„Moja 16-letnia córka zaszła w ciążę, nawet nie wiedziała z kim. Dzisiaj jest absolutnie zakochana w maluchu”
– Mamuś, dziękuję, że nie pozwoliłaś mi się jej pozbyć. To byłby największy błąd mojego życia.
Przytuliłam ją mocno. Wiedziałam, że nie jest jej łatwo, ale cieszyłam się, że potrafiła docenić cud, jaki jej się przytrafił.
- redakcja mamotoja.pl
Tego ranka Nadia bardzo źle się czuła. Miała mdłości, co chwila biegała do łazienki. Jeśli nie był to stres związany ze szkołą ani zatrucie pokarmowe, to może…
– Czy ty jesteś w ciąży? – zapytałam, na co Nadia się rozpłakała, rozwiewając wszelkie wątpliwości. – Ale jak to? Ty uprawiasz seks? Z kim? Czemu nic nie mówiłaś? – dopytywałam zdumiona.
Choć Nadia miała szesnaście lat, wciąż uważałam, że jest dzieckiem, i nawet jeszcze nie zabrałam się do rozmów na te tematy.
Gdyby o coś zapytała, pomogłabym jej!
Byłabym skłonna nawet zaprowadzić ją do ginekologa, wybrać jakąś antykoncepcję… Nadia rzuciła się na łóżko i chlipała w poduszkę. Nie miałam zamiaru milczeć. Poszłam za nią i usiadłam obok.
– Dziecko! Powiedz mi, co się stało!
– Kiedy byliście na weekend u wujka Darka, poznałam chłopaka na imprezie. Trochę wypiłam, tańczyliśmy ze sobą cały wieczór, a później… on mnie odprowadził i ja go tu zaprosiłam. Nie wiem, jak to się stało. Najpierw się całowaliśmy, a później…
– Zgwałcił cię?!
– Nie! Ja po prostu dałam się ponieść emocjom. Nawet mu nie powiedziałam, że to mój pierwszy raz. Był zaskoczony, gdy się dowiedział.
– Mój Boże… Nadia. Przecież to skrajna nieodpowiedzialność! Jak mogłaś przespać się z obcym chłopakiem? Zaprosić go do domu! I jeszcze się nie zabezpieczyć. Przecież mógł cię czymś zarazić! I teraz co?! Kto to jest, ten chłopak? Czy ty masz w ogóle jakiś kontakt z nim? – rzucałam gorączkowo.
– Nie. Nie wzięłam jego numeru.
Nie potrafiłam pojąć, jak mogła zachować się w ten sposób!
Nie tak ją wychowałam! Zawsze podreślałam, że może się do mnie zwrócić z każdym problemem, ale też, że musi postępować odpowiedzialnie i myśleć o konsekwencjach swoich zachowań. Zupełnie się załamałam. Nie chciałam zostawiać jej samej w tej sytuacji, ale potrzebowałam chwili, żeby ułożyć sobie wszystko w głowie i zastanowić, jak powiedzieć o tym mężowi.
Było mi bardzo trudno, ale wiedziałam, że Nadii wcale nie jest łatwiej. To ona jednym głupim wyskokiem zrujnowała sobie młodość i pozbawiła się wielu możliwości. Grzesiek zareagował tak, jak myślałam: gniewem Napiłam się wody i uchyliłam okno, żeby nieco ochłonąć…
Czego ja oczekiwałabym od własnej matki, gdybym była w takiej sytuacji? Odpowiedź była jasna: wsparcia! I tego właśnie zamierzałam udzielić mojej córce. Wróciłam do pokoju i położyłam dłoń na ramieniu Nadii.
– Chcę, żebyś wiedziała, że cię nie zostawię samej. To nie będzie łatwy czas, ale na pewno możesz na mnie liczyć.
– Mamo, ja nie chcę tego dziecka – załkała Nadia, a mnie zmroziło.
– O tym trzeba było myśleć wcześniej! Teraz dziecko już jest, więc trzeba ponieść konsekwencje własnej nieodpowiedzialności. Pomogę ci.
– Nie chcę pomocy. Chcę się go pozbyć. W tym mi pomóż – spojrzała na mnie błagalnie.
Była jeszcze taka młoda i nieświadoma swoich słów i czynów…
– Nie, Nadia. Dziecko to cud. Przekonasz się o tym i będziesz wstydziła się tego, że go nie chciałaś.
Wieczorem, kiedy mąż wrócił, poprosiłam go, żeby przyszedł do kuchni. Chciałam mu o tym powiedzieć sama, bo wiem, jak potrafi być porywczy i w złości rzucać słowami, których później żałuje. Nie chciałam, żeby Nadia je usłyszała.
– Coo? W ciąży?! – wrzasnął, a ja przytrzymałam mu dłoń na ramieniu.
– Uspokój się, Grzegorz. To dla nas szok, ale nic już nie zrobimy.
– A tatusiek?!
– To jakiś chłopak, którego poznała na imprezie. Marne szanse – podsumowałam krótko.
Widziałam, że Grzesiek jest wściekły. Nic dziwnego. Ja też nie byłam w najlepszym nastroju. Mimo to postanowiłam, że pomogę córce, choćby nie wiem co. Nie zamierzałam zostawiać jej samej z tym problemem. Kiedy Nadia się urodziła, Grzesiek wciąż brał nadgodziny, a na urlop wyjeżdżał dorobić na fuchy do Niemiec, więc doskonale wiedziałam, z czym się wiąże takie samotne macierzyństwo…
Pierwsze tygodnie były straszne. Nadia nie spała po nocach i wciąż powtarzała, że nie chce dziecka i jeśli nie pomogę jej się go pozbyć, odda je do adopcji. Starałam się nie naciskać. Wierzyłam, że gdy maleństwo się urodzi, instynkt zrobi swoje. W końcu Nadia poinformowała swoich przyjaciół i nauczycieli w szkole.
Całe szczęście, to już nie te czasy, żeby ciężarną dziewczynę wyrzucali ze szkoły
Otrzymała wsparcie i zgodę na naukę w domu. Podpytywałam co jakiś czas o ojca dziecka, ale Nadia mówiła, że nie zna jego nazwiska i nie potrafi go namierzyć. To było bardzo przykre, jednak z czasem i z tym się pogodziłam. Im brzuszek był większy, tym więcej osób interesowało się odmiennym stanem mojej córki – starałam się z podniesionym czołem odpowiadać, że owszem: będę babcią i bardzo się z tego cieszę.
W dużym stopniu była to prawda. Byłam szczęśliwa, że w naszym domu pojawi się dzidziuś. Lekarz twierdził, że to będzie dziewczynka, więc w tajemnicy przed Nadią kupiłam kilka słodkich sukieneczek i wręczyłam jej w dniu jej imienin.
– To prezent dla mnie? – skrzywiła się.
– Myślałam, że się ucieszysz.
– Niby z czego! Teraz już wszystko kręci się wokół niej, mimo że się jeszcze nie urodziła.
Czy ten miły, młody człowiek to tata Julci?
Przykro mi było patrzeć na to, z jaką niechęcią podchodzi do przyszłości. To ja zajęłam się kompletowaniem wyprawki. Kupiłam wózek, łóżeczko, ubranka i pieluchy. Nadia też chodziła do sklepów, ale była zupełnie obojętna. W końcu nadszedł dzień porodu – był początek grudnia 2018 roku. Nadia przyszła do nas nad ranem.
– To już – jęknęła.
Zerwaliśmy się na równe nogi i zawieźliśmy ją do szpitala.
– Jaka młoda mama – skomentowała kąśliwie położna.
Spojrzałam na nią oburzona.
– Takie uwagi proszę zachować dla siebie – odparowałam, a Nadia uśmiechnęła się mimo bólu. Położna się zawstydziła i od razu zabrała do pracy.
Poród poszedł naprawdę szybko
Byłam pod wrażeniem determinacji Nadii. Była zdyscyplinowana i niezmiernie silna. Kiedy maleństwo przyszło na świat, położna położyła je Nadii na piersi, a ona spojrzała na nie rozczulona.
– To ty mnie tak kopałaś? – powiedziała i uśmiechnęła się.
– Jak dasz na imię swojej córeczce? – zapytała położna.
– Julia – odpowiedziała Nadia. Nie wiedziałam, że w ogóle myślała nad imieniem.
Byłam poruszona, bo to imię po mojej mamie. Dziecko było zdrowe! Dostało dziesięć punktów w skali Apgar. Byłam taka dumna, spoglądając na moje dwie dziewczyny. To był cud! Nadia też szybko stanęła na nogi po porodzie. Postanowiła karmić córeczkę piersią.
– To najpiękniejszy widok na świecie – powiedział Grzesiek poruszony, gdy zobaczył, jak mała ssie pierś Nadii, a ja nie mogłabym się nie zgodzić.
Po dwóch dniach dziewczyny zostały wypisane do domu i zaczęliśmy się przystosowywać do nowego życia. Tak jak przypuszczałam, stał się cud.
Nadia zupełnie zakochała się w Julci
Nie narzekała nawet na nocne wstawanie. Pewnego dnia po tym, jak położyła malutką do łóżeczka, powiedziała:
– Mamuś, dziękuję, że nie pozwoliłaś mi się jej pozbyć. To byłby największy błąd mojego życia.
Przytuliłam ją mocno, siła powstrzymując napływające do oczu łzy. Wiedziałam, że nie jest jej łatwo, ale cieszyłam się, że potrafiła docenić cud, jaki jej się przytrafił. Bywały oczywiście gorsze i lepsze dni, ale życie Nadii zaczęło kręcić się całkowicie wokół Julci. Dwa dni przed Wigilią wyszłyśmy na spacer. Przed naszym blokiem siedział na ławce ciemnowłosy chłopak.
– Cześć! – zawołał i spojrzał na wózek ze zdziwieniem w oczach.
Nigdy wcześniej go nie widziałam, ale nie miałam wątpliwości, kim jest.
– Cześć… – odparła Nadia speszona. – Co tu robisz?
– Pisałem do ciebie na Facebooku, ale nie odpisywałaś, więc postanowiłem, że tu przyjdę.
– Trochę ci to zajęło – skrzywiła się Nadia; ja nie chciałam się wtrącać, więc powiedziałam, że pójdę do sklepu sama, a oni niech sobie pogadają.
– Czy to dziecko… – usłyszałam z oddali łamiący się głos chłopaka. – To jest moje dziecko?
– Tak… twoje.
– Czemu nic nie powiedziałaś?!
Odeszłam podekscytowana. Nie wiedziałam, jak dalej potoczy się ich rozmowa, ale poczułam ulgę, że ten chłopak dowiedział się prawdy.
Spotkali się, jak spotkali, ale miał prawo wiedzieć, że ma dziecko
Kiedy wróciłam, nie było ich już pod blokiem. Wniosłam zakupy na górę i weszłam do mieszkania. Chłopak stał nad łóżeczkiem koło Nadii.
– Dzień dobry – zwrócił się do mnie. – Przepraszam, że się nie przedstawiłem. Chyba byłem w szoku. Nazywam się Szymon Łęcki. Jestem tatą Julki.
– Miło cię poznać, Szymon. Jestem Gabrysia i jestem babcią Julki – odpowiedziałam z uśmiechem.
Szymon okazał się bardzo troskliwym i miłym chłopakiem. Nie zamieszkali jeszcze ze sobą, ale Szymon przychodzi do nas codziennie i pomaga w opiece nad Julcią. Wygląda zatem na to, że przyszłość tej młodej rodzinki wcale nie jest skazana na klęskę.
Gabriela, lat 41
Czytaj także:
- „Moja 17-letnia córka wpadła. Musieliśmy zająć się wnuczką, bo młoda mama wolała imprezy i alkohol"
- „Urodziłam dziecko z gwałtu, bo rodzice nie zgodzili się na aborcję. Gdy patrzę na twarz Adrianka, widzę mojego oprawcę"
- „Na kolanach błagają, by oddać im dzieci. A potem one znów lądują u nas we łzach i siniakach…”