Reklama

Siobhan Rose Simmonds z Dover (Anglia) zmarła w szpitalu po tygodniu, dokładnie 2 marca. Jej rodzice, siedmioro rodzeństwa, mąż i dzieci pogrążyli się w żałobie. Postanowili też, że śmierć ukochanej córki, siostry, żony i mamy, nie będzie wcale końcem jej pełnego miłości życia.

Reklama

Chciała tylko spróbować, czy smak jest ok?

Gdy jej mąż wzywał pogotowie, powiedział, że żona podczas przygotowywania posiłku zakrztusiła się jedzeniem. Wystarczyła sekunda nieuwagi, być może pośpiech lub wykonywanie kilku czynności jednocześnie, by doszło do zadławienia. Jej najbliżsi nigdy nie zapomną widoku, gdy leżąc na podłodze, próbowała chwycić oddech…

Po śmierci pomogła innym

Jedynym, co sprawia, że najbliżsi Siobhan, prócz bólu mogą czuć również dumę, jest fakt, że narządy kobiety zostały pobrane w celu ratowania życia innych ludzi.

„Żadne z nas nie wahało się ani chwili. Wiedzieliśmy, że ona właśnie tego chce” – powiedziała Susan, siostra zmarłej 33-latki.

Jej rodzice, bracia i siostry zapamiętają ją jako tryskającą poczuciem humoru małą dziewczynkę, która nigdy nie wyrosła z optymistycznego spojrzenia na świat. Dla dzieci, które osierociła, za zawsze pozostanie mamą, która troszczyła się o nie, jak nikt na świecie. Z którą tak cudownie było tańczyć, bawić się i uczyć nowych rzeczy.

Źródło: The Sun

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama