Reklama

Rano, aż do pierwszej kawy jestem nieprzytomna. Najlepiej się do mnie nie odzywać, bo i tak nic nie przyswajam… Biorę prysznic, ubieram się, wstawiam mleko i czajnik z wodą na gaz, a potem czekam na gwizdek. Muszę go natychmiast wyłączyć, żeby dzieciaki jeszcze pospały, zanim ja się naprawdę obudzę.

Reklama

Patrycja ma pięć lat i jest strasznym śpiochem. Wyciągam ją z łóżka nieprzytomną, dopiero w łazience otwiera oczy i natychmiast zaczyna marudzić, że nie chce do przedszkola, że ją boli brzuszek albo gardło, i tak się maże, maże, dopóki nie wyjdziemy z domu. Nieraz jestem cała spocona, zanim ją ubiorę, jakoś uruchomię i doprowadzę do pionu. Na szczęście Boguś to dobry i spokojny chłopaczek. Z nim nie ma żadnego kłopotu.

Alimenty, które dostaję, to jakiś żart

Wiem, że takie małe dzieci powinny pospać dłużej, ale co ja mam zrobić, kiedy pracę zaczynam od siódmej, a mój zakład znajduje się na krańcach miasta? Zanim tam dojadę, muszę Patrycję odtransportować do przedszkola, a Bogusia do żłobka. Jedno i drugie w dwóch różnych punktach, ale i tak dziękuję losowi, że mi się udało i że przyjęli dzieci, bo inaczej nie wiem, co by było. Zadecydowało to, że jestem samotną matką i że nie prosiłam na wejściu o żadne zniżki w opłatach ani dofinansowania. Płacę, ile każą, no ale żeby płacić, trzeba zarabiać!

Na Patrycję mam alimenty, tylko bardzo małe, bo jej tata zarabia grosze, przynajmniej tak zeznaje w sądzie i takie przedstawia zaświadczenia. Ma zresztą inną rodzinę i tam też są dzieci, więc postanowiłam, że nie będę tym innym dzieciom od ust odejmować, żeby nakarmić swoje. Jak go poznałam, już był żonaty, ale mi wmówił, że to była pomyłka i że go z żoną nic nie łączy. Potem się okazało, że łączy i to bardzo, bo Patrycja i jego legalna córka przyszły na świat prawie w tym samym terminie…

Patrycja ojca w ogóle nie widuje, bo on mieszka daleko i nie czuje potrzeby jej odwiedzać. Prezentów też nie przysyła żadnych, więc żeby małej nie było przykro, czasami ja kupuję jej jakiś drobiazg na Mikołaja albo imieniny i mówię, że to od jej taty. Bardzo się wtedy cieszy. Na Bogusia nie mam alimentów. Jego ojciec, gdy się tylko dowiedział, że jestem z nim

w ciąży, rozpłynął się jak ta szara mgła! Nawet nie wiem, czy naprawdę się tak nazywał, jak się przedstawiał? Mógł mnie okłamać, bo nasz romans był krótki – zaledwie kilka nocy na plaży w Mielnie, gdzie pracowałam sezonowo w domu wczasowym jako kelnerka.

To był koniec czerwca i on z kumplami biwakował na dziko, gdzie się tylko coś działo. Strasznie się zakochałam! Wyglądał jak Cygan, pięknie śpiewał i grał na gitarze, moją małą Patrycję nosił na barana, kupował jej lizaki, a dla mnie był czuły

i szarmancki. Potem wyjechał, ale obiecywał, że wróci za parę tygodni. I rzeczywiście! Pojawił się znowu na początku sierpnia, kiedy ja już miałam pewność, co ze mną jest.

Rodzina nie udziela mi żadnej pomocy

Wysłuchał mnie, odwrócił się na pięcie i tyle go widziałam… Zostałam sama z dwójką dzieci! Już po urodzeniu Patrycji moja rodzina się odsunęła, że niby dziecko nie jest ślubne, że jestem puszczalska i tylko wstyd przynoszę. Kiedy się dowiedzieli o Bogusiu, całkowicie się mnie wyrzekli! Tylko nie sprzeciwiali się, żebym wzięła mieszkanie po babci, bo kiedy jeszcze żyła, to mnie tam zameldowali. Malutki pokój ze ślepą kuchnią dostałam i na tym koniec. Żadnej innej pomocy.

Pojechałam do rodziców tylko raz, żeby zaprosić ich na chrzciny, ale nawet mi drzwi nie otworzyli. Stałam z dziećmi przed furtką, pies szczekał, sąsiadki wyglądały zza płotów, a u nich niby cisza, niby nikogo nie ma! Tylko firanka się ruszała, a okno na dole było otwarte na oścież! Przecież gdyby wyszli, nie zostawiliby tak domu – znaczy, że schowali się przede mną i przed wnukami.

Z tymi chrzcinami też było ciekawie, bo ja wcale sama tego nie wymyśliłam. Nawet by mi do głowy nie przyszło, że tak można – dwoje dzieci nieślubnych, matka bez grosza, no i skąd wziąć chrzestnych do takiej familii? Ale ksiądz staruszek zorganizował wszystko jak należy i jestem mu za to bardzo wdzięczna. Tyle się psioczy na duchowieństwo, lecz ja złego słowa nie mogę na nich powiedzieć! Nie wydziwiali, że każde dziecko z innym ojcem, nie wyśmiewali, że głupia i lekkiego prowadzenia.

Moje dzieci miały piękny chrzest… Księża z parafii znaleźli dla nich rodziców chrzestnych, a oni kupili śliczne ubranka i pamiątki. Do tej pory podrzucą co i raz jakąś paczkę, chociaż to zupełnie obcy ludzie i widać, że też niebogaci. Było tak uroczyście, jakby chodziło o kogoś znaczącego i zamożnego, a nie o zwykłą kobitkę, biedną jak kościelna mysz! Na pamiątkę mam dużo zdjęć. Jakby kiedyś, jakimś cudem, ktoś z moich się odezwał, to będę miała dowód, że obcy są czasami lepsi od rodzonych!

Nie znam mężczyzn, mimo że mam dzieci

I kamień mi spadł z serca, bo jakby – nie daj Boże – coś ze mną, to moje dzieciaki już nie są takie same na świecie! Tę pracę, w której teraz jestem, też mi księża znaleźli. Zakład jest daleko od mojego mieszkania, ale za to szef uczciwy i nie oszukuje na wypłacie. Nie zarabiam kokosów, tyle tylko że nie zalegam ze świadczeniami i starcza na życie. Nie mogłabym narzekać, gdyby nie to, że żyję jak w kołowrocie. Rano, wieczór, noc, dzieci, pranie, gotowanie, sprzątanie, praca i znowu od początku… Dzień za dniem mija, a u mnie nic się nie zmienia. Miesiąc ledwo się zacznie, już się kończy.

Często sobie myślę, że kręcę się na jakiejś olbrzymiej karuzeli i nawet nie zauważę, kiedy przyjdzie starość. Inne w moim wieku się bawią, podróżują, kształcą, kochają i w ogóle robią, co chcą. Ja wiem, że tylko do siebie mogę mieć pretensje, ale czasami czegoś mi żal! Budzę się, a poduszka mokra, bo jakoś tak się ze mną porobiło, że płaczę przez sen. Najpierw mi się wydaje, że jestem wolna i mogę gdzieś przed siebie pobiec, ale zaraz sobie przypominam, że nic z tego! Chciałabym się przytulić do mężczyzny, zasnąć z głową na jego ramieniu, chciałabym, żeby mnie kochał…

Chciałabym, żeby było jak w najpiękniejszych filmach o miłości. Bo chociaż mam dwoje dzieci, to ja tak naprawdę nie znam mężczyzn! Moje oba związki były krótkie, a z żadnym z moich kochanków nie mieszkałam pod jednym dachem. Choć może się komuś wydawać, że jestem taka doświadczona, to nieprawda! Jestem nieśmiała do mężczyzn i szybko im ulegam. Boję się, że tym razem też tak będzie…

Poznałam pewnego chłopaka. Jest młodszy ode mnie, ale bardzo chce rządzić, bo kiedy do mnie przychodzi i jest na przykład mecz w telewizji, to nawet, gdyby dzieci chciały oglądać dobranockę, on nie popuści. Musi być mecz i już! To mi się trochę nie podoba, ale dzieciaki i tak go lubią bo zawsze przyniesie jakieś słodycze i trochę się z nimi powygłupia. One przepadają za takimi zabawami. Więc przymykam oczy na to jego rządzenie. Ten chłopak mówi, że mnie bardzo kocha i że chce mieć ze mną dziecko! Ja też jestem za nim, ale na dziecko się nie zgadzam, bo dwoje mi wystarczy.

I o to są między nami tarcia i sprzeczki. On tłumaczy, że jeśli będę z nim w ciąży, to on będzie miał dowód, że poważnie go traktuję. Ja myślę, że to głupie tłumaczenie. I twardo obstaję przy swoim… Mam małe mieszkanko, już teraz jest ciasno, a gdyby jeszcze przyszło niemowlę chodzilibyśmy sobie po głowach! I kto by nas wtedy utrzymał? On mówi, że dałabym radę

z zasiłku, ale to bzdury! Cieszę się, kiedy przychodzi i zostaje na noc. Nawet nie chodzi o seks, po prostu jest mi dobrze, nie czuję się taka samotna, a i dzieciaki są przy nim mniej rozbrykane. Jednak nie mam żadnej pewności, że znowu nie zostanę sama z kolejnym dzieckiem bez ojca!

Marzę o tym, żeby mieć w kimś oparcie

No więc znowu mam wsiadać na karuzelę i kręcić się bez trzymanki? W głowie mi się kołuje i bez tego! Czasem myślę, że moja głowa to taka wirnikowa, stara pralka. Myśli się w niej kręcą do zupełnego ogłupienia. Po tamtych dwóch już nie wierzę żadnemu mężczyźnie i pewnie nigdy żadnemu tak do końca nie zaufam… To może ja już jestem skazana na samotność?

Krystyna, 34 lata

Czytaj także:

Reklama
  • „Teściowa jest dobrą babcią, ale okropną nianią. Ciągle podważa mój autorytet, rozpuszcza córkę i robi jej mętlik w głowie”
  • „Miałam 16 lat, gdy zaszłam w ciążę. Nie miałam wyboru, musiałam oddać córkę. Nawet nie chciałam jej zobaczyć”
  • „Nasze dzieci nas wykorzystują. Bez przerwy zajmujemy się wnukami, a jesteśmy chorzy i zmęczeni”
Reklama
Reklama
Reklama