Reklama

Bartek lubi ustawiać wszystkich wokół, nic nie jest w stanie odebrać mu trochę tej jego pewności siebie. Tak mi dogryzał, że jestem bałaganiarą i fleją, że w końcu nie wytrzymałam. A sprzątaj sobie sam, człowieku! Nie podoba się, to mop w rękę i do roboty! Pokazałam mu, gdzie są szmaty i wyszłam. Potknęłam się jeszcze o dziecięcą kolejkę, ale ani myślę zbierać gratów z podłogi.

Reklama

Przestałam sprzątać, nie poznaję mieszkania

Mąż nigdy nic nie robił w domu, bo tak go nauczyła mamusia. Zawsze mu usługiwała, więc myślał, że żona też jest od tego. A ja głupia dałam się w to wkręcić, bo też mi tak wbito do głowy. Kobieta ma ogarniać dom. A dom ma lśnić. Nieważne, że pracuję zawodowo i w międzyczasie urodziłam jeszcze dwoje dzieci. Harowałam jak jakaś wariatka, od 17 do 22 na kolanach zmywałam podłogi i zbierałam zabawki.

Bartek za to popisywał się w kuchni. Ma talent, to muszę mu przyznać, gotuje wyśmienicie. Myślałam, że to dobry układ. Ja sprzątam, robię zakupy, piorę i dbam o dzieci. On gotuje. Oczywiście jak ma czas, czyli zwykle w weekendy.

Gniew we mnie jednak narastał, bo mąż nigdy nie pochwalił mnie za moją pracę. Nie jestem perfekcjonistką, czasem nie domyłam blatu, nie ścierałam kurzu codziennie, nie zawsze wszystko odkładałam na miejsce. A on się wściekał. Zaczął nazywać mnie flejtuchem, mówił to z wyższością i niesmakiem. Brzydził się wejść do kuchni albo usiąść przy poplamionym stole. Było mi bardzo przykro, bo przecież robiłam, co mogłam.

Jakiś tydzień temu coś we mnie pękło i rzuciłam ścierką o podłogę. Nakrzyczałam na niego i powiedziałam, żeby od tej pory sam sobie dbał o porządek, skoro ja to robię źle. Pokazałam, gdzie jest odkurzacz i mop. Myślałam, że go to otrzeźwi i weźmie się do roboty. Zawzięłam się i od tamtej pory palcem nie kiwnęłam w domu. Nie przewidziałam tylko tego, co zrobi mój mąż...

Minął już tydzień, a ja nie poznaję naszego mieszkania. Brud, smród i zgnilizna. Brudne talerze dawno zaschły w zlewie, podłoga się klei, koty fruwają, wszędzie leżą graty, ubrania, jakieś papiery, widelce, zabawki... Mąż w ogóle przestał się do mnie odzywać. Nie reaguje, jak do niego mówię. Obraził się na dobre. Nie poznaję go! Wiem, co sobie myśli – że taka żona to jest do niczego, nie dba o dom, rodzinę i męża, więc on mnie ukarze swoim milczeniem. Da mi nauczkę. A przecież to ja miałam mu dać nauczkę!

Mięknę już i nie wiem, czy dobrze robię. Płakać mi się chce, jak wchodzę do tego zasyfionego domu. Żal mi dzieci, są jeszcze malutkie. Odpuścić i znów zacząć robić swoje? Tak sytuacja jest nie do zniesienia.

Paula

Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama