Reklama

Ostatnie tygodnie są wyjątkowo trudne dla rodziny Clarke. Problemy ze zdrowiem dzieci, kłopoty finansowe związane z życiem w Tajlandii, poszukiwanie nowego domu… Do tego codzienność w liczącej 13 osób rodzinie. I praca nocą (kiedy dzieci kładą się spać, dzięki różnicy czasu państwo Clark mogą udzielać korepetycji z języka angielskiego swym polskim uczniom).

Reklama

Dlaczego mama pięcioraczków się rozpłakała?

Rodzina Clark stała się sławna zimą 2023 roku. To wtedy, dokładnie 12 lutego, przyszły na świat pięcioraczki, które w mediach szybko „ochrzczono” pięcioraczkami z Horyńca. Niestety, jeden z chłopców żył zaledwie 3 dni.

Mimo to w mediach dalej funkcjonowało miano „Pięcioraczki z Horyńca”. Taką też nazwę do niedawna nosiło konto na Instagramie, które prowadziła pani Dominika. Aktualnie to „Rodzina Clarke”.

Ostatnia sytuacja, która doprowadziła do łez Dominikę Clarke, ma związek właśnie z pięcioraczkami… I pytaniem jednej z internautek, dlaczego pani Dominika wciąż mówi o pięcioraczkach, a nie czworaczkach.

Dominika Clarke: „To wyjątkowo trudne nagranie”

Jak się okazało, to nie była pierwsza osoba, która zwracała jej uwagę w tej sprawie… Właśnie dlatego pani Dominika postanowiła opublikować nagranie, w którym wyjaśnia wszystko.

„Dla mnie to zawsze będą pięcioraczki, choć dzieci na ziemi jest czworo. Ostatnio ludzie usilnie poprawiają mnie, że to są czworaczki... przepraszam za łzy, to nie w moim stylu, jednak to są wyjątkowo trudne nagrania” – powiedziała pani Dominika. By osoba, która poprawiła ją w kwestii liczby dzieci, nie miała żadnych wątpliwości, pani Dominika zwróciła się do niej słowami, które przytaczamy poniżej.

„Kiedy pani budziła swoje dzieci do szkoły, ja zamykałam oczy swojemu dziecku”

„Dziękuję za przypomnienie, bo jakoś tak wypadło mi to z głowy, że 15 lutego o godzinie 7 rano biegła do mnie śmierć. Biegła długim korytarzem i wiedziałam, że biegnie do mnie. Ostatkiem sił, bo nie mogłam chodzić po operacji, udałam się na górne piętro szpitala, by po raz ostatni zobaczyć moje dziecko. I kiedy pani sobie zaparzała kawę w lutowy poranek, ja liczyłam ostatnie oddechy mojego dziecka. Kiedy pani budziła swoje dzieci do szkoły, ja właśnie zamykałam oczy mojemu dziecku. Kiedy pani je ubierała do szkoły, ja wybierałam ostatni kaftanik, w którym dziecko moje zostanie pochowane. Kiedy pani gotowała obiad swoim dzieciom, ja musiałam podejmować mnóstwo decyzji dotyczących robienia badań genetycznych, sekcji zwłok. Kiedy pani kładła swoje dziecko spać, ja musiałam zidentyfikować swoje, a potem położyć do małej trumienki. Kiedy pani nosiła swoje dziecko na rękach, my musieliśmy wziąć na ręce małą trumienkę, która była tak malutka, że panowie, którzy zajmują się pochówkiem, nie wiedzieli, jak ją podnieść. Dlatego mój mąż wziął ją i zaniósł na miejsce pochówku. Tak że dziękuję za przypomnienie, że są to czworaczki” – powiedziała pani Dominika.

Źródło: Instagram/Rodzina Clarke

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama