobrze ubrana i umalowana wyglądała wcale nieźle. Poza tym miała dryg do sprzedawania. Prawdziwy talent. Trochę się z początku bałam, ale łapała wszystko w lot. Klientki ją wychwalały, choć nie były ślepe.
Wkrótce jej ciąża zaczęła się rzucać w oczy, podobnie jak brak obrączki. Ale, o dziwo, Jolka nic sobie nie robiła z plotek. Ona, która drżała na myśl o powrocie na wieś, w mieście wręcz puszyła się swoim stanem. A bielizna dla brzemiennych i staniki dla karmiących szły jak woda.
Czas leciał. Michał bez przerwy się uczył. Przygotowywał się do matury jak szalony i udawał, że sprawa dziecka go nie dotyczy… Wiedziałam swoje. Był tak przerażony, że prawie nie wychodził ze swojego pokoju. Bał się natknąć na Jolkę i jej coraz większy brzuch. Współczułam mu, ale z tym problemem musi poradzić sobie sam. Ojcem zostaje się w parę chwil, ale bycia nim uczy się przez całe życie.
Jola z kolei znalazła swoje powołanie za ladą. Nie grzeszyła inteligencją, ale starczyło jej sprytu, by zrozumieć, że niechciana ciąża nieoczekiwanie stała się dla niej przepustką do lepszego świata. Wyrwała się ze wsi i nie zamierzała tam wracać. Chyba że w odwiedziny. Zbyt się Joli spodobało miejskie życie, ładne stroje, zagraniczne kosmetyki, czysta praca, eleganckie klientki, bogaci faceci…
A ja wciąż nie byłam pewna, co zrobię, kiedy dziecko się urodzi
Czy mam się nim zająć sama? I w wieku 47 lat znowu zostać matką? Nie uśmiechała mi się zbytnio taka perspektywa. Ale jeżeli ja się nim nie zajmę, to kto? Obcy ludzie? Moim wnukiem?! A może Michał? Mało prawdopodobne. Nawet na starszego brata ten rozpieszczony jedynak średnio się nadawał.
A może Jolka? W końcu to matka… Choć ostatnio bez przerwy marudziła, jak ciąża figurę jej zepsuła, i że ma w nosie, co mówią lekarze, ale ona nie zamierza zepsuć sobie jeszcze biustu karmieniem. Poprzewracało się pannie w głowie. Czułą mamusią na pewno by nie była…
Widać i Jolka miała podobne przemyślenia, bo w ósmym miesiącu stwierdziła, że musimy poważnie porozmawiać.
– O przyszłości – zaznaczyła.
– A co planujesz?
– Nie wiem, to zależy od pani… – odpowiedziała. Kilka miesięcy stołecznego życia i wyrobiła się dziewczyna. Wyraźnie widziałam, że coś kombinuje.
– Chcesz po porodzie zająć się dzieckiem?
– A gdzie będę mieszkać? Tutaj? Michał się ze mną ożeni?
– Wątpię. Żadne z was się do tego nie pali.
– Pewnie. Michał to szczeniak. Co on mi może zaoferować? Wszystko, co ma, należy do pani, a dziecko to jedyne, co mam ja… – rzuciła mi przebiegłe spojrzenie.
A więc zabrała się za negocjacje. No to sporo się będzie musiała nauczyć.
– Co proponujesz?
– Może by mnie pani wzięła do spółki, co? W końcu będziemy rodziną… Pani nie straci kontaktu z wnukiem, a ja nie zostanę na lodzie sama z dzieckiem. – uśmiechnęła się chytrze. – Wie pani, kiedy małe się we mnie rusza, czuję, że nie mogłabym żyć bez niego. W końcu jestem matką. Teraz wszystko zależy od… – urwała i spojrzała na mnie znacząco. Wyglądała na zadowoloną z siebie.
– Obudziły się w tobie instynkty macierzyńskie? Świetnie – zablefowałam.
– Tym lepiej dla dziecka. Umówiłyśmy się, że zadbam o ciebie do czasu rozwiązania. Potem robisz, co chcesz. Oddajesz dziecko do adopcji albo zatrzymujesz…
– Pani go nie chce? – Jolka sprawiała wrażenie zaskoczonej.
– Nie zamierzam kupować od ciebie mojego wnuka.
– To… to co pani proponuje? – wyraźnie spuściła z tonu. – Czemu mi pani pomogła, jeżeli nie chciała pani zatrzymać dziecka? Myślałam…
– Widać za dużo sobie myślałaś. Pomogłam ci, bo uznałam, że tak trzeba. Jeżeli chcesz sama zadbać o dziecko, proszę bardzo. Chcesz je zostawić u mnie, jeszcze lepiej, ale na moich warunkach, nie pozwolę się szantażować ani teraz, ani później.
– To znaczy? – zapytała.
– Zrzekniesz się praw rodzicielskich. Nie życzę sobie, żebyś zjawiła się za dziesięć lat z żądaniami czy obudzoną ni z tego, ni z owego matczyną miłością. Mój syn zostanie wpisany do metryki jako ojciec, a ja zostanę prawnym opiekunem.
– A co ja z tego będę miała?
– Nie pożałujesz, obiecuję.
Urodziła się dziewczynka
Jola podpisała stosowne dokumenty, a ja załatwiłam jej pracę w Paryżu. W domu mody. Była zachwycona. Ja też. Nawet Michał, gdy po raz pierwszy wziął małą na ręce, wyglądał na wzruszonego i dumnego. Odtąd nie udawał, że sprawa dziecka go nie dotyczy.
Krystyna, 47 lat
Czytaj także:
- „Wyglądam jak słoń! Nie żałuję, że urodziłam Marysię, ale nie mogę już na siebie patrzeć!”
- „Sąsiadka chciała UKRAŚĆ moje dziecko. Jak mogłam być taka naiwna?!”
- „Sama wychowuję synka. Jego ojciec odszedł od nas, bo... znalazł kogoś nowego. I to pół roku temu! Gdy nasze dziecko miało 6 miesięcy – on wchodził w nowy związek. ”