Reklama

Telefon dzwoni od kilku minut. To znowu on. Nie zamierzam odbierać. Nigdy już nie odbiorę! Najchętniej wyrzuciłabym telefon, zmieniłabym adres, wyprowadziła się daleko, daleko stąd, tam, gdzie on nigdy nas już nie znajdzie…

Reklama

Poznałam Pawła siedem lat temu

w dość (jak sądziłam) zabawnych okolicznościach. Jest policjantem, ja lekko przekroczyłam prędkość – zatrzymał mnie, chciał wypisać mandat.

– A może jednak tylko pouczenie? – uśmiechnęłam się zalotnie.

Nie jestem typem flirciary i od rozwodu z mężem przez dwa lata z nikim się nie spotykałam, ale o dziwo, się udało.

Zaproponował kawę. Nie pozostawało mi nic innego, jak się zgodzić. Nie liczyłam na wiele. Mój były mąż pił i bił, pozostawił mnie w takiej kondycji psychicznej, że nie szukałam kolejnego związku. A jednak z Pawłem od pierwszej chwili zaiskrzyło. Okazał się człowiekiem czarującym.

Poza tym, co było dla mnie najważniejsze, kiedy usłyszał o Martynce, wyraźnie się ucieszył. Oni z żoną nie mogli mieć dzieci, to był główny powód ich rozstania. Paweł nie ukrywał, że marzy o potomstwie.

Martyna na jego widok wpadła w zachwyt. Pewnie była to po trosze zasługa wielkiego pluszowego konika, którego Paweł przyniósł na pierwsze spotkanie, ale musiałam przyznać, że umiał się facet zaprezentować.

Potem przychodził coraz częściej, nie ukrywał, że chętnie zostałby na stałe. Ja miałam coraz mniej wątpliwości.

Moje dziecko przy nim rozkwitało. Marcin po rozwodzie nie zadzwonił do Martynki ani razu, a Paweł zabierał ją na łyżwy, narty, sanki, kupował jej ubrania, spędzał z nią soboty w kinie, na porankach… Muszę przyznać, że czasami byłam zazdrosna o własną córkę. Mój facet sprawiał wrażenie, jakby to sześciolatkę adorował bardziej niż jej mamusię!

Tłumaczyłam sobie, że to dobrze, że przecież zwykle bywa odwrotnie, że mężczyźni mają problem z zaakceptowaniem dzieci z poprzednich związków swoich kobiet, bo to nie ich geny, i tak dalej. Koleżanki też powtarzały mi, że Pana Boga za nogę złapałam z taką partią.

Pracowaliśmy na zmiany, córka nigdy nie była sama

Kiedy więc po roku Paweł zaproponował, że się wprowadzi, nie oponowałam. Miałam wrażenie, że w końcu udało mi się dopłynąć do spokojnego portu. Wszystko zaczęło się układać.

W tym samym mniej więcej czasie szef wymyślił, że od tej pory będziemy pracować na dwie zmiany. Oczywiście nie byłam zachwycona – kto zaopiekuje się moim dzieckiem, gdy ja będę w nocy sprzedawała sprzęt sportowy w internecie?!

Z Pawłem w domu wszystko okazało się jednak łatwiejsze. Wprawdzie mój partner też pracował na zmiany, ale kiedy usłyszał o moich problemach, sam zaproponował, że tak ustawi swój grafik, by nasze godziny pracy się nie pokrywały.

Fakt, to nie jest super rozwiązanie, gdy dorośli ludzie mijają się tylko w drzwiach, ale wiadomo, jak to jest w dzisiejszych czasach. Oboje z Pawłem to rozumieliśmy, a ja cieszyłam się, że Martyna dzięki niemu nie musi godzinami siedzieć sama jak wiele dzieci moich koleżanek.

Kiedy już „to” wyszło na jaw, wielokrotnie obcy ludzie pytali mnie, czy naprawdę nic nie zauważyłam, czy to możliwe, aby żyć z człowiekiem pod jednym dachem, sypiać z nim w jednym łóżku – i nie mieć najmniejszych podejrzeń, że jest ci wierny. Uwierzcie albo nie – nic takiego nie było.

Ani cienia podejrzenia, ani cienia złych myśli. Paweł potrafił stwarzać pozory idealnej rodziny. Rano tosty, wieczorem wspólne granie w rzutki… Doskonały dom. Mama i tata, to bez znaczenia, że nie biologiczny.

Pierwszy cień na nasze szczęście rzuciła dopiero zmiana w zachowaniu Martynki. Do tej pory była dziewczynką bardzo pogodną, gadatliwą. O wszystkim mi mówiła: co powiedziała pani w szkole, co koleżanka, kto co nowego sobie kupił. Nagle zauważyłam, że od pewnego czasu odpowiada półsłówkami, a najchętniej zamyka się po szkole w swoim pokoju i siedzi tam długie godziny. Kiedy pytałam, co słychać, odpowiadała krótko, że wszystko w porządku.

Może moja córka jest chora, ma jakieś niedobory?

Miałam wrażenie, że unika rozmowy ze mną. Gdy pytałam, co robili z Pawłem, gdy mnie nie było, odpowiadała:

– Oglądaliśmy film – albo, znacznie częściej: – Nie wiem, nie pamiętam.

Zaczęłam się martwić. Czułam, że coś jest nie tak, ale co, nie miałam pojęcia.

Wtedy w mojej dalszej rodzinie pojawiła się poważna choroba. To podsunęło mi myśl, że może ze zdrowiem Martyny coś jest nie w porządku.

– Wiesz, to mogą być niedobory żelaza – tłumaczyłam Pawłowi. – Czytałam, że dzieci w tym wieku mogą być osowiałe właśnie z takiego powodu. No i warto by jej zrobić hormony tarczycy, córka mojej koleżanki…

– Czy ty aby nie przesadzasz? – śmiał się Paweł. – To przecież dziecko! Nie rób z niej chorej! Dziewczyny w tym wieku zaczynają mieć swoje humory i tajemnice. Może się zakochała? Nic na siłę. Mam pełno różnych szkoleń o młodzieży, na pewno bym zauważył, gdyby cokolwiek się działo.

To mnie uspokoiło. Paweł wprawdzie pracował w drogówce, lecz często mówił o tym, że marzy o służbie w dziale prewencji. Sam, dobrowolnie, brał udział w szkoleniach dla policjantów z zakresu przestępczości nieletnich czy narkotyków. Czułam więc, że mam w domu specjalistę od tematu.

Teraz wiem, jakie to było naiwne myślenie z mojej strony! Policjanci to tacy sami ludzie jak my. Są wśród nich na pewno prawdziwi bohaterowie, ale są i tacy jak mój były partner…

Przez kolejne miesiące nic specjalnego się w naszym domu nie działo. Aż do incydentu z łazienką. Martyna brała prysznic. Paweł wszedł do niej po ręcznik. Jesteśmy nowoczesną rodziną, nigdy nie istniał u nas problem przesadnej wstydliwości, choć oczywiście nago też przed sobą nie paradujemy. Dlatego zdziwiła mnie reakcja Martyny:

– Wyjdź stąd! – krzyknęła moja córka. – Wyjdź natychmiast! Mamo, on mnie podgląda!!!

– Nie przesadzaj – syknął Paweł, też jakimś dziwnie zdenerwowanym głosem. – Przecież wiele nie zobaczę!

Później odwrócił się w moją stronę i już normalnie, z tym półuśmiechem, który tak u niego lubiłam, szepnął:

– Te nastolatki. Myślą, że człowiek kawałeczka ciałka nie widział!

Pamiętam, że nie spodobały mi się jego słowa. Chyba każdej matce nastolatki trudno pogodzić się z tym, że jej córka staje się kobietą, i nie jest jej przyjemnie, gdy ktoś mówi o „ciałku” jej małej dziewczynki. Powiedziałam mu więc coś o szacunku dla dorastającej dziewczyny.

Tej nocy mój partner kochał się ze mną wyjątkowo intensywnie. Pamiętam to, bo byłam zaskoczona jego inicjatywą. Po kilku latach związku sprawy łóżkowe zdecydowanie zeszły między nami na dalszy plan. Zamartwiałam się nawet, że już nie pociągam Pawła tak jak kiedyś, bo wydawało się, że w ogóle nie potrzebuje seksu. No więc byłam przyjemnie zdziwiona, że tej nocy było między nami tak jak na początku. I szybko zapomniałam o czymkolwiek innym, a tym bardziej o drobnym incydencie z Martyną w łazience.

Martyna zostawiła tablet. Włączony na poczcie…

I pewnie długo trwałabym w nieświadomości piekła, przez które przechodzi córka pod moim dachem, gdyby nie przypadek. Pewnego dnia znalazłam na łóżku tablet Martyny. Zwykle zabierała go do szkoły i pilnowała jak oka w głowie, tym razem jednak jechali z klasą na wycieczkę, więc zostawiła go w domu.

Zaskoczyło mnie jednak to, że tablet był włączony i otwarty na poczcie. Psycholog sugerowała mi później, że Martyna zrobiła to specjalnie, że chciała, abym w końcu przejrzała na oczy i zobaczyła, co się dzieje u nas w domu. Być może, choć Martyna nigdy tego wprost nie potwierdziła. Ja jednak do tej pory odczuwam wstyd, gdy pomyślę, że dziecko musiało uciekać się do podstępów, żeby jej matka oprzytomniała wreszcie.

W każdym razie tamtego dnia odruchowo zerknęłam na pocztę córki. Nie miałam zamiaru jej czytać. Nigdy nie grzebałam w rzeczach ani Martyny, ani Pawła i bardzo szczyciłam się zaufaniem, jakim obdarzamy się wzajemnie w domu. Tym razem jednak coś przykuło moją uwagę. Do Martyny ktoś przysłał filmik. Niejeden zresztą. Podobnych załączników było w jej poczcie bardzo dużo.

Przeraziło mnie jedno: był to bardzo ostry film pornograficzny z udziałem młodych dziewcząt!

Przerażona odszukałam nadawcę wiadomości, ale podpisał się tylko „Twój”. Zimny dreszcz przebiegł mi po krzyżu. Moja córka miała dopiero czternaście lat, była zdecydowanie za młoda, żeby czerpać wiedzę o miłości z takich wulgarnych pornosów!

Postanowiłam koniecznie porozmawiać o tym z Pawłem. „Przecież to policja zajmuje się gówniarzami, którzy w ten sposób dręczą koleżanki” – myślałam rozdygotana.

Byłam zdesperowana doprowadzić sprawę do końca i za wszelką cenę ukarać chłopaka, który takie obrzydlistwa przesyła Martynie. Byłam przekonana, że bez jej zgody, bo na żadną z tych wiadomości moja córka nie odpowiedziała choćby słowem.

Najpierw jednak postanowiłam pogadać z samą dziewczynką.

Pawła akurat nie było, miał nocny patrol, kiedy moja córka wróciła

z wycieczki do domu. Już pierwszy rzut oka na nią wystarczył mi, żeby zobaczyć, że coś złego się dzieje. „Że też wcześniej tego nie zauważyłam!” – wyrzucałam sobie. Córka miała podkrążone oczy, była blada i przygaszona. Zdawkowo odpowiedziała na pytanie o wycieczkę.

– Martynko, kochanie, ja… – nie bardzo wiedziałam, jak zacząć tę trudną rozmowę. – Chciałabym z tobą o czymś porozmawiać… Znalazłam filmiki w twoim tablecie.

– Grzebałaś w mojej poczcie?! – moja córka zbladła z przerażenia.

– Ale to nic złego, dziecko, to przecież nie twoja wina – podbiegłam szybko, żeby ją przytulić, ale Martyna gwałtownie się odsunęła, jakbym parzyła.

– Nie moja wina?! – krzyknęła niespodziewanie. – Nie moja wina?! On ciągle mówi, że to ja go prowokuję!

– On? – nie bardzo wiedziałam, co o tym myśleć.

Sytuacja zdecydowanie wymykała mi się spod kontroli!

– Ty na pewno i tak mi nie uwierzysz – szepnęła wtedy Martyna. – Ale ja muszę ci powiedzieć. Już dawno chciałam skończyć ze sobą…

– Skończyć ze sobą?! – czułam, jak włosy stają mi dęba na głowie.

Jak mogłam nie zauważyć, że moja ukochana córka ma tak poważne problemy, że myśli o samobójstwie!

– Mamo, ja wiem, że ty go kochasz. Ale on ciebie nie kocha. Wiele razy mi to mówił, gdy… Wiele razy… – Martyna spojrzała tępo w wykładzinę; była blada jak ściana, drżała.

Dalej nie rozumiałam, nie chciałam rozumieć, o czym ona mówi!

– Ale o kim ty…? – szepnęłam.

– Dziecko, co za drań ciebie tak dręczy? Powiedz, proszę…

– Mamo, naprawdę nie wiesz? – córka nie patrzyła na mnie. – Mamo, przecież to chodzi o Pawła. On mnie… on… No, sama rozumiesz.

Nie rozumiałam. Nie mogłam w to uwierzyć. Wszystko we mnie krzyczało: „To nie może być prawda! Młode pannice coś sobie czasem wymyślają! Może jest zazdrosna, może zakochała się w partnerze matki, tak się czasem zdarza… Przecież on jest policjantem, stróżem porządku, on nigdy nie łamie prawa, on nawet jeździ przepisowo, wolniej niż inni”.

Ale w głębi duszy wiedziałam, że znowu sama siebie oszukuję.

Nagle przed oczami stanęły mi te wszystkie sytuacje, gdy mogłam coś zauważyć. Prośby, by mógł kąpać Martynkę, gdy była mała. To sadzanie jej sobie na kolanach, nawet gdy była już na to za duża. Głaskanie…

– Pakuj się, jedziemy do lekarza! – syknęłam przez zaciśnięte zęby.

Niestety, później wszystko potoczyło się jak w najgorszym koszmarze. Lekarz potwierdził, że Martyna była wykorzystywana seksualnie. Miała liczne otarcia, skaleczenia, uszkodzenia ciała. Dużo później dowiedziałam się, że to trwało trzy lata. Trzy lata gehenny mojej córki… A ja niczego nie zauważyłam.

Wyrzuciłam Pawła z domu. Zawiadomiłam prokuraturę, jego przełożonych, nawet media

Chciałam, żeby cierpiał, żeby ludzie go prześladowali, żeby przeszedł ten koszmar, który my przechodzimy każdego dnia. Nie mamy już życia w tym mieście, obie z córką musimy się wyprowadzić. Paweł dzwoni każdego dnia, twierdzi, że to nieprawda, że Martyna sobie wszystko wymyśliła, przypomina dobre chwile między nami, błaga mnie o kolejną szansę… Ale dla mnie ten człowiek już nie istnieje. Życzę mu wszystkiego, co najgorsze!

Dorota, 49 lat

Czytaj także:

Reklama
  • „Mąż uważał, że jest za poważny na zabawę z synem. To wizyta w sklepie z zabawkami wyzwoliła w nim dziecko"
  • „Przez nową wychowawczynię, moja 7-letnia córka znienawidziła szkołę. Płakała, symulowała choroby i miała koszmary"
  • „Ojciec porwał dziecko z przedszkola. Nie wiedział, że syn jest chory i w każdej chwili może umrzeć”
Reklama
Reklama
Reklama