Małopolska: malutka Oleńka odeszła w szpitalu. Wcześniej jej mamie odmówiono pomocy
Do tragicznego wydarzenia doszło w Szpitalu Powiatowym w Brzesku. Rankiem 20 maja lekarze próbowali ratować życie maleńkiej Oli. Mimo długiej reanimacji, dziewczynka zmarła. Teraz prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci. Dyrekcja szpitala twierdzi, że nie popełniono żadnych błędów.
Mała Aleksandra żyła zaledwie 29 dni. Dziewczynka zmarła na oddziale pediatrycznym Szpitala Powiatowego w Brzesku. Zanim tam dotarła, jej mama została odesłana z SOR-u tego samego szpitala. Kobieta sama, w środku nocy, z dzieckiem na ręku, musiała szukać oddziału pediatrycznego. Gdy w końcu tam trafiła, na ratunek dla jej córeczki było już za późno.
Ola była zdrowym noworodkiem
Już w trzeciej dobie po porodzie mama i Ola zostały wypisane do domu. Później, podobnie jak inne noworodki, dziewczynka przeszła obowiązkowe badania, które przeprowadził lekarz rodzinny. Stan zdrowia Oleńki nie budził żadnych zastrzeżeń. Spokojni byli także rodzice, którzy nie zauważyli nic niepokojącego.
Dwa dni przed śmiercią dziewczynki tata Oli spędził z córeczką kilka godzin. Mężczyzna nie wiedział, że były to ich ostatnie wspólne chwile. „Była zadowolona, spokojna, zachowywała się normalnie” – mówi pan Krzysztof w rozmowie z „Super Expressem”. Tata Oli, który z zawodu jest kierowcą, wyjechał w trasę. W nocy, 20 maja, partnerka pana Krzysztofa zauważyła, że córka dziwnie oddycha i charcze.
SOR odmówił pomocy mamie z dzieckiem
„Mama Oli zadzwoniła do mnie, powiedziała o tym dziwnym oddechu. Uznaliśmy, że najlepiej będzie, jeśli pojedzie na SOR w Brzesku, by lekarz zbadał córkę” – opowiada pan Krzysztof. W drodze do szpitala towarzyszyła im 14-letnia siostra Oli. Na SOR w Brzesku kobiety dotarły około godziny 3 nad ranem.
Gdy mama Oleńki chciała wejść na oddział ratunkowy, okazało się, że drzwi są zamknięte. „Moja partnerka dzwoniła, bo drzwi były zamknięte. Wyszła do niej kobieta, nie wiem, czy to była rejestratorka czy ratowniczka, ale powiedziała, że ma iść na oddział pediatryczny. Na Olę nawet nie spojrzała” – opowiada tata Oli. Gdy mama z córkami w końcu dotarła na oddział dziecięcy, musiała ponownie tłumaczyć pracownikom szpitala, co dzieje się z jej najmłodszą dziewczynką. Reanimacja trwała 1,5 godziny, niestety dziewczynka zmarła.
Na oddziale nie było defibrylatora
Rodzina maleńkiej Oleńki zadaje pytanie, czy ich córeczkę można było uratować. Czy kobieta na oddziale ratunkowym popełniła błąd? Czy minuty poświęcone na szukanie oddziału dziecięcego i ponowne tłumaczenie zmniejszyły szansę Aleksandry? Prokuratura wszczęła śledztwo w tej sprawie i czeka na wyniki sekcji zwłok.
„Nie mam żalu do lekarzy i personelu medycznego z oddziały pediatrycznego. Oni w mojej ocenie robili wszystko, żeby uratować Olę, co prawda byłem zdziwiony, że nie mieli na oddziale defibrylatora, tylko musieli po niego iść. Mam żal do kobiety z SOR–u, która odesłała moją partnerkę i na córkę nawet nie popatrzyła. A Ola wtedy jeszcze oddychała i nawet wydawała dźwięki”– powiedział tata dziewczynki.
Mała Aleksandra została pochowana razem ze swoimi dziadkami.
Śmierć miesięcznej Oli: oświadczenie dyrekcji szpitala
Dyrekcja podkreśla w swoim oświadczeniu, że dziecko zostało przyjęte do szpitala bez oznak życia. „Niezwłocznie została podjęta akcja resuscytacyjna, która okazała się nieskuteczna. W związku z tym personel szpitala powiadomił organy ścigania. Jednocześnie rodzina została objęta opieką personelu oraz zostało zaproponowane wsparcie psychologiczne” – czytamy w oświadczeniu. Prokuratura Rejonowa w Brzesku prowadzi śledztwo pod kątem nieumyślnego spowodowania śmierci noworodka. Dyrekcja szpitala apeluje, aby nie wydawać wyroków przed ostatecznym wyjaśnieniem przyczyny tego zdarzenia.
Źródło: se.pl
Piszemy też o:
- Warmińsko mazurskie: mały chłopiec w samej pieluszce przy drodze. Ludzie myśleli, że ktoś go zostawił
- Podkarpackie: kolejne dziecko uwięzione w rozgrzanym aucie. Taki błąd może zdarzyć się każdemu kierowcy
- Lubuskie: Pani Sandra z Kargowej osierociła czwórkę dzieci. Kto się nimi teraz zaopiekuje? Strażacy już rozpoczęli zbiórkę pieniędzy