Reklama

Moja mama uważa, że faworyzujemy Julka, nasze młodsze dziecko. Kosztem Patrycji, starszej latorośli. To bzdura!

Reklama

Staszek zawsze chciał mieć syna. Pamiętam, jaki był zawiedziony, kiedy dowiedział się, że urodziłaś Patrycję – mama często wspomina o tym z wyrzutem, a ja nie mam siły odpowiadać.

Ale ona patrzy i czeka.

– Może i trochę był – przyznaję w końcu. – To naturalne, że chciał mieć pierwszego syna, ale przecież uwielbia Patrycję! Musisz to widzieć.

Ale ty bardziej kochasz Julka – upiera się mama. – Bo taki śliczny, taki słodki, taki malutki…

Jak dyskutować z podobnymi argumentami?

Zwłaszcza że Julek istotnie jest bardzo ładnym dzieckiem. Mam zaprzeczać? Mówić, że zbrzydł? No nie, nadal jest uroczy. Kiedy się urodził, pielęgniarki z innych oddziałów przychodziły go sobie oglądać, bo nie widziały tak ładnego noworodka. Do tego nie marudził, nie miał kolek i spał, kiedy się go kładło do łóżeczka.

A Patrycja? Nieprzespane noce i ręce mdlejące od ciągłego noszenia – tak to wyglądało. Nie ma co udawać, że było inaczej. Nieźle dała mi w kość, solidnie mnie wytrenowała. Wiedziałam, co mnie może czekać przy drugim dziecku, i… mile się rozczarowałam. Niemniej fakt, jakimi Pati i Julek byli niemowlakami, nie ma wpływu na to, które z dzieci bardziej kocham. Bez żadnego z nich nie wyobrażam sobie życia, ale babcia wie swoje.

Ustępujesz Julkowi, a dla Patrycji zawsze jesteś bardziej surowa.
– Nie zawsze, ale przecież jest starsza. Nie mogę tak samo traktować siedmiolatki jak trzylatka.
– Widziałam, jak nią wtedy potrząsałaś, nigdy tego nie zapomnę! Bidulce mało głowa nie odpadła. I darłaś się na nią, że jest głupia!
– Mamo! – niezmiennie się przy tym zarzucie denerwuję. – Zawsze wywlekasz tę sprawę sprzed roku. I przedstawiasz w taki sposób, że wychodzę na potwora. Owszem, może nie powinnam była jej tak mocno chwycić i tak mocno nią potrząsnąć, raz, ale przypomnij sobie, co ona zrobiła!
– Nic cię nie usprawiedliwia.
– Wysypała Julkowi na głowę całe opakowanie pudru! Mógł się udusić. Już nie mówię, że przez tydzień nie mogłam doczyścić dywanu.
– Ale nie musiałaś mówić, że jest paskudną, głupią dziewczyną!
– Jestem tylko człowiekiem. Zdenerwowałam się i wystraszyłam. Nie myślałam, co mówię. I przeprosiłam ją.
– Phi! – oto dorosła, rozsądna odpowiedź mojej mamy.

Najwięcej problemów sprawia mi… moja mama

Te nasze kłótnie ciągną się od momentu narodzin Julka, bo moja matka jest święcie przekonana, że nie można jednakowo kochać wszystkich dzieci. Dlatego nie mam rodzeństwa. Dokładnie dlatego. Na moje nieszczęście swoją własną niezdolność do objęcia miłością dwójki lub czwórki pociech rozciąga też na mnie. Przecież ja to nie ona!

Marzyłam o rodzeństwie i się nie doczekałam. Obiecałam więc sobie, że moje dziecko nie będzie jedynakiem. Nie przewidziałam tylko tego, że serce mojej mamy zmienione w serce babci będzie biło tylko dla jednego wnuczęcia. Kiedy uznała, że Pati źle się dzieje, a spodziewała się tego od samego początku, zaczęła jej to wynagradzać. Prezenty, czułości, wspólne wypady, wspólne weekendy.

Ja nie wiedziałam, w co ręce wsadzić, mając na głowie dom, pracę i dwójkę dzieci, a babcia zawsze miała czas i ochotę, by zająć się wnuczką. Tylko nią. Bo Julek niby był za mały. Czułam tę niesprawiedliwość, czułam, że jeszcze kiedyś pożałujemy tej segregacji rodzeństwa – i to obie – ale z wygody się zgadzałam.

Chce mi pomóc choć z jednym dzieckiem, w porządku, lepszy rydz niż nic.

Na efekty długo nie musiałam czekać

Patrycja jako bystre dziecko szybko się zorientowała, w czym rzecz i zaczęła wykorzystywać sytuację. Jak nie chciałam się na coś zgodzić, zaraz słyszałam: „babcia by mi kupiła” albo „babcia by mi pozwoliła”. Gdy groziłam jej karą, słyszałam:

– Powiem babci. Powiem, że mnie już nie kochasz, tylko tego swojego Juleczka. Nienawidzę go!

A już zupełnie mnie rozłożyło, kiedy mama zaproponowała:

– Niech Pati zamieszka ze mną. W tym roku idzie do szkoły, a tu koło nas jest bardzo dobra szkoła.
– Tak, tak! – córka zaczęła skakać.

Pewnie myślała, że u babci będzie jej jak u pana Boga za piecem, żadnych nakazów, żadnych zakazów. Nie zgodziłam się i nie mam zamiaru się zgodzić. Choć atmosfera w domu stała się nie do wytrzymania. Pati ze mną nie rozmawia, matka wydzwania dzień w dzień, a mąż się wścieka i to głównie na mnie.

Może ma rację. Nie wiem, jak mogłam dopuścić do sytuacji, w której moje własne dziecko odwróciło się ode mnie, a podburzyła je do tego moja własna matka. Nie wiem, co robić.

Może jest jakieś trzecie wyjście, ale ja go nie widzę… Co gorsza, niedawno Julek mnie zapytał, czemu babcia go nie lubi. Zaprzeczyłam, ale mi nie uwierzył. Czuję, że tym razem cenę zapłaci moja matka. Kiedyś może pożałuje dzielenia wnucząt na lepsze i gorsze i zechce naprawić relacje z Julkiem.

Jolanta, 34 lata

Czytaj także:

Reklama
  • „Moja żona zmarła przy porodzie. Nie mogłem nawet spojrzeć na nasze dziecko, podpisałem papiery adopcyjne i uciekłem”
  • „Wnuczka miała umrzeć zaraz po porodzie. Córka nie usunęła ciąży, a Marysia przyszła na świat cała i zdrowa"
  • „Nie kochałam własnego dziecka. Na jego widok czułam obrzydzenie i palącą złość"
Reklama
Reklama
Reklama