„Mój mąż myślał tylko o pracy i pieniądzach. Doszło do tego, że nasz syn chciał mu zapłacić, żeby spędzał z nim czas”
– Słyszałem, jak mówiłeś wczoraj do mamy, że będziesz jutro w pracy 5 godzin i chciałem ci zapłacić za nie, żebyś mógł iść ze mną do szkoły – wyciągnął w stronę ojca woreczek pełen monet. – Wyjąłem ze skarbonki, mam tylko tyle…
- redakcja mamotoja.pl
Są na świecie rzeczy, które nie mają swojej ceny, na przykład... czas spędzony z własną rodziną. W ferworze obowiązków zapominamy, jak bardzo jest ważny, ale dzieci zaraz nam o tym przypomną.
– Naprawdę nie możesz odwołać tego spotkania? – zrezygnowana patrzyłam, jak Marek szykuje się do wyjścia. – Przecież obiecałeś Kajtkowi.
– Ala, nie utrudniaj – mąż popatrzył na mnie nieobecnym wzrokiem. – Wiesz, że muszę być dyspozycyjny.
– Ale wciąż zapominasz, że masz rodzinę, żonę i syna – nie ustępowałam. – I co to za dyspozycyjność, służbowe spotkania w soboty, w niedziele, to jakieś niewolnictwo jest raczej – wybuchłam. – Co ty, jakiś cyrograf podpisałeś, czy co?
– Umowę z firmą podpisałem rok temu i od roku zarabiam tyle, że wreszcie nam na nic nie brakuje – Marek wycedził przez zęby. – Czyżbyś o tym zapomniała?
Już się nie odezwałam, nie było sensu. Tak było niemal codziennie, takie rozmowy stały się naszym chlebem powszednim.
Ja mówiłam swoje, mąż swoje
Odkąd Marek objął stanowisko głównego konsultanta w firmie, dom jakby dla niego przestał istnieć. Był dyspozycyjny przez dwadzieścia cztery godziny w pracy i z czasem stało się to coraz bardziej uciążliwe. Ja jeszcze skłonna byłabym to zaakceptować, rozumiałam ten dzisiejszy wyścig szczurów i doceniałam, że dzięki pracy męża żyliśmy na poziomie wyższym niż przeciętny.
Trudno to jednak było wytłumaczyć naszemu dziesięcioletniemu synkowi. Kajtek wciąż dopominał się o swojego ojca, o jego uwagę, czas.
– Zrozum, synku, ja muszę pracować i nic na to nie poradzę – usiłował mu tłumaczyć Marek.
– Ale inni ojcowie też pracują – mały krzywił się wtedy płaczliwie. – I chodzą ze swoimi synkami na orlika, grają w nogę, widziałem, jak tata Kuby był tam z nim wczoraj, wracaliśmy z mamą z parku, byłem na hulajnodze – odparł mały i wystawił w stronę ojca palec w oskarżycielskim geście. – A jego tata też pracuje i ma czas grać z nim w nogę.
– Każdy pewnie pracuje jakoś – wzruszył ramionami Marek, spojrzał na zegarek i zaczął się spieszyć. – Ale nie każdy zarabia tyle, co ja, więc sam rozumiesz – uścisnął małego i już go nie było.
Zaczęłam wtedy tłumaczyć synkowi, że tatuś ma bardzo odpowiedzialną pracę, że musi jej poświęcać wiele czasu, że tego wymagają jego szefowie. I że tatuś dzięki takiej pracy dużo zarabia, więc nie musimy się martwić, że zabraknie nam na coś pieniędzy. Mały słuchał uważnie, ale po jego minie widziałam, że chyba go nie przekonałam.
W końcu westchnął głęboko i tak komicznie, że aż się roześmiałam
Obiecałam też, że jak odrobi lekcje, pójdziemy na hulajnogę, dni ostatnio zrobiły się ciepłe jak na tę wczesną wiosnę.
– Ale na dzień sadzenia drzewek tata pójdzie ze mną na pewno? – spytał mnie nagle, patrząc mi w oczy. – Bo obiecał.
W pierwszej chwili chciałam powiedzieć, że tak, że oczywiście, ale ugryzłam się w język. No, bo rzeczywiście Marek przyrzekł dziecku, że pójdą razem w sobotę porządkować tereny, które gmina przydzieliła szkole na zorganizowanie tam czegoś w rodzaju parku sportowo-rekreacyjnego.
I szkoła ogłosiła tę sobotę dniem rodzinnym, prosząc, aby rodzice, zwłaszcza ojcowie przyszli wraz z dziećmi i zajęli się tymi pracami.
– Myślę, że skoro tata obiecał, to słowa dotrzyma – odparłam ostrożnie. – Musimy tylko o tym tacie wciąż przypominać, żeby mu nic nie wypadło w ten dzień.
Bardzo nie chciałam, żeby Marek zawiódł naszego małego i sama postanowiłam dopilnować tej sprawy. Więc codziennie mówiłam mu o tej sobocie, aż do znudzenia, a on tylko kiwał głową. Ale czwartkowego wieczoru, dwa dni przed imprezą, gdy zaczęłam temat, spojrzał na mnie ze złością.
– A ty ciągle swoje – parsknął gniewnie. – Czy ty myślisz, że ja nie mam nic lepszego do roboty, tylko jakieś głupie dołki kopać pod drzewka, które potem i tak ci smarkacze połamią?
– No coś ty, Marek – aż mnie zatkało. – Obiecałeś Kajtkowi, on tak się cieszy, że razem tam pójdziecie.
– To pójdziesz z nim sama, ja mam umówione dwa spotkania – pokręcił głową, ale nie popatrzył na mnie, wyraźnie unikał mojego wzroku. – Zrozum, jeżeli zdobędę tych inwestorów dla firmy dostanę premię i może nawet podwyżkę.
– I te spotkania zajmą ci cały dzień? – spytałam.
– No nie... jakieś pięć godzin – odparł. – Ale potem muszę wpaść do firmy…
– To znaczy, że nie pójdziesz z nami? – chciałam się jeszcze upewnić, żeby jakoś przygotować na to naszego synka.
– No nie, to by mnie zbyt wiele kosztowało, nie stać mnie na taki luksus – powiedział stanowczo.
W tym momencie usłyszałam tupot nóżek na korytarzu
Uchyliłam drzwi naszego pokoju, zdążyłam jeszcze dojrzeć, jak gaśnie światło u Kajtka. Serce mi mocniej zabiło, gdy uświadomiłam sobie, że mały mógł słyszeć naszą rozmowę. Ale gdy zaglądnęłam do niego, wydawało mi się, że śpi, i ostrożnie zamknęłam drzwi. postanowiłam porozmawiać z nim następnego dnia, uprzedzić go, że pójdziemy tylko oboje sadzić te drzewka.
Chciałam, żeby przed sobotą oswoił się z tą myślą. Późnym popołudniem przygotowałam mu więc podwieczorek, kakao i jego ulubiony budyń i poszłam do jego pokoju. Kajtek siedział przy biurku i dłubał jakimś drutem w ceramicznej śwince, skarbonce. Widziałam monety, wysypujące się z niej na blat biurka.
– Co robisz? – spytałam zdziwiona.
– Szykuję kasę – odparł, nie przerywając zajęcia. – Po co? – wciąż nie mogłam opanować zdziwienia.
– Muszę za coś zapłacić – powiedział i dopiero wtedy podniósł na mnie wzrok. – Ale nie powiem ci za co, więc nie pytaj, mamo.
Przysiadłam przy nim, pogłaskałam go po włosach. To, co zobaczyłam, poważnie mnie zaniepokoiło, nasz syn miał na wszystko, nie potrzebował używać swoich oszczędności ze skarbonki. Czyżby działo się coś złego, o czym nie wiedziałam?
– Czy coś się stało, Kajtuś? – spytałam go. – Chcesz o czymś porozmawiać?
– Nie, nie chcę – potrząsnął głową. – Ale wy wciąż coś kupujecie, to i ja chyba mogę, prawda?
– No tak, to twoje pieniądze – przytaknęłam. – A powiesz mi, co chcesz kupić?
– Powiem – odparł. – Jak będę kupował.
Zaniepokoiła mnie cała ta sytuacja
Postanowiłam porozmawiać o tym z mężem, jak tylko wróci z pracy wieczorem. Nie zdążyłam. Bo gdy tylko Marek wszedł do domu, usłyszałam głos Kajtka witającego ojca. Jeszcze nie spał, chociaż było już sporo po dziesiątej. Podeszłam do nich. Myślałam, że mały chce się tylko przywitać z ojcem, ale tak nie było.
– Tato, ile ty kosztujesz? – usłyszał pytanie Kajtka.
– Jak to? – Marek zdumiony popatrzył na syna, a potem na mnie.
– Pytam, ile kosztuje twoja praca, no jedna godzina – powiedział mały. – Bo tata Kuby zarabia za godzinę dziesięć złotych, pytałem go, to wiem.
– No, synku – roześmiał się Marek. – Co to jest dziesięć złotych, jakieś grosze. U mnie to by wychodziło… – zastanowił się. – No jakieś czterdzieści złotych, ale dokładnie nie można tego wyliczyć…
– Tyle nie mam – Kajtek zrobił żałosną minę. – Słyszałem, jak mówiłeś wczoraj do mamy, że będziesz jutro w pracy pięć godzin i chciałem ci zapłacić za nie, żebyś mógł iść ze mną do szkoły – wyciągnął w stronę ojca woreczek pełen monet. – Wyjąłem ze skarbonki, mam tylko tyle…
Marek cofnął się o krok, jakby chciał uciec przed tą wyciągniętą ręką synka
– Ja wiem, że ty musisz dużo zarabiać, tato – Kajtuś podszedł bliżej do ojca. – To weź to na razie, a potem, jak uzbieram, to oddam ci resztę…
– Poczekaj, kochanie – przerwałam mu, bo nie mogłam pozwolić na to, co się działo. – Nie musisz za nic tatusiowi płacić, za żadną godzinę, bycie z tobą to nie jest praca, to jest przyjemność, tylko tatuś na chwilę zapomniał o tym, bo za dużo miał na głowie – przytuliłam małego, a potem spojrzałam mężowi prosto w twarz.
Nie musiałam już nic mówić więcej. Myślę, że dostał taką lekcję życia od własnego dziecka, że nikt nie potrafiłby mu dać lepszej. Nasz synek chciał mu zapłacić za czas spędzony z nim. Chciał mu w ten sposób pokazać, że poza pracą i pieniędzmi są w życiu jeszcze inne wartości, ważniejsze od nich. Takie jak czas, który powinno się mieć dla swoich dzieci.
Alicja, 38 lat
Czytaj także:
- „Córka zapragnęła mieć rodzeństwo, bo wszystkie jej koleżanki miały. To ona nas zmusiła, żebyśmy mieli drugie dziecko”
- „Nikoś urodził się w 26. tygodniu ciąży. Lekarze zapytali, czy chcemy go ratować. Jak matka może podjąć taką decyzję?”
- „Mąż co miesiąc pytał ją, czy jest już w ciąży. Traktował jak wybrakowany towar. To było upokarzające i bolesne”