Reklama

Nie spodziewałam się po własnej mamie takiego okrucieństwa i egoizmu. Nie chciałam być taka jak ona!

Reklama

– Babciu, ale mnie się chce pić – zaczął marudzić Olek. – Kup mi soczek.
– A nie wytrzymasz jeszcze trochę? – spytałam. – Zaraz wejdziemy do delikatesów, to ci coś kupię.
– Ale mnie się chce bardzo, nie wytrzymam – skrzywił się mały.

Wracaliśmy z parku do domu, po drodze miałam jeszcze zrobić zakupy na weekend. Upał panował potężny, a mały dawno wypił już cały swój zapas soku. Na szczęście dostrzegłam jakiś sklep z alkoholem.

„Chyba będą tam coś mieli do picia, poza tymi wszystkimi procentami” – pomyślałam.

Poszliśmy w tamtą stronę. Wiedziałam bowiem, że jak mój wnuczek się na coś uprze, to nie ma na niego siły.

Zresztą, miał to po mnie, nawet nie było na kogo zrzucić winy w tej kwestii

Ekspedientka podała Olkowi sok pomarańczowy w szklanej butelce, zwracając mu uwagę, aby uważał przy otwieraniu. Była dla niego wyjątkowo miła, może właśnie dlatego, że był to trochę inny klient niż ci, do których była przyzwyczajona na co dzień.

– To jest szkło, mógłbyś się skaleczyć, gdyby butelka się rozbiła – uśmiechnęła się do małego. – Ale mamusia pewnie ci pomoże – popatrzyła na mnie.
– Ale to jest moja babcia, nie mamusia – zaprotestował Olek. – Moja mamusia jest w pracy, w sądzie, a babcia się mną opiekuje – paplał po dziecinnemu.
– To pewnie bardzo kochasz tę swoją babcię? – spytała ekspedientka.
– No pewnie – odparł mały rezolutnie. – To jest moja najukochańsza babcia na świecie! – przytulił się do mnie mocno, przy okazji oblewając mi białą spódnicę soczkiem.

Podniósł na mnie przestraszone oczy, ale ja tylko pokręciłam głową.

– Nic się nie stało, na pewno się spierze – powiedziałam, głaszcząc go po włoskach. – Ale chodźmy już, bo późno się zrobiło, a jeszcze zakupy nas czekają…

Idąc z małym ulicą, myślałam o tym, co on przed chwilą powiedział do tej kobiety w sklepie, że jestem jego najukochańszą babcią… Słychać w tym było wiele dziecinnej emfazy, ale i tak te jego słowa spłynęły jak miód na moje serce. Jak zresztą wszystko, co ten mały człowieczek do mnie mówił, odkąd tylko nauczył się tej trudnej sztuki.

Nawet jego pierwsze słowo było nie mama, tylko babcia…

Nic dziwnego, bo to przecież ja się nim zajmowałam od pierwszych miesięcy jego życia. Córka po urodzeniu synka wróciła najszybciej jak tylko mogła na uczelnię, a potem poszła do pracy. Pomyślałam sobie, że te ciepłe słowa Olka wypowiedziane przed chwilą w sklepie są dla mnie największą nagrodą, jaką mogłam dostać za te kilka lat codziennej opieki nad nim. I chyba każda kobieta, która jest babcią, musi myśleć i odczuwać podobnie.

Chociaż… Chociaż nie każdej dane było usłyszeć podobne słowa z ust małego wnuka. Tak jak nigdy nie słyszała niczego podobnego z ust mojej córki moja mama. Bo jakże inną niż ja była babcią, właściwie już od tego pierwszego dnia, od momentu, gdy powiedziałam jej, że jestem w ciąży. A raczej, gdy wypłakałam z siebie te słowa.

Nie chciałam teraz o tym myśleć, bo to wciąż jeszcze bardzo mnie bolało, było ostrą zadrą w moim sercu, chociaż upłynęło już tyle lat… Ale tamte wspomnienia wciąż do mnie wracały, nie chciały dać zapomnieć o sobie, kłuły i bolały. W tamtych latach, latach mojej młodości zupełnie inaczej podchodziło się do spraw miłości, seksu. To często były tematy tabu, rodzice nie rozmawiali o tym ze swoimi dziećmi, przynajmniej u mnie w domu rodzinnym nie było takiego zwyczaju.

Byłam wychowywana bardzo surowo, nie pozwalano mi na wiele

Nawet gdy chodziłam już do liceum, musiałam wracać do domu najpóźniej na godzinę dziewiątą wieczorem. Mowy nie było o tym, żebym mogła pójść na dyskotekę z koleżankami, czy umówić się z chłopakiem. Ojca prawie nigdy nie było w domu, miał jakieś swoje życie, pracę, działalność społeczną, nie zwracał większej uwagi na moje wychowanie, zostawiając je mamie.

A ona była bardzo zasadniczą kobietą i dla niej najważniejsze było to, co ludzie powiedzą. Jakże często słyszałam z jej ust właśnie te słowa, dla niej liczyło się tylko zdanie innych, a już na pewno – nie moje. W swych wychowawczych zapędach stosowała wobec mnie taką dyscyplinę i tak mnie kontrolowała, że jedynym sposobem na odrobinę swobody były kłamstwa.

Nauczyłam się nie mówić jej prawdy

Więcej, stałam się wręcz mistrzem w kłamaniu... Ale to był jedyny sposób na to, żebym mogła żyć tak, jak moi rówieśnicy. I tak było dobrze, tak funkcjonowałyśmy przez wiele lat – ja kłamałam dla świętego spokoju, mama wierzyła w to, co mówiłam, albo udawała, że mi wierzy. Było w tym wszystkim tyle fałszu, udawania...

Ale z tego zdałam sobie sprawę już dużo później, gdy dorosłam. I pamiętam, że przysięgłam sobie wtedy, że ja nigdy nie będę taka, jak moja mama. W klasie maturalnej zakochałam się do szaleństwa, miłością taką, jaką potrafi być tylko pierwsza wielka miłość. Mój ukochany, starszy ode mnie o kilka lat, był studentem i jemu nie wystarczały westchnienia, trzymanie się za rękę i pocałunki w kinie. Uległam mu, był przecież dla mnie najważniejszy, był całym moim światem. Spędziliśmy razem wspaniałą noc, w jego pokoju w akademiku.

Noc, której konsekwencji nie dane mi było już nigdy zapomnieć...

O tym, że jestem w ciąży zorientowałam się bardzo szybko, poranne mdłości i złe samopoczucie dopadły mnie już w pierwszym miesiącu. A gdy moje przypuszczenia potwierdziły się, ogarnęło mnie przerażenie. Przecież za kilka miesięcy miałam zdawać maturę, chciałam iść na studia...

Ale najgorsza zdawała mi się wtedy myśl, jak o tym poinformować mamę. Wiedziałam, że chyba mnie zabije, gdy dowie się o wszystkim. Moja mama jednak nie mnie postanowiła zabić, tylko moje nienarodzone dziecko. Nigdy nie zapomnę tamtego dnia. Zbierałam się tak długo, żeby jej o wszystkim powiedzieć, układałam sobie w myślach zdania, słowo po słowie.

To była niedziela, byłyśmy same w domu, ojca wyniosło jak zwykle gdzieś na ryby. A w niedzielne, leniwe poranki mama zawsze miewała dobry humor. Postanowiłam więc z tego jej pogodnego nastroju skorzystać. Wstałam wtedy wcześniej, byłam akurat w łazience, gdy usłyszałam, jak mama krząta się już w kuchni, podśpiewując coś pod nosem. Uśmiechnęłam się do siebie w lustrze, to był dobry znak.

– Usmażyć ci jajecznicę? – usłyszałam jej głos.
– Jasne – odparłam. – Z pieczarkami, jak są.
– I z cebulką – powiedziała.

Kilka minut później wychodziłam już z łazienki, gdy poczułam zapach smażonej cebuli, żołądek natychmiast podszedł mi do gardła. Dostałam takich torsji, jak nigdy dotąd, o mało co nie zemdlałam. Gdy chwilę później wyczerpana usiadłam na brzegu wanny, przemyłam twarz zimną wodą i spojrzałam w lustro, wyglądałam okropnie.

Usłyszałam pukanie do drzwi łazienki i prawie natychmiast stanęła w nich mama. Jednym spojrzeniem ogarnęła całą sytuację.

– Co się dzieje, Magda? – spytała, przyglądając mi się badawczo. – Coś ty wczoraj jadła, strułaś się czymś?

Pokręciłam tylko głową, nie miałam nawet siły, żeby jej odpowiedzieć. Modliłam się tylko w duchu, żeby już poszła sobie wreszcie i zostawiła mnie w spokoju. Ale mama wciąż stała w otwartych drzwiach i patrzyła, przewiercała mnie wzrokiem na wylot.

– No, to co się dzieje? – nie ustępowała.

Nie odpowiedziałam, bo znowu poczułam ten okropny zapach i ledwie zdążyłam się pochylić nad muszlą. A potem już nic nie musiałam mówić, mama domyśliła się wszystkiego.

– Nie wierzę! Jak mogłaś mi to zrobić?! – chwilę potem siedziała naprzeciwko mnie za kuchennym stołem i kręciła głową. – Co ja teraz powiem ojcu, że jak cię wychowałam, że bachora mieć będziesz…
Mamo, będę mieć dziecko, nie bachora – powiedziałam słabym głosem. – Dziecko…
– Nawet o tym nie myśl, trzeba będzie coś z tym zrobić, zanim ojciec się czegoś zacznie domyślać – odparła stanowczo, czerwona na twarzy ze złości. – Zanim ktokolwiek zacznie coś podejrzewać, sąsiedzi, nauczyciele w szkole… – wstała i zaczęła chodzić po kuchni. – Nie można do tego dopuścić, w żadnym razie.

Wydawało się, że mówi sama do siebie, nie zwracając na mnie uwagi. Ale w pewnym momencie przystanęła i spojrzała na mnie z gniewem.

– Jak mogłaś być tak głupia – syknęła. – Tylko wstyd nam przyniosłaś – pokręciła głową. – Tak bardzo się zawiodłam na tobie. Myślałam, że jesteś rozsądna, a ty okazałaś się zwykłą, głupią dziewuchą…

Opuściłam wtedy głowę, czułam, jak w gardle dławią mnie łzy żalu i upokorzenia. Nie tak wyobrażałam sobie tę rozmowę z mamą. Myślałam, że nawet jeżeli się na początku zezłości, to potem jej przejdzie i się ucieszy.

Przecież miałam urodzić dziecko, a dziecko zawsze przynosiło radość, tak mówiła moja babcia

„Dziecko to nowe życie, to szczęście, chociaż by przyszło na świat nie w porę dla rodziców i trzeba się cieszyć, bo to jest wielki dar…” – wciąż miałam w pamięci jej słowa.
Pójdziemy do lekarza, prywatnie – w tej samej chwili, gdy myślałam o radości, słowa matki sprowadziły mnie na ziemię. – Musisz zrobić zabieg, nie ma innego wyjścia. Zrozum, to dla twojego dobra jest…
– Chyba tylko dla twojego dobra, dla twojego świętego spokoju – krzyknęłam. – Chcesz zabić moje dziecko tylko dlatego, że boisz się, co ludzie powiedzą?
– Jakie dziecko, to tylko zarodek – mama wzruszyła ramionami. – Nie bój się tego zabiegu, pół godziny i będzie po wszystkim, nawet nie będzie bolało, dostaniesz znieczulenie.

Nie mogłam uwierzyć, że mówi to moja własna mama

Ta, która mnie urodziła, wychowała. Dopiero po kilku latach dowiedziałam się, że ona po prostu tak bardzo bała się starości, bała się zostać babcią. A wszystko ze względu na ojca. Chciała być wciąż młodą, atrakcyjną kobietą, żeby tata nie zamienił jej na młodszą.

Z przerażeniem patrzyła, jak ja dorastam, a jej przybywa zmarszczek. Mogłam jeszcze zrozumieć ten jej lęk przed starością i samotnością, ale nie mogłam jej wybaczyć, że chciała skazać moje maleństwo na śmierć przez własny egoizm.

A tata i tak wkrótce od niej odszedł. I wtedy została sama, bo ja, wraz z Anielką, mieszkałam już u swojej babci. Wyprowadziłam się tam kilka dni po tamtej naszej porannej rozmowie. I nigdy już nie wróciłam do domu. A córeczkę pomogła mi wychować babcia, dla której narodziny każdego dziecka, nieważne czy mającego oboje rodziców, czy tylko matkę, było wielką radością i darem od losu.

Ze swoimi rodzicami nigdy już nie miałam dobrych kontaktów

Ojciec miał swoje życie, dwóch synów z nową żoną. Pomagał mi co prawda finansowo i to dość znacznie, ale zabrakło mu w tym wszystkim ciepła dla mnie i dla jego wnuczki. A mama…

No cóż, dla niej najważniejsze było dbanie o własną urodę i o nowego partnera, który wkrótce został jej mężem. Ja pracowałam, studiowałam zaocznie, wychowywałam córeczkę. Z jej ojcem nie utrzymywałam kontaktu, po tym, jak na wiadomość o jej narodzeniu tylko wzruszył ramionami.

Zawiódł mnie, moją miłość, okazał się zupełnie nieodpowiedzialnym mężczyzną, a raczej chłopcem jeszcze. Za to Anielka była dla mnie całym światem i wielkim szczęściem, rekompensowała mi wszystko to, co spotykało mnie złego ze strony moich najbliższych. Rosła na mądrą, inteligentną dziewczynę, marzyłam o jak najlepszej przyszłości dla niej. Ale historia lubi się powtarzać...

Gdy Anielka zdała maturę i dostała się na studia prawnicze, byłam w siódmym niebie

Zwłaszcza że w moim życiu pojawił się od niedawna ktoś jeszcze. Mężczyzna cichy, spokojny i nieśmiały, ale o wielkim sercu, który umiał dawać drugiej osobie to, co miał najlepszego, właśnie to swoje serce. A ja uczyłam się od niego pozytywnego patrzenia na świat i na życie. I myślałam, że już nic nie potrafi mnie zaskoczyć.

To też był niedzielny poranek, wstałam wcześniej, żeby przygotować dla nas śniadanie, bo wybieraliśmy się z moim przyjacielem za miasto. Kroiłam akurat pomidory na sałatkę, gdy do kuchni weszła Aniela. – Już wstałaś? – zdziwiłam się. – Myślałam, że pośpisz sobie dziś dłużej…

– Mamo, chciałam z tobą porozmawiać – odparła cicho.
– Jak to poważnie zabrzmiało – roześmiałam się, nie przeczuwając jeszcze niczego. – Potrzebujesz kasy? – spytałam, nie przestając kroić pomidorów. – No, trochę mogę ci dać, ale wiesz, miałam ostatnio sporo wydatków…
– Mamo, zaczekaj – przerwała mi córka. – I odłóż ten nóż, usiądź na chwilę.

Aniela zajęła swoje miejsce za stołem.

– Co się stało? – dopiero teraz spojrzałam na nią z niepokojem. – Coś złego?

Anielka potrząsnęła głową i westchnęła ciężko. A potem, jakże znajomym mi gestem, przechyliła głowę i popatrzyła mi prosto w oczy.

– Wiem, że cię zawiodłam, że miałaś względem mnie inne plany, ale to już się stało – powiedziała. – Jestem w ciąży…

Wstrzymałam oddech albo raczej na moment zabrakło mi tchu. W jednej chwili jakbym cofnęła się o dwadzieścia lat i zobaczyłam inną dziewczynę, samą siebie, siedzącą tak przed moją mamą, wtedy gdy dowiedziała się o mojej ciąży…

I poczułam tamto własne przerażenie

Ale przecież Anielka nie potrzebowała się bać, tak jak ja kiedyś. Moja córka nie usłyszy ode mnie tamtych słów, jakie miała dla mnie moja mama. Poczułam ukłucie w sercu, ale nie był to ból i zawód, chociaż rzeczywiście, ta ciąża była ostatnią rzeczą, jakiej bym teraz chciała dla Anielki.

Ale to było jej życie, jej dziecko, jej wybór i ja musiałam to uszanować. A przede wszystkim, powinnam teraz się cieszyć i zaraz jej okażę moją radość, bo przecież dobrze pamiętam słowa mojej babci, te same, które dawały mi kiedyś siłę do przetrwania najgorszego, do przeciwstawienia się woli mojej mamy.

Córka jednak po swojemu wytłumaczyła sobie moje przedłużające się milczenie, bo popatrzyła na mnie niepewnie.

– Jesteś na mnie zła, prawda? – westchnęła. – Wiem, zawiodłam cię bardzo…
– Nie jestem zła – powiedziałam szybko, wyciągając rękę i głaszcząc pieszczotliwie jej policzek. – Kochanie, dziecko, nowe życie zawsze jest wielką radością, więc cieszę się razem z tobą, córeczko – przytuliłam ją mocno do siebie. – A który to już miesiąc?
– Dopiero połowa drugiego – uśmiechnęła się Anielka. – I wiesz, weźmiemy ślub zaraz po wakacjach – uścisnęła mnie mocno. – Dziękuję ci, mamo, że się na mnie nie gniewasz.

Nie spałam wtedy całą noc. Myślałam o moim wnuku, który miał się narodzić i o Anielce... Wiedziałam, że będzie jej trudno pogodzić studia z wychowaniem dziecka, z małżeństwem, ale przecież miała mnie, mogła na mnie liczyć i chyba dobrze o tym wiedziała, że zawsze będę ją wspierać, jakąkolwiek by podjęła decyzję w życiu.

Byłam przecież jej matką, a ona moim jedynym dzieckiem, całą moją radością życia. A pięć lat temu w naszym domu przybyła jeszcze jedna wielka radość, mały Olek, mój wnuk. I gdy dzisiaj powiedział mi, że jestem jego najukochańszą babcią na świecie, zrozumiałam, że warto było wylać te wszystkie łzy kiedyś, aby dzisiaj to usłyszeć.

I w pewnej chwili poczułam żal, że mojej mamie nie dane było słyszeć takich słów od swojej wnuczki. Wiem, że nie przywiązywałaby do nich takiej wagi jak ja, ale ona nie domyślała się nawet, ile straciła… Wielką radość, jaką daje każde nowe życie. Patrząc na moją córkę, dziękowałam Bogu, że przyjęłam ten dar.

Magdalena, lat 44

Czytaj także:

Reklama
  • „Córka zapragnęła mieć rodzeństwo, bo wszystkie jej koleżanki miały. To ona nas zmusiła, żebyśmy mieli drugie dziecko”
  • „Nikoś urodził się w 26. tygodniu ciąży. Lekarze zapytali, czy chcemy go ratować. Jak matka może podjąć taką decyzję?”
  • „Mąż co miesiąc pytał ją, czy jest już w ciąży. Traktował jak wybrakowany towar. To było upokarzające i bolesne”
Reklama
Reklama
Reklama