Reklama

Ten naszyjnik rzucił mi się w oczy, gdy tylko weszłam do galerii. Duże, niebieskie kamienie w złotej oprawie… Dobrze będą wyglądać na mojej opalonej skórze. Cena trochę była wygórowana, nawet jak dla mnie. Ale zbliżały się moje urodziny, nawet wolałam nie myśleć, które… Jakąś przyjemność samej sobie trzeba było przecież sprawić.

Reklama

– Te turkusy, chociaż piękne, gasną w pani obecności – usłyszałam nagle męski głos. – Do pani oczu bardziej pasują bursztyny. Takie, jak kolor pani włosów…

Odwróciłam się, tuż przy mnie stał nieznany mi mężczyzna, mógł mieć najwyżej trzydzieści kilka lat. Patrzył na mnie, uśmiechał się i miał w sobie jakiś urok, którym emanował na odległość.

– Tak pan myśli? – mimowolnie powędrowałam wzrokiem na sznury bursztynów rozwieszone wysoko na półce.

– Turkusy nie są warte swojej ceny – mężczyzna pokręcił głową. – I tego, żeby dotykać pani skóry – jego wzrok zatrzymał się na mojej szyi, potem przesunął się niżej, na dekolt sukienki.

Potrząsnęłam głową, odruchowo dotknęłam włosów nad czołem, odgarnęłam niewidzialny kosmyk. A potem spojrzałam na mężczyznę. Wydawało mi się, że jego wzrok ogarnia mnie całą, że nieruchomieję i tracę nad sobą władzę.

– Może ma pan i rację – powiedziałam.

– Na pewno mam – odparł. – Nigdy się nie mylę, jeżeli chodzi o to, co należy się pięknym kobietom. Te bursztyny są dla pani – wskazał ręką na miodowe kamienie w białym złocie.

Kupiłam bursztynowy naszyjnik, wyjątkowo piękny. Jego cena też była wyjątkowa. Ale co tam, raz tylko ma się… No właśnie, wolałam nie myśleć, ile mam lat.

– Dziękuję – uśmiechnęłam się. – Mam wobec pana dług wdzięczności…

– Proszę pozwolić zaprosić się na kawę – tak słodko przechylił głowę i patrzył mi głęboko w oczy. – I będziemy kwita.

Pomyślałam, że właściwie, dlaczego by nie. Nigdzie się nie spieszyłam, w domu nikt na mnie nie czekał, poza kotem. A facet był przystojny, miły i wyraźnie okazywał mi swoje zainteresowanie. Cóż z tego, że na pierwszy rzut oka był chyba z dziesięć lat młodszy ode mnie. Przecież ta godzina spędzona na miłej, kulturalnej rozmowie nie byłaby niczym złym.

Michał okazał się uroczym rozmówcą. Błyskotliwy, inteligentny, dowcipny… A przy tym taki przystojny. Nie mogłam nie zauważyć spojrzeń innych kobiet, siedzących przy kawiarnianych stolikach. Po przeszło godzinie wyszliśmy. Michał odprowadził mnie na parking, a przy pożegnaniu pochylił się nad moją dłonią i trochę dłużej, niż wymagała tego kurtuazja, przytrzymał na niej swoje usta.

– Chciałbym cię jeszcze kiedyś zobaczyć – powiedział. – Czy to możliwe?

– Chyba tak – właściwie to oczekiwałam takiej propozycji.

– W taki razie zadzwonię, jeżeli tylko dasz mi swój numer – wyczekująco popatrzył mi w oczy.

Miałam wszystko, a czułam się sama jak palec

Wahałam się tylko przez moment. A potem, wyjeżdżając z parkingu, przez dłuższą chwilę obserwowałam Michała w lusterku, jego smukłą sylwetkę, ciemne krótko przystrzyżone włosy, lekko opaloną twarz. Był bardzo atrakcyjnym mężczyzną, przyciągającym uwagę kobiet i co najważniejsze, ja również chyba go zainteresowałam. I jakoś tak dobrze się z tym poczułam, radośniej… Jego oczy prześladowały mnie przez resztę dnia, w uszach wciąż miałam jego słowa i czułam ten ciepły dotyk jego ust na mojej dłoni.

Miałam trzydzieści trzy lata, gdy zostałam sama, z dwojgiem dzieci. Mój mąż znalazł szczęście w ramionach innej kobiety, która ujęła go, jak to mi często wymawiał, normalnym życiem. To znaczy gotowaniem, pieczeniem, plewieniem przydomowego ogródka. Która zapewniła mu tkliwość, ciepło, zapachy domowego ciasta w soboty i absolutną gotowość do miłosnego baraszkowania w łóżku.

Ja nie miałam do tego ani głowy, ani czasu, ani zbytniej ochoty. Codziennie dziesięć godzin w firmie, którą przejęłam po ojcu, dodatkowa praca nad dokumentami prawniczymi w domu nie pozwalały mi na zagniatanie drożdżowego ciasta i zastanawianie się, jakie kwiaty posadzić przed domem. Nie mówiąc już o łóżku.

W wieku czterdziestu pięciu lat miałam właściwie wszystko, o czym marzy atrakcyjna kobieta w średnim wieku: pozycję, pieniądze, ludzkie uznanie. Byłam zadbana, elegancka, z klasą, jeździłam dobrym samochodem, moje dzieci kończyły studia, miały swoje kawalerki. A ja wracałam codziennie do pustego domu, gdzie na progu witał mnie tylko kot, ocierając się o moje nogi. I to była jedyna ciepła i prawdziwa pieszczota, jakiej doznawałam od kilku dobrych lat. Bo na nic więcej, na żaden związek, na miłość nie miałam czasu, nie licząc jakichś przelotnych, najczęściej wyjazdowych kolacji połączonych ze śniadaniem. Jeżeli nawet jakiś mężczyzna okazywał mi swoje zainteresowane, to zazwyczaj był zajęty. A z takimi nie chciałam się wiązać.

Lata mijały, a ja byłam wciąż sama. Nie odczuwałam braku bliskości mężczyzny, zbyt zajęta karierą. Nie myślałam o tym. Dopiero ten Michał. Sama nie wiem, jak to się stało, że tak mocno zapadł mi w pamięć. Może moja samotność w końcu zaczęła mi doskwierać i zapragnęłam poczuć znowu, jak to jest być w centrum zainteresowania mężczyzny. O tym, że był on młodszy i na tyle atrakcyjny, że mógł mieć każdą dziewczynę, wolałam na razie nie myśleć.

Nie mogłam mu się oprzeć

Gdy dwa dni później usłyszałam jego głos w komórce, poczułam miłe łaskotanie w brzuchu. Jakby fruwały tam motyle…

– Lubisz operę? – spytał. – Zapraszam cię wobec tego na „Aidę”.

W tamtej chwili byłam skłonna polubić pewnie wszystko, co by zaproponował Michał. Nawet walki sumo.

Nie przyniósł róż, tylko olbrzymią wiązkę drobnych, kolorowych kwiatków.

– Pasują do ciebie – powiedział, dotykając mojej dłoni ustami. – Są takie świeże i delikatne. A przy tym niebanalne. Jak ty.

Co miałam na to powiedzieć? Ja, przyzwyczajona do sztywnych, eleganckich bukietów. Poczułam się taka jak te kwiatuszki – kolorowa, lekka i niebanalna.

Po spektaklu poszliśmy do nocnego klubu. Michał był świetnym tancerzem, i nie miałam nic przeciwko temu, że z każdym kolejnym tańcem przytulał mnie coraz mocniej, a jego ciało dotykało mojego coraz śmielej. Sama tego chciałam.

Wino, zapach jego wody i słowa, które szeptał mi do ucha, upajały mnie.

– Jesteś wielką obietnicą – szepnął, dotykając ustami moich włosów. – Kobietą, dla której warto wszystko.

– To znaczy, co? – spytałam, odchylając głowę i uśmiechając się przekornie.

– Co tylko zechcesz – ostre spojrzenie jego zmrużonych oczu przywróciło mi na chwile trzeźwość umysłu.

Odsunęłam się od niego. To wszystko nie miało przecież sensu, to był młody mężczyzna, nadawał się bardziej na partnera mojej córki niż na mojego. Wdawałam się w jakiś głupi romans, w coś, co z góry było przegrane…

I w tej samej chwili, jakby wyczuwając moją rezerwę, Michał przygarnął mnie mocno do siebie. Znowu czułam szorstkość jego policzka na swojej szyi.

– Nie uciekaj – szepnął. – Pozwól sobie na coś, czego pragniesz. Jestem przy tobie… dla ciebie.

Poddałam się jego ramionom. Ale gdy wychodziliśmy nad ranem z klubu, chłodne powietrze otrzeźwiło mnie znowu.

– Dziękuję, to była naprawdę bardzo miła noc – powiedziałam, całując go w policzek. – Odwiozę cię – zaproponowałam, otwierając samochód.

– Nie wracam do swojego mieszkania, tam jest remont – Michał sprawiał wrażenie zakłopotanego. Uśmiechnął się do mnie tak jakoś chłopięco, trochę bezradny, ale świadomy wciąż swego roku.

– Sądziłem, że poranną kawę wypijemy u ciebie… Potrafię świetnie ją przyrządzić – patrzył na mnie tak intensywnie, że aż się wzdrygnęłam.

I co wyczytałam w jego wzroku? To, co chciałaby zobaczyć każda kobieta na świecie w oczach atrakcyjnego mężczyzny – pożądanie. Skapitulowałam.

– Ok, wsiadaj – uśmiechnęłam się.

– Skoro tak dobrze parzysz kawę – poddałam się jego grze.

Michał został w moim domu do poniedziałku. Nigdy bym nie przypuszczała, nawet w najśmielszych marzeniach, że ten młody mężczyzna potrafi dać mi tyle ciepła, czułości, ucieczki w inny świat. Świat mężczyzny i kobiety, którą znowu się poczułam. Ale nie chodziło tu tylko o seks. Rozmawiał ze mną, żartował, zaśmiewaliśmy się oboje do łez z jego opowiastek i dykteryjek. A gdy mnie dotykał, gdy czułam jego usta na szyi, wszystko wokół przestawało mieć znaczenie. Na tę jedną chwilę przynajmniej. I to śniadanie do łóżka i wyśmienita kawa…

I tak zupełnie naturalnie wyszło, że zaproponowałam mu, żeby na czas remontu swojego mieszkania zamieszkał u mnie. W końcu miejsca u mnie było sporo.

– Jeżeli chcesz – przechylił głowę, odsuwając mnie od siebie na długość ramienia. Patrzył mi intensywnie w oczy. – Ale nie zamieszkam u ciebie, zamieszkam z tobą.

– Dobrze – westchnęłam.

Niby mała różnica w słowach, a przecież istotna. I tak to ładnie brzmiało.

Nagle coś pękło

To nie tak, że zakochałam się w Michale. Zdawałam sobie sprawę, że nie dlatego jest ze mną, bo nagle garnęło go szaleńcze uczucie do mnie. Taki facet mógł mieć każdą kobietę, młodą i piękną. Ale ja miałam kasę i przy mnie mógł wygodnie żyć. Pracował w jakiejś firmie, wychodził codziennie na kilka godzin, ale tak do końca, nie wiedziałam, czym dokładnie się zajmował. A gdy wracałam z pracy, jak zwykle po dziesięciu albo i więcej godzinach, czekał na mnie z kolacją, z winem, ze świecami…. Przy nim każdy wieczór był świętem. I było dobrze nam obojgu, ten nasz układ był miły i wygodny i każde z nas dostawało to, czego oczekiwało. Ja zainteresowanie młodego, atrakcyjnego mężczyzny, czułość, ciepło i fizyczną bliskość, a on życie na pewnym poziomie, bez trosk i kłopotów. Ale i bez definitywnych zobowiązań z każdej strony.

– Wiesz, co o tobie mówią? – zapytał mnie któregoś dnia mój wspólnik i przyjaciel, Krzysztof. – Że masz utrzymanka, że się z nim obnosisz po mieście.

– A jeśli nawet, to co? – rzuciłam ostro.

– A to, że stać cię na prawdziwego mężczyznę, nie na jakiegoś chłystka, który wcześniej czy później zostawi cię dla młodszej i z większą kasą – odparł jednym tchem. – Jak nie zrobi czegoś gorszego…

– O czym ty mówisz? – spytałam.

– To zawodowiec, Małgosiu – Krzysztof był bardzo poważny. – Może cię okraść, wyczyścić ci konto, uważaj.

– Mówisz tak, bo… – zająknęłam się i zamilkłam, bo właściwie nie było jakichkolwiek powodów, żeby miał jakieś złośliwe intencje wobec mnie.

Znaliśmy się i przyjaźniliśmy już bardzo długo, często wspieraliśmy w trudnych chwilach. Krzysztof razem ze swoją nieżyjącą już żoną pomógł mi przetrwać po odejściu męża. Robili oboje, co mogli, żebym jakoś odnalazła się w tej nowej dla mnie rzeczywistości. A potem, gdy jego żona po długiej chorobie zmarła, to ja starałam się, żeby jak najmniej odczuł pustkę w swoim życiu. Byliśmy prawdziwymi przyjaciółmi i wiedziałam, że Krzysztof nie mógłby mi życzyć źle.

– To tylko takie gadanie – pokręciłam głową. – Nie mogę wciąż być sama.

– Jasne, że nie możesz – objął mnie. – Ale dlaczego od razu wpadasz w taką skrajność? Zatracasz się w smarkaczu…

– Bo tylko on mi daje czułość i ciepło – z trudem hamowałam łzy. – Ty nie wiesz, jak to jest być wciąż samą, budzić się samej w pustym łóżku, mówić do siebie albo do kota, bo nikogo innego nie ma w domu... A on jest. I chce mnie taką, jaką jestem.

– Chce twoich pieniędzy, twojego statusu społecznego – Krzysiek pokręcił głową. – Tak nawiasem mówiąc, nie tylko on by cię chciał – uśmiechnął się żartobliwie.

– Ciekawe, kto jeszcze – machnęłam ręką i wróciłam do pracy.

Mijały tygodnie. W moim życiu nastąpił okres spokoju uczuciowego, dostatku wszelkich dobrych emocji, zaspokojenia mojej potrzeby czułości, bliskości…. Nie mogło być lepiej. Michał był wprost wymarzonym partnerem. Na wiele mu pozwalałam, korzystał z mojego domu, laptopa, samochodu i karty bankowej. Na urodziny kupiłam mu komórkę. A ja zachwycałam się bursztynowym wisiorkiem, który podarował mi któregoś wieczoru. I zupełnie mnie to nie obchodziło, że nie kosztował więcej niż markowy pasek do spodni, jaki sprezentowałam Michałowi poprzedniego dnia. Liczył się gest. Tak sobie przynajmniej wmawiałam, chcąc zagłuszyć wątpliwości, jakie zakradały się do mojego serca. I do mojego rozumu. Zwłaszcza po każdej rozmowie z Krzysztofem. I po tym, jak zdałam sobie sprawę, że Michał zaczął się zmieniać.

Nie zawsze, gdy wracałam do domu, czekał na mnie z kolacją. Tłumaczył, że ma jakieś tam swoje życie, swoje sprawy. Rozumiałam to i przyjmowałam jego tłumaczenie, nie zagłębiając się zbytnio, czy ma jakiś sens. Ale gdy któregoś razu nie wrócił na noc, strasznie się wkurzyłam. Nakrzyczałam na niego, gdy tylko pojawił się w moim domu.

– Tobie się wydaje, że to jest hotel? – patrzyłam na niego z furią, wszystkie te złe emocje, wątpliwości, jakie gromadziły się we mnie od jakiegoś czasu, znalazły teraz ujście w złości. – Że możesz wychodzić i wracać, kiedy chcesz?

– Sorry, ale nie zauważyłaś, że jestem już dorosły – popatrzył na mnie wzrokiem, jakiego u niego dotąd nie widziałam. – Muszę cię prosić o pozwolenie? To jakaś kolonia zuchowa jest, czy co?

– Jak śmiesz tak do mnie mówić – zaczęłam, ale natychmiast mi przerwał.

– Nie tym tonem, skarbie, nie jestem twoją własnością – uśmiechnął się, nagle nachylił się nade mną i mocno pocałował w usta. – Mamy układ, a ja się z niego wywiązuję, dostajesz chyba to, co chcesz, ale czasem wybacz, muszę złapać oddech.

– Jak to? – jęknęłam zdumiona.

– Nie jestem twoim kotem, więc nie zagłaskuj mnie na śmierć – znowu mnie pocałował. – No, nie złość się już tak.

Wszystko było między nami niby po dawnemu, ale coś jakby pękło, coś zaczęło się sypać. Michał miał jakieś swoje życie, drugą rzeczywistość, ja nią nie byłam… Docierało to do mnie z coraz większą siłą. I stawało się zadrą w sercu, mąciło mój spokój, poczucie bezpieczeństwa. Ja po prostu stałam się zazdrosna o swojego kochanka.

Jak mogłam być tak głupia?

A któregoś dnia nie zastałam Michała w domu po powrocie z pracy. I nie było też jego rzeczy, a także mojego laptopa, aparatu fotograficznego i, co stwierdziłam po chwili z przerażeniem, także większości mojej biżuterii. Poczułam, że brakuje mi tchu, zaczęłam się dusić, na szyi miałam te nieszczęsne bursztyny, które on mi wybrał kiedyś… Zanim stał się moim kochankiem i utrzymankiem, moją namiastką uczucia i ułudą szczęścia.

Pierwsze, co mi przyszło do głowy, gdy już mogłam podnieść się z krzesła, to telefon do Krzysztofa. Był w moim domu po pół godzinie.

– Karty do bankomatu – powiedział, zanim jeszcze dobrze wszedł.

– Sprawdziłaś karty?

– O Boże! – bałam się, że za chwilę zemdleję.

Na szczęście przypomniałam sobie, że Michał miał dostęp tylko do jednego konta. No i je wyczyścił, jak się okazało.

Nawet nie wiedziałam, gdzie go szukać. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że nigdy nie poprosiłam go o dokumenty, nigdy nie byłam w jego mieszkaniu, które ponoć po remoncie wynajmował, jeżeli w ogóle je miał.

– A znasz chociaż jego nazwisko? – spytał Krzysztof. – Bo przecież to trzeba zgłosić na policję. On cię okradł!

I dopiero w tym momencie łzy jak wezbrana tama potoczyły mi się po policzkach. Ale ja wcale nie płakałam za tymi pieniędzmi, za laptopem czy biżuterią. Gdyby mnie poprosił, dałabym mu te pieniądze, wszystko bym mu dała, nie musiał kraść. Ja płakałam za utraconą miłością, za tym uczuciem, które z taką starannością pielęgnowałam w sobie i które tak naprawdę sama wymyśliłam.

Krzysztof podał mi chusteczkę, a potem drugą i następną. I czekał cierpliwie, aż się uspokoję. Zaparzył kawę, nalał koniaku, który wypiłam jednym haustem. I dopiero wtedy ten straszliwy ból, ten żal zaczął ze mnie opadać. I powoli wracała trzeźwość umysłu. Chryste panie, za czym ja tak rozpaczałam, za jakąś ułudą. jedną wielką ściemą, którą zaprojektowałam sobie na swój własny użytek? Goniłam za bańką mydlaną, którą usiłowałam złapać i nie dopuścić, żeby pękła. A ona rozprysła się na miliony kropli, które oblały mnie całą zimnym strumieniem. I poczułam nagle, że wzbiera we mnie gniew. Ale nawet nie na tego faceta, ile na siebie samą. Za swą głupotę, zaślepienie, za coś, na co nigdy nie powinnam była dać sobie zgody.

Krzysztof przekonał mnie, że muszę pójść na policję. Trwał przy mnie, jak prawdziwy przyjaciel, nie zraził się tym, że przy nim opłakiwałam jakiegoś innego mężczyznę, którego tak naprawdę nigdy nie powinno być w moim życiu.

– Bo ty nie widzisz tych, którzy są przy tobie naprawdę – odezwał się w pewnym momencie Krzysztof, jakby czytał w moich myślach. – Tylko gonisz za ułudą.

Gdy podniosłam wzrok, zobaczyłam jego ciepłe oczy, pełne tkliwości, uśmiechu. I jego ramiona, silne i dające poczucie bezpieczeństwa. Ramiona prawdziwego przyjaciela. Dobrze, że mogłam się w nich teraz ukryć.

Małgorzata, lat 45

Zobacz także:

Reklama
  • „Mam 5-letnie dziecko ze zdrady. Moja kochanka zmarła, a żona każe mi oddać córeczkę do sierocińca. Ta kobieta nie ma serca”
  • „Córka latami obwiniała mnie o rozwód. Nie wiedziała, że odszedłem, bo dowiedziałem się, że nie jest moją córką”
  • „Martę poznałam na porodówce. To ona była kochanką, z którą mąż mojej przyjaciółki miał dziecko”
Reklama
Reklama
Reklama