Związałam się z Adamem z prawdziwej miłości, ale szybko zauważyłam, że to naprawdę porządny, ogarnięty facet. Wiedziałam, że będzie mi z nim dobrze, że niczego nam nie zabraknie. Miał świetną pracę, dobrze zarabiał – ideał! Od początku wiedziałam, że ma córkę, ale nie przeszkadzało mi to. Z matką dziecka rozstali się w zgodzie. Teraz jednak już nie wiem, kto jest dla niego ważniejszy – ja czy ona?

Reklama

Na alimenty idzie połowa jego pensji!

Adam regularnie odwiedza Zosię i zabiera ją w weekendy do nas, czasem gdzieś wyjeżdżają razem na kilka dni. Nie mam nic przeciwko, nawet polubiłam tę dziewczynkę – jak na 7-latkę jest wyjątkowo rozgarnięta. Pewnie po tatusiu, bo raczej nie po mamie naciągaczce. Karolinę, byłą dziewczynę Adama, widziałam tylko raz, kiedy przywiozła do nas córkę. Wypacykowana, zrobione rzęsy, piersi – koszmar! Zmierzyła mnie tylko wzrokiem od góry do dołu i głupio się uśmiechnęła. Od tamtej pory wychodzę z domu za każdym razem, kiedy ona ma się pojawić.

Od początku czułam, że Karolina będzie chciała uprzykrzyć nam życie. Ale żeby wciągać do tego dziecko? Kiedy poznałam Adama, oni dopiero układali swoje sprawy. Mieli ustalić terminy spotkań ojca z córką, no i alimenty. Wtedy jeszcze nie przypuszczałam, że Adam da się tak wrobić! Niby jest taki inteligentny, a bez szemrania zgodził się płacić na dziecko 2 tysiące miesięcznie! To oczywiście był pomysł Karoliny, nie wiem, skąd ona wytrzasnęła tę kwotę! Na co tyle pieniędzy dziecku?
– Przecież ona ma jeszcze 500 plus, razem 2 i pół tysiąca! A sama to co, nie zarabia na swoje dziecko? – mówiłam do Adama mocno wkurzona. Myślałam, że się opamięta. – Ona chce cię naciągnąć na kasę, żeby mogła po kosmetyczkach latać – nie dawałam za wygraną, ale Adam tylko kręcił głową.
– Olu, to moja córka, nie chcę, żeby jej czegokolwiek zabrakło – tłumaczył mi spokojnie, jak to Adam. – A Karoliną się nie przejmuj, tak naprawdę to rozsądna dziewczyna, nie zmarnuje tej kasy.

Postanowiłam zacisnąć zęby i czekać, co wydarzy się dalej. Może Adam miał rację? Chociaż trudno mi było sobie wyobrazić, że kilkuletnie dziecko potrzebuje 2 tysięcy na miesiąc. Moim zdaniem matce było z tym po prostu wygodnie, miała pieniędzy w bród!

Zażądałam obniżenia alimentów!

Na efekty tej kuriozalnej sytuacji nie trzeba było długo czekać. Z miesiąca na miesiąc zauważałam, że Adam coraz bardziej szczypie się z wydatkami. Mieliśmy wymienić telewizor na nowy – powiedział, że może za pół roku. Mieliśmy wyjechać na wakacje – zamiast Madery wybrał Władysławowo! Miałam dość.
– To chore! My mamy biedować, bo twoja była wyciąga od ciebie pieniądze? Niby na dziecko? – krzyczałam, kiedy znów się o to pokłóciliśmy. – Wystąp do sądu o obniżenie tych „alimentów”! Jak nie, to się wyprowadzam!

Zobacz także

Sama byłam zaskoczona swoimi słowami, ale musiałam coś zrobić. Przecież każdy sąd przyznałby rację ojcu i obniżył alimenty do jakiejś normalnej wysokości. 800 albo 1000 – to bym jeszcze mogła zaakceptować. Adam jednak pozostał niewzruszony.
– Nie wtrącaj się w sprawy mojego dziecka – powiedział w złości.

Minął kolejny miesiąc, Adam mnie nie posłuchał. Nadal płaci Karolinie te 2 tysiące, a sam liczy się z każdym groszem. Za to ja wyprowadziłam się do rodziców, na razie na trochę. Może mój dobrotliwy narzeczony w końcu zmądrzeje, jak przestanie mu starczać na czynsz? Czasem mam wątpliwości, czy powinnam stawiać go tak pod ścianą, w końcu chodzi o jego dziecko. Ale co by było, gdybyśmy sami założyli rodzinę? Wciąż wyrzucałby tyle pieniędzy na pierwsze dziecko, a dla nas by już nie starczało?

Ola

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama