
Zobacz także: Prawdziwe historie: Byłam ciocią mojego dziecka
Co inni powiedzą!
Mama i babcia w jednej osobie
Co będzie za 20 lat!
Polecamy: Prawdziwe historie: Zamienione córki
Oddałam moje dziecko Nie mogę znaleźć pracy i nie mam z czego żyć. Z bólem serca zdecydowałam się oddać córkę do adopcji . Nie chciałam, aby wychowywała się w nędzy. Możecie nazwać mnie jak chcecie: szmatą , wyrodną matką. Ale ja naprawdę nie jestem w stanie wychować swojej córeczki. Nie zapewnię jej szczęśliwego dzieciństwa, nie wyślę na kolonie, nie stworzę cichego kąta do odrabiania lekcji, nie dam kubka ciepłego mleka na śniadanie. Bo ja nie mam z czego żyć! I nie chcę, żeby moje dziecko też przymierało głodem . Chciałabym dać jej normalny dom, a skoro sama go nie mogę stworzyć... Tak strasznie boli, kiedy pomyślę, że moje maleństwo będzie wkrótce do kogoś innego mówić "mamo". Wkrótce, bo na razie ma ledwie kilka miesięcy. Pewnie patrzy na świat swoimi pięknymi niebieskimi oczkami, ciekawe wszystkiego, co dzieje się wokół. Pewnie nieraz płacze, leżąc w swoim łóżeczku. Albo śmieje się do kogoś nieświadome, jaki los mu zgotowałam. Życie to nie jest bajka Nie jestem w stanie przestać myśleć o swojej kochanej córeczce, którą przez dziewięć długich miesięcy nosiłam w swoim brzuchu. Im bardziej rosła, tym częściej zastanawiałam się, w jaki sposób zapewnię jej godziwe warunki do życia . Bo że miłości nie zabraknie, byłam tego pewna. To jednak nie wystarczy do wychowania dziecka. Trzeba jeszcze dać mu jeść, ubrać, kupić książki do szkoły. No i zapewnić ciepły, cichy kąt, w którym będzie mogło dorastać, gdzie będzie słuchać bajeczek na dobranoc i budzić się rano z uśmiechem. Mam 27 lat, a życie mnie już nieźle doświadczyło. Od ponad dwóch lat szukam pracy. Ale na wschodzie Polski, skąd pochodzę, nie jest łatwo o jakiekolwiek zatrudnienie. Po skończeniu zawodówki przez kilka lat jakoś wiązałam koniec z końcem, byłam ekspedientką w miejscowym sklepie przemysłowym. Mieszkam kątem u swoich rodziców, którzy...
Zaledwie miesiąc temu zostałaś mamą, a nie widać po tobie śladu zmęczenia! Dobrze się maskuję (śmiech). Ale prawdę mówiąc, mój synek jest grzeczny i pięknie współpracuje ze swoją mamą. Benio przyszedł na świat „po cesarsku”, 21 sierpnia. Miał 60 cm długości, więc nie wiem czy będzie cesarzem czy koszykarzem (śmiech). Od początku ciąży był magicznym chłopcem. Nie miałam żadnych kłopotów ani mdłości, tylko ogromną dawkę endorfin. Dla mnie jego narodziny były tylko ukoronowaniem tego pięknego stanu. Haniu, zdecydowałaś się zostać mamą w wieku 40 lat. Jest ryzyko… Bałam się, zwłaszcza że w ciąży z pierwszym synkiem miałam mnóstwo komplikacji. Kiedy dowiedziałam się, że znów będę mamą, początkowo wiedzieli tylko najbliżsi. Ku mojemu zaskoczeniu wszystko przebiegało książkowo. Okazuje się, że ciąża ciąży nierówna i jestem przykładem na to, że warto próbować. Wierzę, że dużo zależy od pozytywnego myślenia. Wykonywałaś w ciąży badania prenatalne? Nie zdecydowałam się na amniopunkcję, choć lekarz prowadzący mi to zalecił. Zostałam tylko przy testach PAPP-a. Dlaczego? Odpowiedziałam sobie na pytanie, co by było gdybym się dowiedziała, że mój synek jest chory. Wiedziałam, że nie usunęłabym tej ciąży. Nawet młode mamy nigdy nie mają gwarancji, że wszystko będzie dobrze. W wieku 40 lat czułam się w ciąży o niebo lepiej niż w wieku 32, kiedy rodziłam pierwszego syna. Dojrzałe macierzyństwo ma swoje plusy? Jestem spokojniejsza. Czuję się spełniona zawodowo, więc nie czułam presji szybkiego powrotu do pracy. Świadomie się odżywiam, cieszę się każdym dniem. Byłam trochę zestresowana, bo po tylu latach zapomniałam, jak powinna wyglądać dieta mamy karmiącej. Ale w tej kwestii mogłam liczyć na pomoc zaprzyjaźnionej położnej. Po tygodniu ścisłej diety wprowadzałam kolejne produkty, po dwóch kolejnych...
Mąż Gosi wyjechał do Iraku , gdy jej brzuch był jeszcze płaski. Wrócił 5 dni przed narodzinami Julki (dziś prawie 4-miesięcznej). Teraz znów wyjechał. Na szczęście niedaleko, więc może przyjeżdżać na weekendy. Niedługo będzie miał urlop, a potem czeka go kolejny daleki wyjazd. Mąż Agnieszki, mamy nastoletniej Doroty i kilkuletniego Filipa, od ponad roku pracuje blisko Cambridge . Przez ten czas był w domu 3 razy: raz na tygodniowym urlopie i dwa razy po to, by wyleczyć zęby. Niedługo wróci do Polski albo ściągnie rodzinę do Anglii. Partner Kaśki, mamy 5-letniego Adasia, od kilku lat pracuje w innym mieście : do biura ma równo 370 kilometrów. Oprócz tego dużo jeździ po Polsce , czasem za granicę. Do domu przyjeżdża na sobotę i niedzielę. Polecamy także: Rola taty w życiu dziecka. Wyjaśnia psycholog, Jarek Żyliński Cały dom na mojej głowie Jak się żyje mamom dzieci, których tatusiowie pracują daleko od dom u? Agnieszka przyznaje, że na początku było kiepsko. Zawsze dzieliła się z mężem obowiązkami, a nagle wszystko musiała robić sama . Nie wiedziała, w co ręce włożyć, zwłaszcza że jakimś trafem po wyjeździe Andrzeja natychmiast psuły się wszystkie krany, nawalał samochód itd. Z czasem przyzwyczaiła się i chyba wyszło jej to na zdrowie . Zaczęłam wierzyć w swoje siły , nauczyłam się nowych rzeczy, łatwiej przychodzi mi podejmowanie decyzji. Byłam ciepłą kluchą, która lubi chować się w kieszeni męża, a teraz wzięłam życie za rogi – mówi Agnieszka. Radek, mąż Gosi, mówi o niej Gosia-Samosia, bo nawet łóżeczko dla Julki poskładała sama. Ba, z brzuchem pod samym nosem wywierciła otwory w prowadnicach szuflady. Trudniej jej było poradzić sobie ze strachem o męża . A gdy widziała pary kupujące śpioszki albo sama czekała na USG, było jej smutno. Nie brakowało mi jego...