Z minuty na minutę mój niepokój rósł. Karolina wyszła przecież tylko do osiedlowego sklepu po bułki, a tymczasem nie wracała już od godziny. Postanowiłam działać. Uznałam, że wystawanie przy oknie nic nie da, zarzuciłam więc cienki sweter i wyszłam z mieszkania.

Reklama

Dzień był ciepły. Wprawdzie trwał jeszcze rok szkoły, ale oceny zostały już wystawione, dlatego pozwoliłam Karolinie zostać w domu. Kiedy dziś o tym myślę, uważam, że jej zachowanie powinno było mnie zaalarmować. Ewidentnie była jakaś dziwna. Wstała o świcie, choć przecież mogła zrobić sobie wolne, i sama zaproponowała, że pójdzie po pieczywo. Normalnie rzadko pomagała w domu, wiadomo, jak to z nastolatkami bywa.

Wpadłam jak burza do sklepu, ale, ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, znajoma ekspedientka poinformowała mnie, że mojej córeczki w ogóle w nim nie było.

– Jak to? Jest pani pewna?

– Tak. Dziś jej nie widziałam. Czy coś się stało? – zainteresowała się.

Zobacz także

– Nie, nie, wszystko w porządku, przepraszam – bąknęłam.

Nie wiem, jak długo kręciłam się bez celu po osiedlu, zanim uznałam, że powinnam zadzwonić do męża.

Roberta również zaniepokoiło zniknięcie Karoliny. Zwolnił się z pracy i po trzydziestu minutach był już ze mną. Naiwnie jeszcze wierzyłam, że córka zaraz wróci i opowie jakąś historię o spotkanej po drodze koleżance, dlatego posłuchałam męża, który poprosił mnie, abym wróciła do domu.

– Całkiem możliwe, że Karolina już tam jest. A jeśli nie, dobrze, żeby ktoś tam na nią czekał.

Niestety, córki nie było

Nie pojawiła się też w ciągu kolejnych godzin. Szalałam z niepokoju. Nawet nie potrafię opisać słowami tego, co czułam. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że mogło jej się stać coś złego. Byłam przerażona!

Nikogo innego, poza córką i mężem, nie miałam. Byli dla mnie najważniejsi na świecie. W najgorszych koszmarach nie śniło mi się, że Karolina po prostu zniknie. Rozpłynie się w powietrzu. Robert wrócił po kilku godzinach.

– Szukałem jej wszędzie… Dzwoniłaś do koleżanek Karoliny?

Skinęłam głową, bo zdążyłam obdzwonić wszystkie jej znajome.

– Żadna nie wie, gdzie ona jest.

Robert westchnął.

– Musimy zgłosić zaginięcie na policji – w końcu powiedział głośno to, o czym i ja myślałam.

Zaginięcie. Jedno słowo, a jak rozdziera serce. Schowałam twarz w dłoniach i wybuchłam płaczem.

– Przestań… – mąż zamknął mnie w objęciach, przez dłuższą chwilę nie mogłam się uspokoić.

Policjanci sugerowali, że została porwana dla okupu

Gdyby nie jego obecność, nie wiem, jak poradziłabym sobie ze złożeniem zeznań. Policjanci pytali o wszystko. W co Karolina była ubrana, czy miała powody, aby uciec z domu, czy nasze małżeństwo przechodziło kryzys…

– Co pan sugeruje? – zdenerwowałam się. – Że dziecko uciekło, bo źle się czuło we własnym domu? Przecież to absurdalne!

– Wszystko musimy sprawdzić – odpowiedział policjant przepraszającym tonem. – Musimy mieć pełen obraz sytuacji. Nastolatki czasem miewają dziwne pomysły. Czy są państwo majętnymi ludźmi? Chodzi mi o to, czy ktoś mógłby porwać córkę dla okupu?

– Na Boga, nie! To znaczy… żyjemy na przeciętnym poziomie. Ani nie jesteśmy bogaci, ani biedni.

Do domu wróciłam z poczuciem bezradności. Moja córka mogła być wszędzie, a ja nie potrafiłam zrobić nic, aby jej pomóc. W głowie wciąż kłębiły się słowa policjanta.

Czy Karolina mogła zostać porwana?

Ta myśl była przerażająca.

Wieczorem położyłam się spać. Świadomość, że moja córka jest gdzieś poza domem w środku nocy, samotna, dobijała mnie. Przez cały czas miałam wrażenie, że słyszę jej kroki na klatce schodowej, ale to było złudzenie. Karolina nie wróciła. Zaczął się drugi dzień bez niej…

Robert wziął wolne. Zamierzał szukać Karoliny również na własną rękę. Całą okolicę okleiliśmy plakatami z jej zdjęciem, zgłosiliśmy się do okolicznych mediów po pomoc. Policja rozmawiała z nauczycielami i koleżankami ze szkoły, ale nikt nic nie wiedział. Wszyscy byli w szoku. Wychowawczyni się popłakała.

– To taka dobra, spokojna dziewczyna, nie wierzę, że mogłaby uciec z domu – powiedziała.

Miałam wrażenie, jakby ktoś wyrwał mi serce piersi. Czułam wręcz fizyczny ból. Gdzie jest moje ukochane dziecko? Co się z nim dzieje? Czy jeszcze je zobaczę? Na tyle pytań nie znałam odpowiedzi.

Zastanawiałam się, czy to możliwe, żeby Karolina uciekła z domu. Przeanalizowałam raz jeszcze wszystkie zadane przez policjanta pytania, ale… Nie, nie! To nierealne. Karolina czuła się z nami bezpiecznie. W domu nie wybuchały awantury, żadne z nas nie nadużywało alkoholu, nie stosowało przemocy. Nie miała powodów, by uciekać. A jednak mijał kolejny dzień, odkąd zniknęła i nie dawała znaku życia.

Przez cały czas byliśmy w kontakcie z policją. Kiedy pokazali nam nagranie z miejskiego monitoringu, oniemiałam. Karolina szła na nim w stronę centrum. Miała na sobie zupełnie inne ubrania niż te, w których wyszła z domu, i wielką torbę.

– Nie rozumiem…

– To nagranie z dnia zaginięcia – wyjaśnił policjant. – Wygląda na to, że Karolina planowała ucieczkę. Zdążyła się przebrać, no i ta torba…

– To nie jest jej torba. Nie mam pojęcia, skąd ją ma – powiedziałam.

Jeszcze raz przeczesałam pokój. córki. Poprzednio wydawało mi się, że nic nie zginęło. Ależ byłam głupia! Szybko zorientowałam się, że brakuje jednej bluzy, kilku koszulek i szortów. Policjanci mieli rację. Karolina chciała zniknąć. Ale dlaczego?

Ta wiadomość tylko spotęgowała moją frustrację. Z jednej strony, zrodziła się we mnie nadzieja, że jest cała, zdrowa i wkrótce się odnajdzie, ale z drugiej… To nagranie pochodziło sprzed kilku dni! Wszystko się mogło w tym czasie wydarzyć.

Udało mi się zasnąć dopiero nad ranem. Byłam nieprzytomna, kiedy kilka minut po dziewiątej zostałam obudzona przez Roberta.

– Wstawaj, szybko! W lokalnej telewizji mówią o aresztowaniu jednego z nauczycieli ze szkoły Karoliny!

– Co? – nie zrozumiałam.

– To grubsza sprawa! Molestował jednego z uczniów. Chłopak w końcu się złamał i powiedział prawdę.

Okazało się, że incydent miał miejsce na wycieczce szkolnej, a w komputerze podejrzanego znaleziono pornografię dziecięcą. Zaraz, zaraz… Na wycieczce! Przecież Karolina wróciła z wycieczki kilka dni przed swoim zaginięciem! Czyżby te sprawy miały ze sobą związek?

Szybko przekazałam swoje przypuszczenia policji, ale nie mogłam usiedzieć w miejscu. W mojej głowie pojawił się pewien pomysł. Postanowiłam odwiedzić najlepszą przyjaciółkę córki i przyprzeć ją do muru. Zasypać gradem pytań.

Kiedy Agata mnie zobaczyła, skuliła się w sobie. Z jej spojrzenia bezbłędnie wyczytałam prawdę. Miałam rację, ona coś wie!

– Posłuchaj mnie teraz, to bardzo ważne – poprosiłam. – Wiem, że zniknięcie Karoliny łączy się z sprawą tego nauczyciela, który skrzywdził chłopca. Mam rację, prawda?

– Ja naprawdę…

– Ty pożyczyłaś Karolinie torbę?

– Ja… – jąkała się.

– Proszę cię. Karolina może być w niebezpieczeństwie.

Westchnęła głośno.

– Jest bezpieczna – wypaliła.

– Słucham? Co ty powiedziałaś?

– Raz na dwa dni zanoszę jej picie i jedzenie – wyznała ze spuszczoną głową. – Ona się boi! Wtedy, na tej wyciecze… Poszła w nocy do toalety i widziała, jak on… – rozpłakała się.

– Widziała, jak ten mężczyzna robi krzywdę jednemu z uczniów, tak, Agatko? – spytałam spokojnie, chociaż wcale spokojna nie byłam.

– Tak, a potem on jej groził, że… że jej zrobi to samo, jeśli chociaż piśnie słówko i ona… ona tak się bała, że postanowiła uciec!

Przecież mogło się stać tak wiele złych rzeczy!

Byłam jednocześnie szczęśliwa i przerażona. Szczęśliwa, bo Karolina była cała i zdrowa, przerażona, bo tyle musiała przejść… Dlaczego o niczym mi nie powiedziała? Przecież wiedziała, że może na mnie polegać! Musiała być zastraszona, skoro postanowiła sama „rozwiązać problem” i uciec z domu.

Agata zaprowadziła mnie do opuszczonego budynku na obrzeżach miasta. Aż mi się nie chciało wierzyć, że moja córka spędziła tam ostatnie dni! Przecież to było niebezpieczne. Ruina w każdym momencie mogła się zawalić. Wówczas się jednak nad tym nie zastanawiałam. Po prostu weszłam do środka, bez słowa podeszłam do Karoliny i zamknęłam ją w objęciach.

Karolina nie była w stanie wydusić z siebie słowa. Szlochała rozpaczliwie w moje ramię, a ja przekonywałam ją, że wszystko będzie dobrze.

Maria, 41 lat

Czytaj także:

Reklama
  • „Mój syn zachorował na białaczkę. Musiałam odnaleźć wakacyjną miłość, bo tylko on mógł uratować moje dziecko"
  • „Smutki topiliśmy w wódce i zapomnieliśmy o własnym dziecku. Gdy kurator zapukał do drzwi było za późno... Odebrali nam córkę"
  • „Zadłużyliśmy się na 100 tys. zł, a in vitro nie zadziałało. Popadłam w depresję. Straciłam już nadzieję na bycie mamą"
Reklama
Reklama
Reklama