Reklama

Mąż chce się poczuć prawdziwym mężczyzną. A ja pytam: czyim kosztem?

Reklama

Mam 37 lat, jestem mamą dwóch córek. Ania ma 9 lat, a Zosia 7. Moje dziewczynki są ładne, zdolne, bardzo je kocham. Całkowicie zaspokajają moje uczucia macierzyńskie. Cieszę się, że już je odchowałam i wróciłam do pracy. Nie zamierzam więcej rodzić, po raz kolejny wywracać swojego życia do góry nogami. Mąż o tym doskonale wie. Mimo to od pewnego czasu nie daje mi spokoju.

Chce jeszcze jedno dziecko!

Marzy, że wreszcie będzie to upragniony syn. Kiedy to się zaczęło? Na początku lata Piotrek pojechał z córeczkami na kilka dni na wieś do swojego brata ciotecznego na Podlasie. Cieszyłam się z tego, bo wreszcie miałam czas tylko dla siebie. Po powrocie dziewczynki były zachwycone.

Z wypiekami na twarzy opowiadały o kózkach, kaczuszkach i gąskach. I o tym, jak świetnie bawiły się z kuzynami. Tymczasem mąż był dziwnie zamyślony. Wzięłam go na spytki, no i okazało się, że bardzo zazdrości Tomkowi. Bo tamten ma dwóch synów i jedną córkę, a on tylko córki.

– Jestem ostatnim męskim potomkiem w rodzinie. Jak umrę, moje nazwisko zginie – westchnął.
– Może to i lepiej. Nazwisko Kozioł do najpiękniejszych raczej nie należy – zażartowałam.

Normalnie w takich wypadkach Piotrek uśmiechał się, bo sam nieraz dowcipkował na temat swojego nazwiska. Ale wtedy niemal się obraził.

– To nie jest powód do żartów! Każdy prawdziwy mężczyzna chce mieć syna! Ja też! – naburmuszył się.
– A ja chcę gwiazdkę z nieba! Po narodzinach Zosi uprzedziłam cię, że nie zamierzam więcej rodzić. I nie zmienię zdania! Zresztą nie ma gwarancji, że to nie będzie kolejna dziewczynka!
– Urodzi się chłopak! Czuję to! Może więc jednak przemyślisz sprawę…
– Mowy nie ma! Masz dwie piękne córki i musi ci to wystarczyć! – warknęłam i poszłam do łazienki wstawić pranie.

Miałam dość tej rozmowy.

Byłam pewna, że temat dzieci mamy dawno zamknięty

Tymczasem mąż wyskoczył z tym synem jak Filip z konopi. Pomyślałam, że jak w przyszłości zobaczę się z Tomkiem, to mu powiem w mocnych słowach, co myślę o jego poglądach na temat prawdziwej męskości. Czułam, że to on nakładł Piotrkowi do głowy tych bzdur, on go podpuścił. Przez następne dni mąż nie wspominał o synu.

Łudziłam się, że w końcu odpuścił. Nic z tego! Kiedy dwa tygodnie później pojechaliśmy na obiad do jego rodziców, teściowa poprosiła w pewnej chwili, bym poszła z nią do kuchni.

– Coś mi się wydaje, że już nie kochasz mojego Piotrusia – wykrztusiła.
– Słucham? Skąd mamie to w ogóle przyszło do głowy? – zdumiałam się. – A bo on tak marzy o synu. A ty podobno nie chcesz nawet porozmawiać na ten temat… Dlaczego? – wpatrywała się we mnie.

Byłam w szoku. Nie mogłam uwierzyć, że mąż poleciał ze skargą do swojej mamusi. Nigdy wcześniej nie opowiadał jej o naszych sprawach. Gdy już jednak nieco ochłonęłam, poczułam, jak ogarnia mnie wściekłość.

– Bo nie ma o czym. Nie chcę mieć więcej dzieci i już! I nie muszę się z tego nikomu tłumaczyć! – wrzasnęłam i wybiegłam z mieszkania.

Bałam się, że jak zostanę jeszcze chwilę, to urządzę wszystkim taką awanturę, że się nie pozbierają. Do domu wróciłam autobusem. Piotr i córeczki zjawili się godzinę po mnie. Myślałam, że mąż przynajmniej mnie przeprosi, wytłumaczy, dlaczego naraził mnie na taki stres.

Tymczasem on stwierdził tylko, że jego mamie było przykro, gdy tak nagle wybiegłam

Gdyby nie to, że Zosia i Ania były w pokoju, tobym mu chyba przyłożyła. Od tamtego dnia nie mam chwili spokoju. Mąż bez przerwy wraca do tematu trzeciego dziecka. Niby przypadkiem, ale konsekwentnie. Gdy zobaczy na ulicy chłopczyka, pyta, czy nie chciałabym mieć w domu takiego małego słodkiego mężczyzny.

Wieczorami opowiada, jak to marzy, by zagrać z synem w piłkę, zabrać go na ryby, na mecz. Nawet córeczki namówił, by prosiły mnie o braciszka. Wyobrażacie to sobie? Przychodzą do mnie i pytają, czy już zagnieździł się w moim brzuszku. Teściowa też nie odpuszcza. Wydzwania do mnie, pyta, czy już się zdecydowałam. A jak odpowiadam, że nie, zarzuca mi egoizm i wygodnictwo.

Innym razem przymila się, tłumaczy, że jeszcze jej podziękuję za to, że mnie namawiała, ba, nawet obiecuje, że weźmie na siebie wychowanie małego. Akurat! Gdy Ania i Zosia były małe, nie ruszyła przy nich palcem. Dlaczego więc teraz miałoby być inaczej?

Miałam nadzieję, że chociaż moi rodzice staną po mojej stronie

Nic z tego! Ojciec powiedział ostatnio, że fajnie by było mieć wnuka, a mama szepnęła, że powinnam jednak ustąpić. Bo Piotrek to dobry mąż i jego szczęście powinno być dla mnie najważniejsze. Ciekawe tylko, dlaczego ona nie zastosowała się do tej zasady? Z tego co mi wiadomo, tata też chciał mieć więcej dzieci. A jestem jedynaczką…

Mam już dość tych wszystkich nacisków. Boli mnie, że wszyscy wokół mówią tylko o dobru i szczęściu Piotrka, a nikt nie liczy się z moimi pragnieniami. Przecież nie jestem pozbawionym uczuć robotem, tylko człowiekiem! Też mam swoje marzenia, plany. I nie ma w nich miejsca na trzecie dziecko.

A może i czwarte bo przecież naprawdę nie ma gwarancji że urodzę chłopca! Ciężko przechodziłam obie ciąże. Wiele poświęciłam, by je donosić. Właściwie nie ruszałam się z łóżka. Porody też były dla mnie koszmarem, bo dziewczynki były duże…

Gdy pomyślę, że znowu będę wymiotowała, spuchną mi piersi, nogi, pojawią się żylaki…

Będę miesiącami leżała, żeby nie poronić, a później znów przez dwadzieścia godzin wiła się z bólu na porodówce… Wrócą koszmarne sny, że umieram, a dziecko się dusi. A potem będą nieprzespane noce, padanie ze zmęczenia, pieluchy… Przecież dopiero niedawno wróciłam do pracy, rozwinęłam skrzydła.

I teraz znowu mam z tego zrezygnować? Nigdy! Dlatego już postanowiłam: na najbliższym spotkaniu rodzinnym powiem głośno i wyraźnie, że dalsze naciski nie mają sensu, bo i tak nie urodzę mężowi syna. Pewnie usłyszę, że jestem złą żoną. Wiecie co? Mam to gdzieś!

Monika, lat 37

Czytaj także:

Reklama
  • „Moja 17-letnia córka wpadła. Musieliśmy zająć się wnuczką, bo młoda mama wolała imprezy i alkohol"
  • „Urodziłam dziecko z gwałtu, bo rodzice nie zgodzili się na aborcję. Gdy patrzę na twarz Adrianka, widzę mojego oprawcę"
  • „Na kolanach błagają, by oddać im dzieci. A potem one znów lądują u nas we łzach i siniakach…”
Reklama
Reklama
Reklama