Reklama

Wychowanie małych dzieci to wielki wysiłek oraz ciężka praca, która często pozostaje niedostrzegana. Choć wiele osób wciąż powtarza frazes o „siedzeniu w domu z dziećmi”, rzeczywistość jest znacznie bardziej złożona. Codzienna opieka nad maluchami to nieprzerwany cykl karmienia, przewijania, usypiania, zabawy, edukacji i dbania o emocje dziecka. Dla wielu matek – jak pani Joanna – to praca na pełen etat, tyle że bez pensji, urlopów i przerwy na kawę.

Reklama

Mama w domu: nie jestem darmozjadem

Tymczasem mąż pani Joanny ma na ten temat zupełnie inne zdanie. Mężczyzna postawił przed żoną ultimatum: jeśli nie podejmie pracy zawodowej i nie zacznie „dokładać się” do budżetu domowego, on przestanie dawać jej miesięczne pieniądze, które traktował jako „kieszonkowe”. „Powiedział mi wprost, że skoro nic nie zarabiam, to nie mam prawa wydawać jego pieniędzy”relacjonuje kobieta w wiadomości przesłanej do naszej redakcji. „Jestem oburzona i głęboko zraniona. Przecież ja też pracuję, tylko nikt mi za to nie płaci”.

Pani Joanna od trzech lat nie wróciła na rynek pracy, ponieważ po urodzeniu drugiego dziecka postanowiła skupić się na macierzyństwie. Jak twierdzi, była to wspólna decyzja, podjęta z myślą o dobru dzieci. „On sam mówił, że lepiej, żebym została z maluchami w domu. Nie chcieliśmy żłobka. Teraz nagle zmienił zdanie i zarzuca mi pasożytnictwo”.

„Gotuję, sprzątam, jestem na każde zawołanie”

Kwestia finansowej niezależności kobiet w związkach, w których jedna osoba nie pracuje zawodowo, to temat niezwykle delikatny. Wielu ekspertów ds. relacji partnerskich wskazuje, że tego typu sytuacje powinny być szczegółowo omawiane i uzgadniane jeszcze zanim pojawi się dziecko – właśnie po to, by uniknąć przyszłych napięć. W przypadku Joanny zabrakło takiego porozumienia. „Z dnia na dzień zaczęłam być traktowana jak darmozjad. A przecież ja wcale nie siedzę bezczynnie. Nie mam ani chwili dla siebie. Gotuję, sprzątam, robię zakupy, jestem na każde zawołanie dzieci i męża. I jeszcze mam czuć się winna, że nie przynoszę do domu pieniędzy?”.

Wiele kobiet, które decydują się na pozostanie w domu z dziećmi, mierzy się z podobnymi zarzutami. Społeczeństwo wciąż ma trudność z uznaniem pracy opiekuńczej za równorzędną wobec pracy zarobkowej. Tymczasem badania jasno pokazują, że codzienna troska o dzieci i dom ma ogromne znaczenie dla funkcjonowania rodziny i rozwoju najmłodszych jej członków. Psychologowie podkreślają, że brak wsparcia i uznania ze strony partnera może prowadzić do wypalenia, obniżenia poczucia własnej wartości, a nawet do kryzysu w związku.

Bycie z dziećmi w domu to nie „luksus”

Joanna przyznaje, że nie wie, co robić. Czuje się upokorzona i bezsilna. „Gdybym miała teraz wrócić do pracy, musiałabym zatrudnić opiekunkę albo oddać dzieci do placówki. I co wtedy? Będę zarabiać tylko po to, by opłacić opiekę nad dziećmi, którymi teraz zajmuję się ja. Gdzie tu sens?”.

Na forach internetowych, w mediach społecznościowych i w kobiecych grupach dyskusyjnych temat podziału obowiązków i finansów w rodzinie powraca jak bumerang. Czy rzeczywiście bycie w domu z dziećmi to luksus, na który „pozwala” mąż? A może to pełnoprawna, choć niedoceniana forma wkładu w życie rodzinne?

Joanna nie oczekuje przelewu na konto ani luksusowych zakupów. Chce tylko, by jej codzienna praca i poświęcenie zostały zauważone i docenione. „Nie proszę o wiele. Tylko o szacunek i sprawiedliwość. Chciałabym, żeby mój mąż przestał patrzeć na mnie jak na ciężar, a zobaczył we mnie partnerkę i matkę naszych dzieci”.

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama