Reklama

Do otwockiego szpitala niemowlę trafiło z podejrzeniem zapalenia oskrzeli. W nocy stan dziewczynki pogorszył się. Zatrzymanie krążenia. Lekarze nie mogli pomóc jej na miejscu. Wezwali karetkę, żeby przewiozła dziecko do innej placówki. Niestety, niemowlę nie przeżyło.

Reklama

Niemowlę miało zapalenie płuc

Dziecko przyjęto do szpitala 18 czerwca wieczorem. Wyniki badań laboratoryjnych, USG, RTG pozwoliły lekarzom stwierdzić, że dziewczynka ma zapalenie płuc. Niemowlę zostało w szpitalu, gdzie wdrożono leczenie. Jednak w nocy stan dziecka zaczął się pogarszać. Konieczne było podanie tlenu. A także… zamówienie karetki transportowej, aby dziecko mogło trafić do szpitala w Warszawie. Powód? „Brak sprzętu do resuscytacji” – tak właśnie napisano w dokumentacji.

Na karetkę trzeba było czekać

Lekarze znaleźli dla dziecka miejsce w innym szpitalu. Zamówili karetkę.

„Na podstawie dodatkowych badań podjęto decyzję o transporcie medycznym i ustalono przyjęcie pacjentki w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego” − opisuje Anna Kamińska, dyrektorka Mazowieckiego Centrum Leczenia Chorób Płuc i Gruźlicy w Otwocku.

Dodaje, że po 2 godzinach oczekiwania na karetkę zdecydowano podać kolejne leki.

Gdy niemowlę przestało oddychać, pielęgniarka zadzwoniła pod 112

Dziecko przestało oddychać o godzinie 8.20 rano. Po ponad połowie doby w otwockim szpitalu. O życie dziewczynki walczyli anestezjolodzy. A także ratownicy, których wezwała pielęgniarka, dzwoniąc pod 112.

Czy to normalne, że ZMR (Zespół Ratownictwa Medycznego) jest wzywany do szpitala?

„Zgodnie z założeniem ZRM-y nie są kierowane do pacjentów szpitali. Jednak w sytuacjach wyższej konieczności najważniejsze jest dobro pacjenta” – informuje biuro prasowe wojewody mazowieckiego, który odpowiada za ratownictwo medyczne.

Karetka, która miała do przebycia 20 km, przyjechała na miejsce tuż przed godziną 9. Przy szpitalu była już wtedy prywatna karetka.

Pogotowie przywiozło odpowiednią rurkę intubacyjną

W szpitalu nie było rurki intubacyjnej w rozmiarze odpowiednim dla niemowlęcia. Do czasu, aż urządzenie przywiozła załoga karetki, dziewczynkę ratowano przy pomocy cewnika do ssaka.

Dziennikarze TVN24 ustalili też, że dziecko nie było podpięte do respiratora. Nie zastosowano ani defibrylatora, ani kapnometru (pozwalającego monitorować wentylację organizmu). Podczas uciskania klatki piersiowej maleństwa wentylowano ją ręcznie (za pomocą worka samorozprężalnego).

75 minut resuscytacji, śmierć i… zachowane procedury

Po trwającej godzinę i kwadrans resuscytacji dziewczynka zmarła. Zgon stwierdzono 19 czerwca, o godzinie 9.35.

Dlaczego w szpitalu zabrakło małej rurki intubacyjnej? Dlaczego personel szpitala musiał wzywać karetkę? Dziennikarze chcieli, by dyrektor szpitala odpowiedziała na te pytania, ale… Anna Kamińska zapewniła jedynie, że wszelkie procedury zostały zachowane.

„Podjęte działania przebiegały zgodnie z procedurami, a pacjentka była prawidłowo wentylowana. Na miejsce przybyły dwa ambulanse, jednak żaden nie był w stanie transportować pacjentki z uwagi na trwającą akcję reanimacyjną. Do czasu zakończenia szczegółowych analiz oraz ustalenia zakresu przekazywanych informacji z rodziną żadne dodatkowe dane nie zostaną udostępnione" – napisała.

Źródło: TVN 24

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama