Reklama

Droga Redakcjo,

Reklama

Cztery dni na nartach, taki miał być nasz kompromis między zimowym szaleństwem a zdrowym rozsądkiem. Skończyło się na tym, że wróciliśmy lżejsi o małą fortunę, z kontem niemal wyczyszczonym do zera. Nie pojechaliśmy w Alpy, nawet nie w Tatry. Wybraliśmy stok w naszym województwie, żeby nie płacić za daleką podróż i noclegi.

To były krótkie ferie z dziećmi. Mieliśmy oszczędzać, a wyszło jak zwykle

Miało być taniej. Myślałam naiwnie, że skoro omijamy drogie kurorty, to jakoś się zmieścimy w budżecie. A jednak każda godzina na stoku kosztowała nas więcej, niż się spodziewaliśmy. 120 zł za godzinę z instruktorem?! A jak wiadomo, dzieci na nartach same sobie nie poradzą, a przecież nie po to tam pojechaliśmy, żeby tylko patrzeć, jak inni dobrze się bawią.

W cztery dni poszliśmy z torbami. Nie wiedziałam, jakie są ceny

Starszy syn miał kilka lekcji z instruktorem, ale młodsza córka też chciała spróbować. Po kilku dniach, kiedy podliczyłam wydatki, zrobiło mi się słabo. I to jeszcze zanim doliczyłam ceny karnetów, wypożyczenia sprzętu i obowiązkowego gorącego kakao na stoku, które kosztowało tyle, co lunch w przeciętnej restauracji. 24 zł za mleko z proszkiem i słodkimi piankami...

Drożyzna w restauracjach na stoku. Wiadomo, ile dzieci potrafią zjeść po nartach

A skoro już o restauracjach mowa – przecież po całym dniu na mrozie dzieci były głodne jak wilki. Więc jedliśmy na miejscu, bo kto by miał siłę wracać i gotować? Ale ceny? Lepiej nie mówić. Prosty obiad za cztery osoby potrafił pochłonąć równowartość tygodniowych zakupów spożywczych. Na początku się oszukiwaliśmy. Mówiliśmy sobie „raz się żyje”, „ferie są tylko raz w roku” , ale czwartego dnia, gdy płaciłam za kolejne naleśniki i herbatę, ściskałam kartę w ręku tak mocno, że niemal się złamała. Potraficie sobie to wyobrazić?

Kto może sobie na to pozwolić? Już nie pojedziemy do Egiptu

Podsumowanie tych „oszczędnych” ferii? Na stoku i w restauracjach zostawiliśmy kwotę, która mogłaby spokojnie wystarczyć na tygodniowy wyjazd do ciepłych krajów poza sezonem. A wszystko to po to, żeby dzieci mogły spełnić swoje marzenie o jeździe na nartach. Nie zrozumcie mnie źle. Cieszyliśmy się, że pogoda dopisała, że dzieci miały radochę, że było pięknie. Ale mam wrażenie, że w tym kraju nawet najprostsza forma rozrywki jest luksusem, na który przeciętna rodzina nie może sobie pozwolić bez głębokiego wdechu przed każdym płaceniem. Zanim pojedziemy na następny wyjazd będziemy musieli uzbierać trochę pieniędzy.

Za rok będziemy oglądać bajki z domowym kakao. Macie jakieś rady na ferie?

I teraz, siedząc w domu i patrząc na stan konta, zastanawiam się, czy na przyszły rok nie przygotować dzieci na „ferie pod kocem” z kubkiem kakao i bajkami w telewizji. Wyjdzie taniej, a też zrobię im zimowy klimat. No chyba, że macie jakieś triki na tańsze ferie zimowe, ale na stoku z dzieciakami...

Kinga

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama