Leoś poszedł do przedszkola jako 4-latek, więc chyba już czas najwyższy. Spędził ze mną w domu wystarczająco dużo czasu, powinien już wyjść do świata, do dzieci. Myślałam, że w końcu odetchnę, no ale nic z tego.

Reklama

Dziecko nie chce odstąpić mnie na krok!

Wiedziałam, że adaptacja musi trochę potrwać, specjalnie poszliśmy z Leosiem na zajęcia przygotowawcze już w sierpniu. Niby wszystko było ok, synkowi spodobało się przedszkole, lgnął do dzieci, bawił się. Nie skojarzyłam jednak wtedy, że dobrze jest, dopóki ja jestem obok. Przyszedł wrzesień i zaczęły się schody. Jedna histeria, druga, dziesiąta... Pomyślałam – dobra, tak musi być, to zaraz minie, przyzwyczai się. Ale jest już listopad, a ja codziennie rano wracam do domu roztrzęsiona!

Naprawdę robię, co mogę. Codziennie go zaprowadzam, przytulam, staram się być spokojna, tłumaczę. A i tak kończy się na tym, że panie przedszkolanki siłą wyrywają mi Leonka z rąk. I ja muszę siłą odrywać go od siebie. On w ogóle nie chce mnie wypuścić! Co z tym zrobić? Mam dość.

Łapię się już na tym, że wcale nie jest mi żal synka. Czuję złość i mam ochotę krzyknąć na niego, żeby się wreszcie uspokoił. Wstyd mi, ale jestem już umęczona tą sytuacją.

Mąż zaczął nawet przebąkiwać, że może za wcześnie na przedszkole, a może mu tam jakąś krzywdę robią? Sama nie wiem. Na pewno nie chcę zabierać go z powrotem do domu, bo przecież nigdy się ode mnie nie odklei. Czy takie zachowanie jest normalne?

Zobacz także

Iga

Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama