Reklama

Mąż zaskoczył mnie dwa razy. Najpierw, gdy tak świetnie zajmował się naszą malutką córeczką podczas mojej nieobecności. I kilka dni później, kiedy wydało się, że tak naprawdę nie robił nic.

Reklama

Moja córka, Patrycja, ma prawie dziesięć miesięcy. Długo się o nią z mężem staraliśmy… Nic więc dziwnego, że gdy w końcu pojawiła się na świecie, nasze życie zaczęło się kręcić wokół niej. A dokładniej mówiąc moje życie, bo w życiu Olka niewiele się zmieniło. Nadal pracował od świtu do nocy i nie miał czasu zajmować się córeczką. Po powrocie z firmy bawił się z nią chwilę, czasem pomógł mi ją wykąpać i rozsiadał się przed telewizorem lub szedł spać. Nigdy się nie skarżyłam. Oboje ustaliliśmy taki podział obowiązków. On zarabia, ja dbam o dom i dziecko.

Na początku wszystko wyglądało bardzo pięknie. Choć córeczka była bardzo płaczliwa i porządnie dawała mi się we znaki, cieszyłam się, że w ogóle ją mam. Z czasem jednak mój nastrój zaczął się zmieniać. Czułam się coraz bardziej zmęczona i zniechęcona monotonią mojego życia. Tęskniłam za ludźmi, pracą, wieczornymi wypadami na miasto i innymi problemami niż: jaką zupkę dziś małej ugotować i czy prześpi spokojnie chociaż pół nocy. Nikomu jednak o tym nie mówiłam.

Wokół wszyscy twierdzili, że opieka nad dzieckiem to najszczęśliwszy okres w życiu kobiety. Nie chciałam uchodzić za tą, której się to nie podoba. Może gdybym miała jakąś pomoc, to nie wpadłabym w takie przygnębienie. Ale teściowa od lat mieszkała za granicą a moja mama zmarła na raka zanim jeszcze Patrysia przyszła na świat.

Walczyłam z negatywnymi emocjami dobrych kilka miesięcy. Ale w końcu nie wytrzymałam. Któregoś dnia było mi tak źle, że aż się popłakałam. Ryczałam ze dwie godziny. Córeczka kwiliła w łóżeczku, domagała się jedzenia, zmiany pieluszki a ja miałam to gdzieś. Był moment, że chciałam wyjść z domu i już nigdy nie wrócić. Przestraszona swoim zachowaniem zadzwoniłam do najlepszej przyjaciółki, Ewy. Przyjechała natychmiast.

Gdy mnie zobaczyła, zapłakaną, z zapuchniętymi oczami, bardzo się przestraszyła

– Rany boskie, co się się stało? – zapytała.

– Co? Nic takiego. Po prostu mam dość! – krzyknęłam i znowu się rozpłakałam.

Tamtego dnia długo rozmawiałyśmy. Wyrzuciłam z siebie wszystkie smutki i żale. Gdy skończyłam, poczułam ulgę.

– Dzięki, że pozwoliłaś mi się wygadać. Od razu zrobiło mi się lepiej – otarłam łzy.

– Samo gadanie nie poprawi ci nastroju na długo. Jutro, najdalej pojutrze znowu zadzwonisz do mnie z płaczem.

– To co mam począć? – jęknęłam.

– Musisz oderwać się od codzienności, zrobić coś tylko i wyłącznie dla siebie, dla własnej przyjemności. Inaczej zwariujesz.

– Nie żartuj! Nie mam czasu – machnęłam ręką.

– To znajdziesz! Na co masz ochotę?

– Ja wiem… Może na wyjazd do SPA? W towarzystwie najlepszej przyjaciółki? Zabiegi, masaże, odżywcze maski na ciało i babskie pogaduchy o wszystkim i o niczym. Tak przez trzy, cztery dni… – rozmarzyłam się.

– Świetnie! Jeszcze dziś robię dla nas rezerwację. Powiedzmy od czwartku do niedzieli w przyszłym tygodniu. Znam świetny ośrodek na Mazurach. Zobaczysz, będziemy się świetnie bawić.

– Zwariowałaś? To tylko marzenia!

– A niby dlaczego?

– Jeszcze pytasz? Kto w tym czasie zajmie się Patrycją?

– Twój szanowny małżonek. Aleksander. Weźmie urlop i będzie po kłopocie.

– No coś ty! Zapomnij! Raz, że nie za bardzo umie obchodzić się z dzieckiem, dwa, nie będzie miał na to najmniejszej ochoty. Nie mam nawet po co z nim rozmawiać – machnęłam ręką.

– To czas najwyższy, żeby się nauczył. A co do braku chęci… Jak nie chcesz sama z nim pogadać, to bardzo chętnie cię zastąpię. Wiesz, że mam dar przekonywania… Kilka słów i będzie potulny jak baranek.

– Nie, dzięki. Już wolę to załatwić sama – odparłam szybko. Ewka rzeczywiście potrafiła być bardzo stanowcza i bałam się, że w razie najmniejszego nawet sprzeciwu, urządzi mojemu mężowi totalną awanturę.

– Świetnie, w takim razie jesteśmy umówione. I pamiętaj, nie chcę słyszeć żadnych wykrętów – uśmiechnęła się.

Olek oczywiście nie był zachwycony. Twierdził, że nie dostanie urlopu, nie poradzi sobie i w ogóle to nie dla niego.

Dopiero, gdy się rozryczałam, Olek przestraszył się i zmiękł

– No dobrze, niech ci będzie… Jedź. Chyba dam radę – wykrztusił.

– Na pewno. To tylko cztery dni…

– Ale przygotujesz mi wszystkie rzeczy i napiszesz ściągawkę?

– No jasne. Przecież nie mogę cię od razu wrzucić na głęboką wodę – cmoknęłam go w policzek. Na myśl, że za kilka dni będę się relaksować i upiększać, chciało mi się śpiewać.

W dniu wyjazdu ogarnęły mnie wątpliwości. Zastanawiałam się, czy dobrze robię, zostawiając Patrycję z mężem. A co będzie, jeśli zapomni ją przewinąć? Nie nakarmi? Nie będzie umiał uspokoić, gdy się rozpłacze? I tak dalej, i tak dalej. Dopiero Ewka przywołała mnie do porządku.

– Marsz do samochodu! – wrzasnęła.

– A ty – zwróciła się do Olka – nie waż się nam przeszkadzać. Żadnych telefonów co pięć minut, żadnych pytań gdzie co leży!

– Nie, w razie czego dzwoń. O każdej porze dnia i nocy – wtrąciłam się, ale przyjaciółka natychmiast mi przerwała.

– Mowy nie ma! Aleksander ze wszystkim sobie poradzi sam. Prawda? – wbiła wzrok w Olka.

– No pewnie! Nie jestem przecież nieporadnym dzieckiem! Zwłaszcza że Iwona zostawiła mi wytyczne! – obruszył się.

– No właśnie. W takim razie do widzenia. Baw się dobrze w roli tatusia – powiedziała i wypchnęła mnie za drzwi.

Prawdę mówiąc, nie wierzyłam w męża. Myślałam się, że jednak będzie dzwonił co chwila i dopytywał się o różne rzeczy. Ale przejechałyśmy sto kilometrów, dwieście a telefon milczał. Zaniepokojona sama wybrałam numer do Olka.

– Cześć kochanie, to ja. Wszystko w porządku, dajesz radę?

– Oczywiście! A czego się spodziewałaś? – usłyszałam

– Niczego… Pomyślałam tylko, że możesz mieć jakiś problem.

– Nie mam żadnych problemów! Relaksuj się, upiększaj, korzystaj z zabiegów do woli. Należy ci się! A domem nie zawracaj sobie głowy. Panuję nad sytuacją – odparł z pewnością w głosie i się rozłączył.

Wydało mi się to trochę dziwne i podejrzane, ale postanowiłam się nad tym nie roztrząsać. Miałam przecież odpoczywać a nie się zamartwiać.

Pewnie pękałabym z dumy do dziś, gdyby nie ta wizyta

Spędziłam z przyjaciółką cudowne cztery dni. Olek w ogóle nie zawracał mi głowy. Sama dzwoniłam wieczorem bo inaczej umarłabym z niepokoju. Wybyczyłam się więc za wszystkie czasy i, co najważniejsze, naładowałam akumulatory. Smutek i zniechęcenie życiem znikły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Szczególnie że w domu czekała mnie kolejna miła niespodzianka.

Spodziewałam się, że po powrocie zastanę potworny bałagan. Tymczasem w mieszkaniu panował idealny porządek. Gdy to zobaczyłam, aż mnie zamurowało z wrażenia. Mąż jakby czytał w moich myślach.

– Co? Myślałaś, że czeka cię wielkie sprzątanie? – zapytał.

– Fakt. Jestem naprawdę zaskoczona. Nie podejrzewałam, że i z tym sobie poradzisz – pokręciłam głową.

– Łatwo nie było, ale jakoś ogarnąłem temat. Mam nadzieję, że jesteś za mnie dumna…

– I to jak! – rzuciłam mu się na szyję.

To było dwa dni po moim powrocie ze SPA. Wyprawiłam męża do pracy, nakarmiłam Patrycję. Właśnie miałam wziąć się za pranie, gdy zadzwonił dzwonek u drzwi. Otworzyłam. W progu stała sympatycznie wyglądająca starsza kobieta.

– Dzień dobry. Nazywam się Halina Markowska. Czy zastałam może pana Aleksandra?

– Nie, mąż już wyszedł do pracy. A o co chodzi?

– Przepraszam, że przeszkadzam, ale chyba zostawiłam u państwa okulary do czytania. Rozumie pani, bez tego ani rusz…

– U nas? To chyba niemożliwe. Pomyliła pani drzwi.

– Nie… Na pewno tutaj. Pracowałam u państwa 4 dni. Pan Aleksander wynajął mnie do opieki nad dzieckiem i do prowadzenia domu – tłumaczyła.

– A, więc to tak ogarnął temat… – mruknęłam do siebie pod nosem.

– Słucham?

– Nic, nic. A skąd pani zna mojego męża?

– Przez syna. Razem pracują. Poskarżył się mojemu Arkowi, jaki ma problem, a ten przekazał mnie. Uwielbiam dzieci, jestem dobrą gospodynią, więc zaproponowałam pomoc. Za niewielką opłatą. Rozumie pani, przy dzisiejszych emeryturach…

– Rozumiem, oczywiście, że rozumiem. A okularów nigdzie nie zauważyłam.

– Naprawdę? Szkoda… No nic… Gdyby się znalazły, to proszę o wiadomość. Pan Aleksander ma do mnie numer telefonu

– powiedziała i pożegnała się.

Od tamtej pory minął tydzień. Jeszcze nie powiedziałam mężowi, że poznałam jego tajemnicę. Niech się na razie puszy i cieszy, że udało mu się mnie przechytrzyć. Cwaniaczek! Jak przyjdzie odpowiedni moment, to wypalę jak z armaty. Może już za miesiąc? W tym SPA bardzo mi się podobało. Chętnie wybiorę się tam jeszcze raz.

Iwona, 33 lata

Czytaj także

Reklama
  • „Nie zaszczepiłam córki, bo uważałam to za bzdurę. Teraz Martynka leży w szpitalu i cudem uniknęła śmierci"
  • „Byłam sama i bezradna. Musiałam oddać syna po porodzie, bo miałam tylko 17 lat. Niczego tak bardzo nie żałuję”
  • „Bałem się oddać syna do przedszkola. I słusznie. Łukasz zapierał się rękami i nogami, żeby tam nie wracać"
Reklama
Reklama
Reklama