Mała Hania z Rzeszowa marzy o warkoczach: niestety włoski wypadają jej, gdy się stresuje. Rodzice tłumaczą jej, że nie jest gorsza
Hania z Rzeszowa ma 5 lat. Chodzi do przedszkola, rozwija się wspaniale. A jednak dziewczynka jest chora i wie, że widać to już na pierwszy rzut oka. Zmiana żłobka na przedszkole, narodziny młodszej siostrzyczki… Stres związany z ważnymi wydarzeniami sprawia, że Hani wypadają włoski.
Rówieśnicy dziewczynki nie widzą w tym nic, co mogłoby sprawić, że lubią Hanię mniej. „Dzieci w wieku Hani biorą świat takim, jaki jest. Nie masz włosów? OK. To jest coś pięknego, coś, czego powinniśmy się od nich uczyć” – mówi mama 5-latki. Kobieta wie jednak, że jej córeczka marzy o bujnych włosach. Takich, z których można zapleść warkocze. Dziewczynka widzi, że jej 2,5-letnia siostrzyczka ma dużo gęstsze, ładniejsze włoski…
Gdy miała roczek, straciła włoski
Gdy Hania miała roczek, wypadły jej wszystkie włoski. Dwa lata później włosy znów zaczęły wypadać – co prawda nie wszystkie, ale te rosnące dookoła głowy. Łysina utworzyła coś w rodzaju wianuszka… Tak organizm dziecka reaguje na stres, gdy choruje na łysienie plackowate (alopecja).
„Hania wie, co jej dolega, ale nie mówimy, że jest chora. Dla nas choroba to leżenie w łóżku, zbijanie temperatury i podawanie syropków. Mówimy, że ma chore włoski, że część jej rośnie, a część wypada. Uświadamiamy, że brak włosów nie powoduje, że jest gorsza. Tłumaczymy jej, że tatuś był tak samo fajny, gdy miał długie włosy, jak teraz, gdy jest łysy” – mówi pani Kamila.
„Nasze dzieci traktuje się jak dzieci z nowotworem”
Mama Hani nie kryje jednak, że nie wszyscy są tak wyrozumiali jak rówieśnicy jej córki. Wie, że ona i jej mąż nie są jedynymi rodzicami dzieci cierpiących na alopecję.
„Nasze dzieci traktuje się jak dzieci z nowotworem, co jest zrozumiałe, bo utrata włosów od razu przywodzi na myśl chorobę nowotworową, a wiedza na temat alopecji jest znikoma”.
Kobieta martwi się też, że w przyszłości jej córeczka może cierpieć z powodu braku włosów. Nie chce, by jej dziecko czuło się gorsze.
„Teraz pozornie jest bezpieczna, lubi swoją grupę, ma dużo kolegów i koleżanek, włoski rosną. Ale są sytuacje, przed którymi nie jesteśmy w stanie jej uchronić, np. stres przed zgubioną zabawką. Robimy wszystko, by nie czuła się gorsza, by wzmocnić jej wewnętrzną siłę, która pozwoli jej w przyszłości zmierzyć się z krytyką” – mówi mama.
Peruka ze sztucznych włosów? To jak wełniany, gryzący hełm za 600 złotych
Pani Kamila postanowiła, że zrobi wszystko, by spełnić marzenie córki o bujnej czuprynie. W tej sytuacji rozwiązaniem jest peruka. Hania próbowała już nosić tę ze sztucznych włosów, ale to nie było dobre doświadczenie. Peruka kosztowała 600 złotych.
„Kupiliśmy ją, żeby Hania się oswoiła. To niestety nic innego jak wełniany hełm w rozmiarze uniwersalnym, który gryzie, swędzi i powodował ogromny dyskomfort” – wspomina pani Kamila.
Peruka z naturalnych włosów jest jednak o wiele droższa. Może kosztować 6 tysięcy lub nawet 12 tysięcy, gdy zostanie wykonana w modnym salonie…
„Dołącz do misji…”
Rodzice Hani szukają młodych osób o zdrowych, najlepiej niefarbowanych nigdy włosach. Lub osób, które z myślą o Hani zapuszczą i zetną swoje włosy. Akcja ma również na celu podniesienie świadomości społecznej na temat łysienia plackowatego u dzieci.
„W Anglii jest większa świadomość społeczna. U nas wszystko jest w powijakach, podobnie jak branża perukarska. Chcemy to zmienić, zaczynając od kręgu najbliższych nam osób. Cały czas edukujemy rodzinę, znajomych, tłumaczymy, że to nie są tylko włosy, bo za nimi stoi także poczucie wartości, które rzutuje na całe nasze życie” – mówi pani Kamila, współautorka akcji „Dołącz do misji: superwłosy dla Hani”.
Każdy, kto chciałby pomóc, proszony jest o kontakt za pośrednictwem poczty e-mail: wlosy.dla.hani@wp.pl
Źródło: Onet
Piszemy też o: