Kiedy zobaczyłam Pawełka, od razu zdobył moje serce. Poczułam, że chcę go chronić przed złem całego świata. Nie mieściło mi się w głowie, że można skrzywdzić taką bezbronną istotę. A jednak jego matka to zrobiła.

Reklama

Zanim sąd w końcu odebrał jej władzę rodzicielską, potrafiła głodzić synka nawet po kilka dni, bo nie miała na jedzenie dla dziecka. Ale zawsze miała dla siebie na wódkę.

Zamykała go samego w domu i szła w tango

A potem przyprowadzała do domu rozmaitych „wujków”. Kiedyś któremuś z nich przeszkadzał mały, to wyrzuciła syna na balkon. Jesienią, w samej piżamce! Pięciolatka! Kiedy Antek, mój ukochany mi o tym opowiadał, serce mi się krajało.

Znałam losy jego małżeństwa z tą pijaczką i wiedziałam, jak bardzo walczył o swoje dziecko w sądzie. Długo nie chciano mu przyznać opieki nad Pawełkiem, bo uważano, że matka zaopiekuje się nim lepiej. Nie wiem, ile czasu trwałaby jeszcze ta batalia, gdyby nie to, że właśnie tamtego wieczoru, gdy wyrzuciła syna na balkon, zauważyli to sąsiedzi.

To oni zawiadomili policję, która przyjechała i zastała w domu pijaną matkę i jej kompana, a na balkonie zziębnięte i wygłodzone dziecko.

Zobacz także

Pawełek trafił wtedy do szpitala z zapaleniem płuc

Ze szpitala pojechał od razu do ojca. A raczej do mnie, do mojego domu, bo Antek mieszkał już wtedy ze mną. Widziałam, jak mój ukochany cieszy się z tego, że ma syna przy sobie i sama także byłam z tego powodu szczęśliwa. Wiele rozmawialiśmy, jak bardzo tęskni za dzieckiem i że chciałby, aby mały z nami zamieszkał.

Nie miałam nic przeciwko temu. Pawełek był przecież miniaturką Antka – te same niebieskie oczy, identyczne usta. Jak mogłabym go nie pokochać? Przysięgłam sobie, że będę dla niego dobrą macochą, po prostu najlepszą na świecie. Wynagrodzę mu wszystko to, co zrobiła złego jego rodzona matka. Sąd odebrał tej kobiecie prawa rodzicielskie i zakazał jej widzenia się z synem.

Zdaniem sądowego psychologa Paweł przeszedł traumę, z którą będzie musiał sobie poradzić.

Byłam pewna, że odizolowanie od matki-potwora Pawełkowi wyjdzie tylko na dobre

Miałam nadzieję, że kiedy stworzymy mu z Antkiem przytulny dom, to szybko zapomni o wszystkich tych złych rzeczach, które go spotkały. Miałam ponad trzydzieści lat i odezwał się we mnie instynkt macierzyński i opiekuńczy. Od momentu, kiedy Pawełek zamieszkał z nami, wszystko zostało mu podporządkowane.

Uważałam, że tak powinno być, w końcu zasłużył sobie na normalne dzieciństwo. Chodziłam z nim do zoo, na plac zabaw, kupowałam zabawki i ładne ubranka. Sprawiało mi ogromną radość patrzenie, jak się ze wszystkiego cieszy, jak do mnie lgnie. Kiedy Pawełek poszedł do szkoły, plan mojego dnia jeszcze bardziej został z nim związany.

Antek pracował w systemie zmianowym i nie zawsze miał na to czas, aby zająć się synem. Chociaż normalnie pracowałam, to woziłam chłopca na dodatkowe zajęcia, odrabiałam z nim lekcje i biegałam na wywiadówki. Nie ukrywam, że to było absorbujące, bo Pawełek cały czas chodził także na spotkania z psychologiem. Okazało się bowiem, że miłość moja i męża to nie wszystko.

Krzywdy wyrządzone jego psychice są zbyt głębokie

Chłopiec nie odnajdował się na przykład w grupie. Kiedy poszedł do szkoły, z miejsca zakochał się w swojej pani nauczycielce, podobnie jak większość dzieci z klasy. Tylko że Pawełek był zaborczy i na to, że pani jest nie tylko dla niego, ale dla wszystkich dzieci, reagował agresją.

Potrafił uderzyć kolegę. Raz nawet uciekł ze szkoły. Zaalarmowana przez nauczycielkę natychmiast zwolniłam się z pracy, żeby go szukać. Znalazłam go na placu zabaw, na który najczęściej chodziliśmy razem. Siedział na huśtawce i się bujał. Kiedy się pojawiłam, popatrzył na mnie obojętnie i zapytał, czy pójdziemy na lody.

Nie, kochanie, powinieneś wracać do szkoły. Wszyscy się tam o ciebie martwią – powiedziałam.

Pokiwał głową, jakby zrozumiał, o co chodzi i wrócił na lekcję. Ale potem takie ucieczki zdarzały mu się jeszcze kilka razy. Z powodu tych wszystkich problemów z małym przestaliśmy z mężem nawet rozmawiać o własnym dziecku.

– Obawiam się, że Paweł za bardzo to przeżyje, jeśli na świecie pojawi się jego rodzeństwo. Będzie zazdrosny, zamknie się w sobie – tłumaczył mi Antek. – Sama widziałaś, jak się zachowywał z powodu wychowawczyni. Poczekajmy jeszcze.

Byliśmy przekonani, że musimy na razie całą swoją uwagę skupić na tym pokrzywdzonym przez los chłopcu. Przystałam nawet to, aby spał z nami, kiedy bał się sam spać w nocy w swoim łóżku! Korzystał z tego przywileju z ochotą, więc nie było przeważnie mowy nie tylko o poczęciu dziecka. Pewnego dnia złapałam się na tym, że nie pamiętam, kiedy ostatni raz kochaliśmy się z Antkiem. Ale czekałam cierpliwie na swoje macierzyństwo, zajmując się Pawełkiem najlepiej, jak mogłam.

O jego biologicznej matce tymczasem słuch zaginął

Moja teściowa powiedziała mi, że podobno poszła na odwyk, a potem wyjechała gdzieś za granicę. Nie wiedziałam, na ile jest to prawda, ale cieszyłam się, że jej nie ma w pobliżu. Uważałam, że w ten sposób będzie nam łatwiej z Antkiem wychowywać jego syna. Mijały kolejne miesiące i lata.

Kiedy doszły mnie słuchy, że Pawła widziano po szkole z jakąś kobietą, z początku nie skojarzyłam, że to może być jego matka. Jednak zaniepokoiłam się, spytałam więc, z kim wracał do domu. Ale Pawełek się zaciął. Wtedy wtrącił się Antek i kazał mi przestać. A gdy Paweł poszedł spać, wyjaśnił mi, że to była jego pierwsza żona.

– Ale skąd się tu wzięła? – nie dowierzałam. – Przecież mieszka za granicą!
– Ale teraz jest w mieście… – wymijająco stwierdził mąż, po czym dodał zniecierpliwiony. – Czy myślisz, że mi się to podoba?
– Nie, kochanie – próbowałam załagodzić sprawę, widząc, że jest zdenerwowany. – Ale pamiętasz, że ona ma zakaz widywania się z Pawełkiem? Sądowy!
– No przecież mu nie zabronię rozmawiania z własną matką! – podniósł na mnie głos mąż.

No ładnie… – pomyślałam. Sądziłam, że ta kobieta to zamknięty rozdział. A tu, proszę!

Mąż jakby zapomniał, co wyczyniała ta kobieta

Od tamtej pory wiedziałam, że Pawełek zaczął się regularnie spotykać ze swoją matką. Nie mogłam mu tego zabronić, skoro jego tata mu nie zabraniał. Nie byłam w stanie już także Pawła kontrolować tak jak kiedyś – nie był już małym dzieckiem, miał jedenaście lat. Nie odprowadzałam go do szkoły.

Za to jego matka zjawiała się tam regularnie. Pawełek zmienił się. Stał się nieprzyjemny dla mnie, niegrzeczny. Kilka razy usłyszałam od niego: „nie jesteś moją matką!”, kiedy prosiłam, aby coś zrobił, a jemu to się nie podobało. Raz czy drugi nie wytrzymałam i powiedziałam, że wprawdzie nie jestem jego matką, ale przecież mieszka w moim domu i dlatego powinien się odpowiednio zachowywać.

Dopiero wtedy robił sceny! Liczyłam na to, że mąż stanie po mojej stronie, ale Antek na to wszystko nie reagował… Byłam tym zdruzgotana, bo moje życie w zasadzie zaczęło przypominać jakiś koszmar.

Wychowywałam od lat cudze dziecko zamiast swojego, licząc przynajmniej na jakąś wdzięczność

Ale się przeliczyłam. Poczułam, że psychicznie odsuwam się nie tylko od Pawła, ale i od własnego męża, który wyraźnie się w tym wszystkim pogubił. Przeciwko sobie miałam także psychologa, który nagle stwierdził, że to dobrze, że Paweł ma takie poprawne stosunki z matką, to mu pomoże przezwyciężyć traumę z dzieciństwa.

Tym bardziej że ona już podobno nie pije i znalazła pracę. Pewnego dnia czara goryczy się przelała… Antek powiedział mi, że się zgodził, aby Paweł spędzał więcej czasu z matką, a nawet zostawał u niej na noc. Od tamtej pory chłopak kompletnie się ode mnie odsunął. Zaczął traktować mój dom jak hotel – mieszkał z nami, kiedy chciał, a kiedy mu to nie odpowiadało, wynosił się do matki.

Zaczął nawet tym szantażować swojego ojca, że się zupełnie do niej wyprowadzi, jeśli ja nie będę dla niego milsza! Milsza, to znaczy akceptująca wszelkie jego wyskoki, a tych było coraz więcej. Paweł opuścił się w lekcjach, bo nie chciał ich już odrabiać ze mną. Stał się arogancki i nie pomagał w niczym w domu. Kiedyś nawet mi powiedział, że dom to on ma u swojej matki.

Sądziłam, że to, jak źle się do mnie zaczął odnosić, jest aż nadto widoczne i, że Antek wreszcie stanie po mojej stronie. Ale pewnego dnia usłyszałam od męża, że… zastanawia się, czy się nie wyprowadzić, bo nie może sobie na to pozwolić, żeby stracić przeze mnie kontakt z synem. Przeze mnie! Naprawdę nie wiem, co mam teraz zrobić, jak ratować swoje małżeństwo. Poświęciłam wszystko dla cudzego syna, nawet własne dziecko, a teraz wygląda na to, że mogę zostać z niczym.

Aleksandra, lat 35

Czytaj także:

Reklama
  • „W przedszkolu mojego syna uczył… przedszkolanek. Zawsze myślałam, że to >>kobieca
  • „Noszę za synem plecak i wyręczam go we wszystkich obowiązkach. Jeszcze się w życiu napracuje”
  • „Przez moją matkę syn wylądował w szpitalu. Całowała i przytulała Krzysia, choć wiedziała, że jest poważnie chora”
Reklama
Reklama
Reklama