Reklama

Przez lata tęskniłam za nią i wierzyłam, że wróci. Potem próbowałam zapomnieć, że w ogóle istniała. I nagle ona znów pojawiła się w moim życiu. Niestety na krótko....

Reklama

Miałam trzy miesiące, gdy od nas odeszła. Nikt nie wiedział dokąd... Moja mama wyszła z domu dwadzieścia dwa lata temu. Zostawiła na blacie kuchennym pokrojony makaron, w garnku gotujący się rosół. Mięso na kotlety dopiero się rozmrażało, więc widocznie zapomniała je na noc wyjąć z zamrażalnika.

Ja miałam dopiero trzy miesiące. Płakałam, bo mi wypadł smoczek

Ojciec usłyszał ten mój płacz już na parterze i o mało nóg nie połamał, tak gnał na trzecie piętro. Mówił, że tego dnia, od rana miał złe przeczucia… Mama niczego ze sobą nie zabrała, nawet dokumentów. Wyglądało to tak, jakby na chwilę zeszła do sąsiadki albo do kiosku.

Tym tropem szło śledztwo, przynajmniej na początku; podejrzewano, że może ktoś zadzwonił, ona otworzyła drzwi i została porwana albo wepchnięta z powrotem, zgwałcona, zamordowana, a później wywleczona, żeby się pozbyć ciała. Ale to się nie trzymało kupy, bo w domu był porządek, żadnych śladów jakiegoś szamotania czy walki. Więc kombinowano inaczej: wybiegła po coś do sklepu i wpadła pod samochód… Kierowca spanikował i gdzieś ją wywiózł, kiedy się zorientował, że nie żyje. Potem się pozbył zwłok i koniec!

Były także inne teorie i spekulacje. Plotkowano, że miała kochanka i z nim uciekła, że zwyczajnie robiła tatę w konia, zdradzała go, aż wreszcie go olała na dobre. Ale to miało słabe uzasadnienie w faktach; nie zwiałaby przecież bez dowodu i innych papierów! Jednak najdziwniejsze było coś innego…

Przy tym pokrojonym w łazanki makaronie leżała mamy obrączka

Szeroka, złota z wygrawerowaną datą ślubu i inicjałami rodziców. Czy ją zdjęła, bo po prostu przeszkadzała jej w zagniataniu i wałkowaniu ciasta, czy zrobiła to specjalnie, żeby dać tacie jakiś znak? Nie było wiadomo…

Tata jej szukał jak wariat. Długie lata wierzył, że wróci. Każde moje imieniny, urodziny, każde święta, a już szczególnie Wigilia były czasem nadziei.

– Mamunia na pewno o nas nie zapomniała – mówił. – Może jest chora? Może gdzieś za nami tęskni, ale nie wie, jak tutaj wrócić?
– Tato, a może ktoś ją zaczarował? – pytałam, bo w bajkach tak się przecież zdarzało. – Może ktoś ją więzi w jakimś zamku, a ona nie potrafi się wydostać?
– Pewnie, że tak może być! – odpowiadał. – Ale wróci. Zobaczysz. Zbliżają się święta i teraz już na pewno będzie z nami. Otworzysz rano oczy, patrzysz... A tu mama! To dopiero będzie radość!

Ojciec nawet się nie domyśla, jaką mi zrobił krzywdę takim gadaniem

Wychowywał mnie razem z babcią, czyli swoją matką w takiej drżączce. Całe moje dzieciństwo i całe dorastanie było czekaniem na mamę i kolejnymi rozczarowaniami, że znowu się nie pojawiła. Dziwię się, że wyszłam z tego normalna, że jakoś się obroniłam przed tym widmem, które czaiło się w każdym kącie. To trwało wiele lat.

Dopiero w okresie dojrzewania moja miłość i tęsknota za mamą przerodziła się w żal i złość na nią. Byłam wściekła, że mnie tak okrutnie zostawiła. Postanowiłam więc o niej zapomnieć. Przestałam z kimkolwiek o niej rozmawiać. Tak długo się awanturowałam i płakałam, aż przerażony tata pozwolił pochować wszystkie jej fotografie.

Wielki portret powiększony z legitymacyjnego zdjęcia zniknął ze ściany. Inne pamiątki, książki, duperele leżały w pudłach na pawlaczu. Nareszcie moja mama naprawdę od nas odeszła! Na jawie – odeszła. Za to dręczyła mnie w snach.

Prawie każdej nocy przychodziła do mnie i zostawała, dopóki nie otworzyłam oczu

Nie było na nią sposobu. Raz była młoda i śliczna. Raz stara i gruba. Ale zawsze wiedziałam, że to ona, nawet wtedy, gdy mi się śniło, że ją widzę w tłumie na ulicy, że ją mijam w gromadzie innych ludzi, albo stoję na przystanku i czekam na autobus, a ona odjeżdża tym, do którego ja nie wsiadłam. Widziałam jej twarz za szybą, uśmiechała się albo była smutna, a ja goniłam ten autobus, wiedząc, że i tak nie dam rady!

Wolałabym, żeby umarła i żebym o tym wiedziała. Ale ona mnie porzuciła i tego nie umiałam jej wybaczyć! Miałam z tego powodu straszne kompleksy; uważałam się za głupią, nudną i brzydką. Zewsząd słyszałam, że matki kochają swoje dzieci nawet wtedy, gdy są niegrzeczne, chore albo upośledzone.

Skoro więc moja mama ode mnie uciekła, to jakim musiałam być potworem, jakie budzić w niej obrzydzenie, czy wręcz nienawiść? Przez to, że tak źle o sobie myślałam, nie umiałam znaleźć ani przyjaciół, ani chłopaka. Narzucałam się, płaszczyłam przed nimi, we wszystkim im ulegałam, potakiwałam, a kiedy zaczynali mnie lekceważyć stawałam okoniem i żądałam szacunku!

W końcu uznali więc, że mam nierówno pod sufitem i omijali mnie szerokim łukiem!

Życie jest jednak pełne niespodzianek

Raz ktoś się niespodziewanie gubi, a potem nagle odnajduje! Zauważyłam, że mój tata od kilku dni chodzi jak struty, mało się odzywa, wygląda, jakby miał jakieś zmartwienie.

– Co ci jest? – zapytałam. – Widzę przecież, że coś ci leży na wątrobie? Zrobiłam coś nie tak?
– Nie, nie chodzi o ciebie, córeczko.
– To, o kogo?

Wtedy dał mi ten list... Pisała do nas dyrektorka Domu Opieki w odległym województwie. Wyjaśniała, że nasz adres i dane dostała od jednej z pensjonariuszek, która twierdzi, że jest naszą bliską krewną. Ściślej mówiąc: żoną i matką. Była znana pod zupełnie innym nazwiskiem, ale odkąd ciężko zachorowała i kiedy jej stan się bardzo pogorszył, upiera się, że jest kimś zupełnie innym.

Prosi o nawiązanie kontaktu z rodziną i o przyjazd swojej córki, to znaczy – mnie! O niczym innym nie rozmawia, więc ta dyrektorka zawiadamia nas o zaistniałej sytuacji i czeka na informację, co postanowiliśmy?

Dodaje jeszcze, że ta ciężko chora kobieta chce wyjawić jakąś tajemnicę, ale może to zrobić tylko wówczas, kiedy porozmawia z odpowiednią osobą. Nie wie, czy nadal mieszkamy tam, gdzie dawniej, ale jej podopieczna tak błaga o pomoc, że postanowiła zaryzykować. Na razie, nikogo poza nami nie zawiadamia o tej sprawie.

– Co o tym sadzisz? – mój ojciec był wyraźnie skołowany. – Można jej wierzyć, czy to jakaś ściema?
Nie dowiem się, dopóki z nią nie pogadam.
– Chcesz tam jechać? Naprawdę?
– Jak tylko załatwię sobie parę dni urlopu. Dasz mi samochód?
– Może ja też pojadę?
– Nie ma mowy! Jeśli to ona, chcę z nią być sama!

Przez dwa dni do wyjazdu nie mogłam nic przełknąć. Byłam jak na haju, instynkt podpowiadał mi, że naprawdę spotkam się z moją nigdy niewidzianą matką. Wszystko we mnie krzyczało… Nie ze szczęścia, tylko ze strachu, kogo zobaczę i jak na nią zareaguję?

Nie spodziewałam się, że jest taka mała i drobna

Na wąskim tapczaniku wyglądała jak dziecko. Dopiero kiedy podeszłam bliżej, zobaczyłam, że ma twarz w zmarszczkach i zupełnie białe włosy. Nie skończyła jeszcze czterdziestu pięciu lat, a wyglądała jak staruszka! Od razu wiedziałam, że to ona! Miałyśmy taki sam nos i usta.

Oczy również jasnoniebieskie, tylko u niej zmęczone i przygasłe. Spojrzałam na jej dłonie i od razu zauważyłam, że środkowy palec prawej ręki mamy identycznie skrzywiony, a mały palec tak krótki, że ledwie sięgał do połowy palca serdecznego. Nie potrzebowałam innych dowodów. To na pewno była ona.

Po raz pierwszy w życiu widziałam swoją matkę i nie miałam pojęcia, jak się zachować – co powiedzieć, podać jej rękę na powitanie, czy ją pocałować...? Stałam jak słup soli i patrzyłam. Za to ona wiedziała, co robić. Jakby sobie wszystko już dawno zaplanowała, ułożyła; każde słowo, jakby przemyślała sto razy, zanim je wypowiedziała. Żadnych powitań, łez, wyjaśnień nie było. Od razu wypaliła z grubej rury!

– Masz brata. Młodszego. Nie wiem, gdzie jest i czy w ogóle żyje, ale dam ci namiary na szpital, w którym go urodziłam i zostawiłam. Jest już pełnoletni, więc będzie ci łatwiej szukać.
– Skąd wiesz, że będę szukała?
– Będziesz. I twój ojciec też będzie szukał, jak się dowie.
– A co on ma z tym wspólnego?
– Jak to, co? To jego syn!
– Nic nie rozumiem…
Kiedy się zorientowałam, że znowu jestem w ciąży, chociaż jeszcze się nie wygoiłam po twoim urodzeniu, wyszłam z domu tak, jak stałam. Dzisiaj pewnie by mnie leczyli na depresję po porodzie, wtedy myślałam o sobie „potwór nie – matka!”, bo bałam się ciebie, nie lubiłam, jak wrzeszczysz, nie chciałam cię dotykać, brzydziłam się twoich pieluch, nawet chciałam, żebyś umarła. Nie mogłam się zmusić do kochania… Tylko jak ojciec był w domu, udawałam, że wszystko jest w porządku, ale kiedy szedł do roboty, a ja zostawałam z tobą sama, aż się trzęsłam ze strachu, że trzeba cię będzie karmić i brać na ręce. Nawet różne straszne myśli mi do głowy przychodziły, kiedy płakałaś… Chciałam cię utulić, ale nie mogłam. Watę sobie do uszu wpychałam, żeby nie słyszeć, ale i tak ten twój krzyk mnie przewiercał na wylot.

– Mogłaś iść do doktora!
– Dużo później się dowiedziałam, że innym kobietom też takie coś się zdarza. Wtedy myślałam, że tylko ja jestem podła i nienormalna.
– Planowałaś, że mnie zostawisz?
– Nie. Czekałam, aż mi przejdzie. Miałam nadzieję, że tak się stanie. Ale wtedy zaszłam w ciążę drugi raz…
– Nie chciałaś już mieć dzieci?
– Drugie dziecko było dla mnie katastrofą! Mogłam albo wyskoczyć z okna albo uciec od tego wszystkiego. Więc uciekłam...
– Dokąd?
– Przed siebie. Wcale nie tak trudno się zgubić. Wszystko można załatwić; i papiery nowe, i ubranie, i kąt do spania. Najłatwiej udawać przy tym trochę stukniętą, wtedy wszystko uchodzi. Ja udawałam do niedawna i miałam święty spokój! Zresztą, może naprawdę mam coś nie tak z głową?
– Z czego żyłaś?
– Różnie. Ale nigdy nie z kurewstwa! Chłopów nie lubię, brzydzę się nimi.
-– Jednak musiałaś pracować?
– Ciężko pracowałam, ale zawsze tam, gdzie można było schować się przed ludźmi; u zakonnic w ogrodzie, jako salowa w psychiatryku, u różnych gospodarzy w sezonie owocowym... Na forsie mi zbytnio nie zależało; byle było gdzie głowę w nocy przytulić. Ale najlepiej mi tutaj, tylko choróbsko mnie zjada i dlatego cię tu ściągnęłam.
– A ten syn, niby mój brat...
– Wcale nie „niby”. Prawdziwy brat. Z jednego ojca i z jednej matki. Najprawdziwszy!
– To co z nim zrobiłaś?
– Zrzekłam się go. Podpisałam jakieś papiery, które podsunęli mi w szpitalu i byłam wolna. Całe lata o nim nie myślałam. Dopiero niedawno przyszło mi do głowy, że tobie jest lepiej niż jemu, bo masz dobrego ojca, który cię kocha, a on… Bóg jeden wie, gdzie trafił. Może do sierocińca, tak jak ja kiedyś? I morduje się tak, jak ja! Sumienie mnie zaczęło dręczyć.
– Trzeba go było samej szukać! Albo wrócić do nas i przyznać się tacie do wszystkiego.
Żeby mnie zabił?! On, taki spragniony dużej rodziny i kupy dzieciaków miał się ode mnie dowiedzieć, że jedno dziecko porzuciłam, a drugie oddałam, jak szczeniaka jakiegoś? Bałam się. Albo jeszcze gorzej… Żeby mi wybaczył, a potem znowu chciał ze mną spać?
– Teraz się nie boisz?
– Teraz nie. Może się wściekać, ile chce, mnie to już nie dotyczy.

Wystarczyło na nią spojrzeć, żeby zrozumieć, że ma rację

Ledwo oddychała. Była jak dopalająca się świeczka; jeszcze się tliła, ale wiadomo było, że odchodzi. Nic nie czułam. Żadnego żalu. Zostałam przy niej do końca. Mój ojciec nie przyjechał na jej pogrzeb. Źle się poczuł, kiedy mu powiedziałam przez telefon, że czeka go poszukiwanie syna, o którym nie miał pojęcia.

Kiedy wróciłam do domu ledwo do siebie dochodził po tym wstrząsie. Tata nigdy nie związał się z żadną kobietą. Miewał romanse i różne przygody, ale chyba nie na tyle poważne, żeby ułożyć sobie życie od nowa. Dopiero teraz zrozumiałam, jak kochał moją matkę i jakim szokiem dla niego była prawda o niej.

O nic mnie więcej nie pytał; ani jak wyglądała, ani co mówiła, ani pod jakim nazwiskiem ją pochowałam i co w ogóle załatwiłam. Ja też się nie wychylałam, bo prawdę mówiąc, co miałam gadać? Że cały czas czekałam na jakieś serdeczniejsze słowo od niej i się nie doczekałam… Że pragnęłam, aby mi powiedziała, jak tęskniła za mną i jak mnie jednak kocha?

Że chciałam się do niej przytulić, ale nie mogłam, tak, jak ona nie mogła mnie tulić, kiedy byłam niemowlakiem. Nie miałam do niej żalu, chociaż żałowałam, że ją widzę, bo wolałabym, żeby mi się tylko śniła… Ale to wszystko zostawiłam dla siebie.

Muszę oszczędzać mojego tatę, bo czekają go teraz ciężkie chwile. Musi odnaleźć własnego syna, co może być bardzo trudne, a może nawet niemożliwe. Będę mu pomagała z całych sił. Może nam się uda jakoś skleić naszą rodzinę?

Ania, lat 23

Czytaj także:

Reklama
  • „Moja 17-letnia córka wpadła. Musieliśmy zająć się wnuczką, bo młoda mama wolała imprezy i alkohol"
  • „Urodziłam dziecko z gwałtu, bo rodzice nie zgodzili się na aborcję. Gdy patrzę na twarz Adrianka, widzę mojego oprawcę"
  • „Na kolanach błagają, by oddać im dzieci. A potem one znów lądują u nas we łzach i siniakach…”
Reklama
Reklama
Reklama