„Moja córka zrobiła ze swojego dziecka żywy bankomat. Urodziła ją tylko po to, żeby na niej zarobić. Wychowałam naciągaczkę”
„Co z niej za matka? Jak można tak potraktować własne dziecko. Gdyby od początku wiedziała, że ten bogaty mężczyzna nie jest ojcem Kasi, pewnie usunęłaby ciążę. Wychowałam egoistyczną naciągaczkę. Tak bardzo mi za nią wstyd”.
- redakcja mamotoja.pl
Czasami zastanawiałam się, jak to możliwe, że moja młodsza córka, Gosia, jest tak wspaniałą matką dla swojej dwójki szkrabów, natomiast starsza, Monika, kompletnie nie ma instynktu macierzyńskiego. Przecież wychowywałam je obie jednakowo, każdej dając identyczną porcję miłości i zainteresowania. Tymczasem Małgosia zawsze była bardzo rodzinna, a Monia, jak ten kot, chodziła własnymi drogami, nie dbała o nikogo, tylko o siebie.
– Zobaczysz, zakocha się, to się wtedy wszystko zmieni! – mawiała moja siostra, której się skarżyłam, że Monika skończyła już trzydziestkę, a nie zanosi się na to, aby się ustatkowała.
Młodsza dorobiła się w tym czasie męża i dwójki dzieci, a starsza… Co rusz miała innego chłopaka. W pewnym momencie zwyczajnie straciłam rachubę, tym bardziej że wyprowadziła się z domu. Pomieszkiwała u kolejnych „narzeczonych”, potem coś sama wynajmowała – i znowu zaczepiała się u jakiegoś chłopaka.
– Żyjesz jak jakiś koczownik! – wyrzucałam starszej córce. – Ciągle na walizkach! Spójrz na Gosię! Jest ustatkowana, ma dom, fantastycznego męża, dwójkę ślicznych maluchów…
– Jaki tam dom? Mieszkanie kupione na kredyt zaciągnięty na dwadzieścia długich lat! Ja sobie takiego kamienia u szyi na pewno nie uwiążę! – wyśmiewała siostrę Monika.
– Więc twoim zdaniem lepiej nie mieć żadnego domu? – dopytywałam.
– Mamo, ty się o mnie nie martw – śmiała się, ale dobrze jej było mówić.
Matka zawsze się martwi o swoje dzieci. Tym bardziej takie, co nie mają żadnego celu w życiu ani perspektyw.
„Gdyby sama została matką, wszystko by się na pewno zmieniło. Stałaby się bardziej odpowiedzialna – myślałam. – Miałaby dla kogo żyć”.
Naprawdę, w przeciwieństwie do większości rodziców, którzy boją się panieńskiej ciąży u swojej córki, ja marzyłam, by moja Monika wpadła i w ten sposób się ustatkowała! Nawet gdyby miała zostać samotną matką.
– Przecież jej wtedy pomożemy – mówiłam do męża, który patrzył na mnie, jakbym była szalona.
– Naprawdę sądzisz, że mam jeszcze siłę, aby wychowywać niemowlaka? Bo na tym się skończy, sama o tym dobrze wiesz!
– kręcił głową. – Ja swoje dzieci już wychowałem, wstawałem do nich po nocach na równi z tobą, a teraz chcę być tylko dziadkiem bawiącym się z wnukami. I starczy!
No cóż, a jednak niektóre życzenia się spełniają
Kilka miesięcy później Monika oświadczyła, że jest w ciąży.
– A ojciec dziecka? – zapytałam.
– Zapomnij o nim, jest żonaty! – wzruszyła tylko ramionami.
– Nie szkodzi, twoja miłość na pewno maleństwu wystarczy – byłam zachwycona, że moja córka nie chce tej ciąży usunąć, bo tego się obawiałam.
Tymczasem ona się naprawdę cieszyła! Kiedy dowiedziała się, że to będzie dziewczynka, zaczęła biegać po sklepach i kupować dla niej rzeczy.
– Zobacz, jaka piękna sukieneczka, cała w koronkach! – przybiegała do mnie jak za dawnych lat. – Jak ja ją będę stroiła! Jak maleńką laleczkę! – obiecywała z wypiekami na twarzy.
Bardzo chciałam w to wierzyć. Pytanie tylko, skąd znajdzie pieniądze na te wszystkie fatałaszki dla małej.
– O to się już nie martw, mamusiu! – śmiała się Monika. – Będzie dobrze.
Powinnam się domyślić, że coś knuje, ale miłość do córki i do nienarodzonej wnusi zamydliła mi oczy. Byłam szczęśliwa i nie chciałam rozważać żadnych czarnych scenariuszy.
Kiedy dziecko przyszło na świat, z miejsca zawładnęło nie tylko mną, ale i mężem. Już po kilku tygodniach wiedziałam, że oddałby wszystko za to maleństwo. Gosia to się nawet śmiała, że tata przeżywa drugą młodość, kiedy wychodzi z małą Kasią na spacery.
– Nie jesteś zazdrosna, że tak ją kocha? – zapytałam, po czym ugryzłam się w język. – Zresztą, po co ja pytam, twoje dzieci przecież także kocha…
– Wiem, ale teraz Kasia jest jego oczkiem w głowie. Nie, nie jestem zazdrosna, temu dziecku potrzebna będzie wasza miłość – stwierdziła Gosia.
No cóż, znała dobrze swoją siostrę i pewnie sporo przeczuwała…
Monika nie mówiła nam wiele o swoich sprawach, a ja o nie wcale nie pytałam. Zastanawiałam się jednak, kim jest ojciec naszej wnusi i dlaczego moja córka nie wystąpi o alimenty. Wiadomo przecież, że do tanga trzeba dwojga i mężczyzna także powinien być odpowiedzialny za swoje dziecko. Któregoś razu jednak nie wytrzymałam i zapytałam o to.
– Nie martw się, mamuś, pracuję nad tym usilnie! – usłyszałam.
Nie miałam pojęcia, co to znaczy, dopóki pewnego dnia Monika nie wróciła do domu wściekła jak osa!
– A to drań! Ten kretyn zażądał badań DNA! – rzuciła już od progu.
A potem nie wzięła nawet na ręce Kasi, która raczkując podeszła jej pod nogi, tylko zamknęła się w pokoju.
Oboje z mężem chodziliśmy na paluszkach, bojąc się zapytać, o co chodzi, i licząc na to, że Monika jednak nam wyjaśni, co się dzieje.
– Naprawdę chcesz wiedzieć?! – wybuchła w końcu, gdy delikatnie zaczepiłam ją w tej sprawie. – Zaszłam w ciążę z jednym takim bogatym draniem. Pomyślałam sobie, że urodzę i będę ustawiona do końca życia! No wiecie, wysokie alimenty i tak dalej. Ale on nie chciał wierzyć na słowo, że Kaśka jest do niego podobna jak dwie krople wody, tylko nasłał na mnie tego swojego adwokata, który zażądał dowodów. Zbadali Kaśce DNA i okazało się, że wcale nie jest jego córką.
– To czyją? – wyrwało mi się.
– A bo ja wiem?! Nie pamiętam, z kim jeszcze wtedy spałam! – moja córka wzruszyła ramionami. – Jasny gwint, gdybym tylko nie była taka pewna, że to jego dziecko, to…
– To co wtedy?! – nie wytrzymał mąż, który właśnie wparował do pokoju. – Usunęłabyś tę ciążę?
– Pewnie tak! A po co mi teraz taki darmozjad, którego trzeba utrzymywać? – rzuciła Monika i już myślałam, że mąż po raz pierwszy ją uderzy, ale opanował się w ostatniej chwili.
– Nigdy więcej o niej tak nie mów! – wycedził przez zęby.
Córka co prawda więcej tak nie mówiła, ale z pewnością tak sobie myślała… Widziałam to w jej oczach, kiedy niechętnie brała na ręce garnącą się do niej małą. Serce mi się wtedy krajało. Tak mi było żal tego ufnego ślicznego dzieciaczka! Rację miała młodsza córka – miłość moja i męża stała się dla Kasi ważna. Szczególnie, kiedy jej matka wyjechała.
Oczywiście, nie konsultowała tego z nami, bo i po co? Po prostu z góry założyła, że zajmiemy się dzieciaczkiem, kiedy wybierze życie za granicą.
– Do pracy jadę! – oświadczyła nam.
– Ale gdzie, kiedy? – dopytywaliśmy.
– Do Niemiec, do Hamburga. Za kilka dni – padła krótka odpowiedź.
– A co będziesz tam robiła? Przecież ty nawet nie znasz języka!
– Dostałam pracę jako kelnerka! Potrafię zapytać: Kawę czy herbatę? Kaffee oder Tee? – popisała się.
No cóż, była dorosła, nie mogliśmy jej z mężem powstrzymać. Zresztą po jakimś czasie wydawało się, że naprawdę dobrze się jej wiedzie w tym Hamburgu. Kiedy dzwoniła do domu, była zawsze taka pogodna, roześmiana. Tylko rzadko pytała o córkę i równie rzadko chciała z nią rozmawiać.
– Dlaczego zawsze dzwonisz tak późno, kiedy mała już śpi? Ona za tobą tęskni – robiłam córce wyrzuty.
– Ja za nią także – odpowiadała Monika, choć bardzo w to wątpiłam.
A jednak pewnego dnia moja starsza córka oświadczyła, że nie tylko przyjeżdża do Polski, ale chciałaby zabrać potem Kasię na kilka dni do siebie.
– A nie będzie ci przeszkadzała? – niepokoiłam się, bo córka od dawna nie zajmowała się dzieckiem.
– Mam urlop, chcę z nią pobyć – usłyszałam. – Przecież jestem jej mamą, nie zrobię jej krzywdy!
No cóż, miałam taką nadzieję…
Potem okazało się, że niepotrzebnie się martwiłam, bo mała wróciła cała i zdrowa, obkupiona w nowe ciuszki.
– Nie są nowe, dostałam je od znajomych – sprostowała córka.
– Nie szkodzi, są takie śliczne! – nie chciałam już Monice mówić, że mała ze wszystkiego szybko wyrasta, a przecież mnie i ojcu się nie przelewa. Musieliśmy utrzymać Kasię ze swoich skromnych nauczycielskich pensji, bo córka jakoś nigdy się nie kwapiła, żeby dołożyć do utrzymania własnego dziecka.
– Jak chcecie, to czasami będę wam przysyłała jakieś ubranka – stwierdziła wielkodusznie Monika.
Faktycznie od tej pory zaczęły przychodzić do nas paczki. Rzeczy, które w nich znajdowałam nie były nowe, ale czyste i przyzwoite. Nie wiedziałam, skąd pochodzą, dopóki nie zauważyłam w jednym z pudeł ulotki z adresem niemieckiej pomocy społecznej. Musiała wpaść Monice przypadkiem, ale wiele dała mi do myślenia.
Wkrótce okazało się, że Monika dostawała nie tylko ubranka… Korzystając z tego, że ma w Hamburgu pracę, zgłosiła się do odpowiedniego urzędu jako matka samotnie wychowująca dziecko! I przez wiele miesięcy pobierała na Kasię niemały zasiłek! Dostawała go na córeczkę, która rzekomo z nią mieszkała, a wydawała w całości na siebie!
Kiedy się o tym dowiedziałam, zrozumiałam, dlaczego zabrała kiedyś małą na wakacje. Musiała ją pokazać, aby urzędniczki nie nabrały podejrzeń. Niestety, przeliczyła się, bo ostatnio Niemcy stali się wyjątkowo czuli na takie wyłudzenia. Zrobiono wywiad środowiskowy i okazało się, że dziecka dawno nikt nie widział. Szybko namierzono Kasię w Polsce i udowodniono, że mała mieszka z dziadkami!
Monika musiała nie tylko oddać całą wyłudzoną sumę, ale i nałożono na nią karę kilku tysięcy euro. I tak miała szczęście, bo niedługo ponoć wchodzą przepisy, zakazujące takim oszustom osiedlania się i pracy w Niemczech!
Niestety, moja córka nie rozumie, że wszystko, co się stało, to wyłącznie jej wina. Obwinia za to dziecko! Wścieka się na małą i przestała do niej dzwonić. A Kasia tak bardzo tęskni za mamusią! Coraz więcej rozumie… Już się z mężem boimy, co jej powiemy, kiedy zacznie pytać. Jak jej wytłumaczymy, że jej własna matka urodziła ją tylko dlatego, że widziała w niej kurę znoszącą złote jajka, a gdy ten plan zawiódł, starała się na niej zarobić w inny sposób? W dodatku boimy się, że to jeszcze nie koniec pomysłów Moniki na wykorzystanie własnego dziecka. Co jeszcze może wymyślić?
Barbara, 54 lata
Czytaj także:
„Nienarodzona córka, chciała zabić moją żonę. Przez ciążę serce Karoliny przestało bić. Jak ja mam teraz spojrzeć, na własne dziecko...”.
„Karmiłam dziecko w miejscu publicznym i zostałam zmieszana z błotem przez obcego faceta. Usłyszałam, że jestem perwersyjna i obleśna”.
„Mąż bał się naszej chorej córki. Nie dotykał jej, nie przytulał, a do tego zaczął popijać. Byłam dla Andzi i ojcem i matką"