„Matka mojego narzeczonego mnie nienawidzi, bo mam syna z poprzedniego związku. Sądzi, że chcę oszukać Wojtka”
„Słyszałam wszystko. Pewnie mówiła tak głośnio właśnie po to, aby każde jej słowo dotarło do mnie i zraniło do głębi. I tak się stało. Zabolała mnie >>lafirynda
- redakcja mamotoja.pl
– Chciała złapać jednego na ciążę, nie udało jej się, to teraz upolowała ciebie, synku! – powiedziała moja przyszła teściowa.
Czyli uznała, że mam złe intencje. A przed chwilą rozmawiała ze mną tak słodko… Wypytała dokładnie, kim jestem i co robię. Zdziwiła się, że choć mam trzyletniego synka, to pracuję, a przy tym studiuję zaocznie.
– A kto ci to dziecko wychowuje? Matka? – zapytała obcesowo.
– Sama go wychowuję! Nie mieszkam z rodzicami, mam kawalerkę po babci. Mateusz chodzi już do przedszkola. Czasem tylko proszę o pomoc znajomą sąsiadkę, która go odbiera, ale zawsze staram się jak najszybciej przyjść po pracy do domu – mówiłam.
– No, tak, tak… Ja też uważam, że młodzi mają prawo się zabawić. Nie ma nic złego w tym, aby po pracy pójść sobie z koleżankami na piwo… – zagadała podstępnie.
– Nie chodzę na piwo. Po prostu czasem muszę dłużej pracować – wyjaśniałam niezrażona. – Syn jest dla mnie bardzo ważny.
To także jej się nie spodobało
– Chcesz wychowywać cudzego dzieciaka? – podpuszczała później Wojtka. – Słyszałeś, co mówiła Dorota. Ten mały zawsze będzie na pierwszym miejscu, przed tobą!
Nie wiem, co odparł na to Wojtek. Miał spokojny głos, który nie przebijał się przez drzwi, w przeciwieństwie do piskliwego falsetu jego matki. Ale najwyraźniej usiłował mnie bronić, bo za chwilę usłyszałam:
– A ja swoje wiem! I jako matka się nie mylę! Syn zawsze będzie w matczynym sercu pierwszy przed mężczyzną, choćby nie wiem jak kochanym. Ty się dobrze zastanów. Jesteś atrakcyjny, wykształcony. Po co ci cudze dzieci niańczyć? Doczekasz się swoich z jakąś porządną dziewczyną.
No cóż… Nie pierwszy raz dowiedziałam się, że na nic nie zasługuję, a już na pewno nie na szczęście, skoro raz uległam pokusie i zboczyłam z „praworządnej” drogi.
Tak, to prawda, urodziłam Mateuszka zaraz po maturze. Ale byłam w jego ojcu naprawdę zakochana. Był moim pierwszym chłopakiem, trzy lata ode mnie starszym. Wydawał się taki dorosły! Studiował medycynę, co mi bardzo imponowało. I byłam pewna, że jako medyk wie dokładnie, jakie powinien stosować zabezpieczenia. Ale poniósł nas kiedyś młodzieńczy temperament i skończyło się to, jak skończyło.
Owszem, mogłam nie urodzić. Mój chłopak proponował mi zabieg. Zarzekał się, że zostanie przeprowadzony bezpiecznie, że nic mi nie grozi i za nic nie będę musiała płacić. Wszystko załatwi jego ojciec, także lekarz, który ma w środowisku szerokie kontakty. Jednak ja nawet przez moment się nie zawahałam – wiedziałam doskonale, że nie skrzywdzę mojego dziecka, że je urodzę.
Radek umył ręce od mojej decyzji
Powiedział, że ma inne plany, musi skończyć studia i wyjechać na staż za granicę, bo inaczej niczego nie osiągnie w swoim zawodzie. Nie chciało mi się go zapewniać, że przecież będę na niego czekała. Od początku było dla mnie jasne, że wcale mnie nie widzi w swoich planach na przyszłość. Naszego dziecka także.
Nawet nie przyszedł zobaczyć synka, kiedy ten się urodził. Owszem, zaczął dobrowolnie przysyłać na niego pieniądze, więc nie poszłam do sądu, bo i po co. Załatwiliśmy sprawę polubownie.
Było mi żal nawet nie siebie, tylko mojego synka, który przecież niczemu nie zawinił. Ale naprawdę byłam dobrej myśli – uważałam, że pan Bóg jest sprawiedliwy i jeszcze szykuje dla nas obojga piękną niespodziankę.
Po kilku latach poznałam Wojtka i od razu wiedziałam, że to właśnie on jest tą niespodzianką. Kiedy tylko spotkał się z Mateuszkiem, złapał z nim doskonały kontakt, a mały bez trudu do niego przylgnął. Dla mnie był wspaniałym partnerem, czułym i opiekuńczym. Powoli wchodził w moje życie, wiedząc, że może mnie spłoszyć.
Rodzice nigdy się ode mnie nie odcięli, ale doskonale pamiętam ich rozczarowanie, gdy powiedziałam im o mojej ciąży. Byli przekonani, że skoro stało się to w ostatniej klasie liceum, to nie skończę studiów, o których dla mnie marzyli. Zawzięłam się więc. Postanowiłam im także pokazać, że dziecko nie będzie dla mnie przeszkodzą. Studiowałam, pracowałam i wychowywałam synka.
Żyłam jak ten koń w kieracie i dopiero Wojtek pokazał mi, jak bardzo byłam przemęczona. Zaczął odciążać mnie z wielu obowiązków, wchodził coraz głębiej w moje życie, aż stał się niezbędny. Nie tylko mnie, ale i Mateuszkowi, który pokochał go jak własnego tatę.
W pewnej chwili nawet przestraszyłam się, że oboje zbytnio przywiązaliśmy się do Wojtka. I właśnie wtedy on się oświadczył. Naprawdę mnie zaskoczył. Mimo wszystko, gdzieś w głębi duszy czułam się jakaś… wybrakowana. Panowie nie bardzo chcą się żenić z pannami z dzieckiem.
– Żartujesz chyba?! – odparł Wojtek na moje wątpliwości. – Przecież ja kocham Mateuszka! To cudowne, że za jednym zamachem mam was oboje.
Jego matka jednak wcale tak nie uważała
Dla niej Mateusz oznaczał dodatkowe obowiązki dla syna, a może i kłopoty. Było mi przykro, że tak oceniła mojego synka. Nawet bardziej, niż kiedy dowiedziałam się, co ona myśli o mnie. Podsumowała mnie bez skrępowania, uznając, że jestem gorsza od Wojtka i go niewarta. Pamiętnej niedzieli powiedziała mu:
– Możesz mieć każdą! Dlaczego zawróciła ci w głowie akurat ta?
No cóż… Nigdy nie byłam zbyt pewna siebie, szczególnie jako samotna matka. Po słowach mojej przyszłej teściowej sama zaczęłam się na nowo zastanawiać, co właściwie Wojtek we mnie widzi. Faktycznie, mógł mieć każdą. Był przystojny, mimo młodego wieku już zdobył kierownicze stanowisko.
Kiedy więc matka Wojtka przyszła do mnie na rozmowę – to ja, zamiast ją wyprosić ze słowami, że nie chcę, aby wtrącała się w moje życie, wysłuchałam, co miała mi do powiedzenia. A w zasadzie miała jedno: abym odczepiła się od jej syna.
– Wojtek mnie kocha… – wyszeptałam.
– Przejdzie mu – rzuciła brutalnie. – Przyjdzie taki dzień, że się opamięta i zrozumie, że nie musi wychowywać obcego dziecka.
Zabolało. Kiedy więc znów spotkałam się z Wojtkiem, nie mogłam przestać myśleć o tym, że on chyba faktycznie robi błąd, tylko jeszcze o tym nie wie. Od razu coś wyczuł i wyciągnął ze mnie prawdę. Wcale się nie wściekł, był jakiś taki zdruzgotany. Wzięłam to za wahanie i… zerwałam z nim.
Gdy wyszedł bez słowa, wybuchłam płaczem, ale potem tłumaczyłam sobie, że tak będzie lepiej dla nas obojga. Zresztą przecież Wojtek o mnie nie walczył, nie wrócił. To prawda… Nie wrócił ani tego dnia, ani następnego. Trzeciego zadzwonił do moich drzwi. Nie, nie przyszedł z kwiatami. Miał podkrążone oczy i wyglądał żałośnie.
– Oszukałem cię… – powiedział i wtedy poczułam od niego woń przetrawionego alkoholu. – Przepraszam cię, powinienem był być z tobą szczery, a nie byłem.
– Co się stało?!
Wystraszona wpuściłam go do środka
Przez głowę przemknęły mi różne dramatyczne myśli, ale tego, co mi Wojtek wyznał, naprawdę się nie spodziewałam.
– Ja też mam syna. Jest o rok starszy od Mateuszka. Nikomu do tej pory się nie przyznałem, moja matka nic o nim nie wie.
Osłupiałam.
– Nie patrz tak na mnie, proszę, nie porzuciłem go. To nie ja o wszystkim decydowałem. Jego matka… To był wakacyjny romans. Zakochałem się w tej dziewczynie, ale ona we mnie najwyraźniej nie. Zaszła w ciążę, jednak miała inny pomysł na życie niż ślub ze mną. Najpierw… w ogóle mi się nie przyznała do tego, że jest w ciąży. Załatwiła sobie wyjazd za granicę, do jakiegoś faceta, którego poznała na portalu społecznościowym. Mówiła, że on jej zapewni dostatnie życie, a chce ją z dzieckiem, bo nie ma własnego. Kiedy protestowałem, parsknęła tylko, że powinienem docenić, że w ogóle mi powiedziała o synu.
W oczach Wojtka zalśniły łzy.
– Jak mu na imię? – spytałam.
– Krystian – odparł z westchnieniem. – Musiałem jej obiecać, że się od nich odczepię, to wtedy raz na jakiś czas ona mi będzie podsyłać zdjęcie małego – powiedział, po czym wyjął komórkę i znalazł fotkę ślicznego chłopca.
Objęłam Wojtka mocno.
– Jak widzisz, nie wszystkie kobiety mnie chcą. I ja też nie jestem idealny – wyszeptał.
– Ja ciebie chcę, kochanie! – zapewniłam go, a on odwzajemnił mi uścisk. – Chcę na zawsze. I nikt mi już nie wmówi, że nie mam prawa do tego szczęścia!
Dorota, 39 lat
Czytaj także:
- „Miałam 34-lata, kiedy rak zniszczył mi życie. Odebrał mi płodność, a ja czułam się jak wybrakowany towar"
- „Lekarz powiedział, że jestem bezpłodna. Gdy zdecydowałam się na adopcję, stał się cud i... zaszłam w ciążę"
- „Mało brakowało, a mój syn padłby ofiarą pedofila. Zboczeniec oferował mu pieniądze za nagie zdjęcia"