„Moja pasierbica nie radziła sobie po porodzie. Uciekła i zostawiła niemowlę samo w domu”
Poród przytłoczył Alę. Jej matka nie była nią zainteresowana, a mój mąż porzucił wcześniej dwie swoje żony z dziećmi. Miała tylko mnie, więc musiałam jej pomóc.
- redakcja mamotoja.pl
Pamiętam tamten obiad. Miał być wyjątkowy. I właściwie był, tyle że z innego powodu, niż planowałam.
Jurek miał podczas toastu oznajmić coś ważnego: że się zaręczyliśmy. Bardzo żałowałam, że na tym obiedzie nie będzie nikogo z mojej rodziny, ale siostra mieszkała za daleko, a z bratem od dawna nie utrzymywałam kontaktów. Przygotowałam więc obiad dla rodziny Jerzego: czwórki dzieci ze współmałżonkami i potomstwem, dwóch sióstr i pary najlepszych przyjaciół.
Jednak zanim Jerzy zdołał podzielić się fantastyczną nowiną, że zgodziłam się zostać jego żoną, Alicja nie wytrzymała i ogłosiła swoją wiadomość.
– Jestem w ciąży! – wypaliła bez wstępów 23-letnia córka Jurka. – Będę mamą! A ty dziadkiem po raz kolejny, tatuś!
W tym momencie wszyscy zajęli się Alą, próbując jednocześnie dowiedzieć się, kto jest ojcem jej dziecka, i nie urazić jej tym pytaniem.
Nasza nowina musiała poczekać
Ostatecznie wspomnieliśmy o zaręczynach przy deserze, nie wywołując większej sensacji. Ale może to i dobrze, że nikt się nie zdziwił. Miałam zostać trzecią panią M., dwie poprzednie żony Jerzego dały mu w sumie czworo dzieci, które stanowiły całkiem zgrane przyrodnie rodzeństwo.
Dla mnie to miał być drugi związek, a własnych dzieci nie miałam. Szybko przekonałam się, że dla rodziny Jerzego jest to pewien problem.
– Chciałem, żeby Ania i Artur zostawili nam Jagienkę na kilka godzin w niedzielę – powiedział mąż, cały zakochany w trzyletniej wnuczce – ale Ania nie chce się zgodzić. Boi się, że nie damy sobie z nią rady.
Wcześniej usłyszeliśmy to samo od partnerki najstarszego syna mojego narzeczonego. Że nie da nam zabrać wnuka do wesołego miasteczka, bo „sobie z nim nie poradzimy”.
– To nie chodzi o ciebie – zapewniał mnie ukochany – tylko o mnie. Nie byłem za dobrym ojcem… Pierwszą żonę zostawiłem, kiedy Artur miał pięć lat, z drugą rozwiodłem się, kiedy najmłodszy syn miał cztery… Nie brałem udziału w ich dzieciństwie i mam tego owoce…
Musiałam przyznać mu trochę racji
Mimo że dwie jego poprzednie żony ułożyły sobie życie i nie żywiły do niego urazy, to jednak czasami miałam wrażenie, że jego dzieci wciąż mają poczucie krzywdy i uważają, że ojciec jest im coś winien. Szczególnie Alicja. Ala była uroczą, bardzo inteligentną dziewczyną, ale zupełnie nie umiała sobie ułożyć życia.
Zaczynała trzy różne kierunki studiów, wyrzucili ją z akademika, nie była w stanie zaczepić się w żadnej pracy. Miała tylko kolejnych chłopaków, eksperymentowała z kolejnymi trendami w modzie i popadała w konflikty z rodzeństwem oraz matką. A teraz, do tego wszystkiego, zaszła w ciążę, a na pytanie z kim, zbywała nas odpowiedzią „nieważne, i tak go nie znacie i nie poznacie”.
Kiedy braliśmy skromny ślub w urzędzie stanu cywilnego, Alicja była w ósmym miesiącu ciąży. Znowu pokłóciła się z bratem o jakieś pieniądze, które niby się jej należały. I brat, i jego żona jej unikali, pozostałe rodzeństwo nie chciało się mieszać.
– A mama uważa, że jestem nieodpowiedzialną idiotką i nie poradzę sobie z dzieckiem – zakończyła Ala swoje żale podczas naszego weselnego obiadu w restauracji.
Miałam nadzieję, że Jerzy ją wesprze, zapewni, że świetnie sobie poradzi i zawsze będzie mogła zwrócić się o pomoc do nas, ale on tylko prychnął, że skoro jej matka tak mówi, to pewnie tak jest. Już wcześniej zauważyłam, że jest wobec dzieci oschły i mało empatyczny. Niby to wszystko byli już dorośli ludzie, ale czasami było mi żal Artura, kiedy ojciec go głośno krytykował albo Alicji, która nie dostała od niego wsparcia w trudnej sytuacji.
Postanowiłam sama powiedzieć jej, że wszystko będzie dobrze.
– Poradzisz sobie – uśmiechnęłam się do niej. – Będziesz świetną mamą.
Spojrzała na mnie ze zdziwieniem i wdzięcznością, a potem mruknęła coś o swojej matce, która nic nie rozumie. Jej matka, druga żona Jurka, była kobietą interesu. Prowadziła własną firmę, jeździła po towar do Rosji, zarządzała dwudziestką ludzi.
Kiedy Alicja zaczęła rodzić, Bogny nie było w kraju
– Basia… możesz przyjechać? Ja… eee… odeszły mi wody – usłyszałam w słuchawce tamtego dnia.
Nie pytałam, dlaczego zadzwoniła akurat do mnie, skoro miała dużą rodzinę. Po prostu wskoczyłam w samochód i w kilkanaście minut byłam pod jej blokiem. Karetka dowiozła ją w ostatniej chwili. Alicja o mały włos nie urodziła w ambulansie. Była przerażona, ściskała mnie za rękę i pytała, czy dziecku na pewno nic nie jest.
Na szczęście mała Roma przyszła na świat zupełnie zdrowa i w dobrej formie. Wyczerpana porodem Alicja wyglądała na spokojną i szczęśliwą, kiedy położna przyniosła jej zawiniątko z czarną czuprynką. Ale potem okazało się, że pozory bardzo myliły…
Zorientowałam się, że coś jest nie tak, jeszcze kiedy Ala z Romą były w szpitalu. Mała miała żółtaczkę i musiała zostać kilka dni dłużej, żeby poddać się naświetlaniom. Alicję chciano wypisać do domu, ale się sprzeciwiła. Bolał ją brzuch, twierdziła, że coś ją ciągnie w środku. Skierowano ją na USG i zostawiono dłużej na obserwacji. Co chwila ktoś ją odwiedzał, my oczywiście także.
Widziałam na twarzy pasierbicy radość, kiedy wchodziliśmy, i smutek oraz przestrach, kiedy zbieraliśmy się do wyjścia. Raz na parkingu zorientowałam się, że zostawiłam okulary w sali i wróciłam. Zastałam Alicję płaczącą. Leżała całkowicie schowana pod kołdrą i łkała.
– Kochanie…? – dotknęłam jej.
Wyglądała jak siedem nieszczęść. Przyznała, że jest przerażona powrotem do domu i symuluje, byle tylko zostać dłużej w szpitalu.
– Tu się zajmują Romą i mną – wyszeptała. – A potem będę sama. Nie dam rady! Basia! Ja sobie nie poradzę! Zrobię coś nie tak, skrzywdzę ją albo zapomnę nakarmić… Ja… ja nawet nie czuję, że mam dziecko… coś jest ze mną nie tak.
Opowiedziałam o tym Jurkowi, a on tylko burknął, że Ala powinna wziąć za fraki ojca Romeczki, żeby się nimi obiema zajął.
– Co to ma do rzeczy? – prychnęłam. – Ona się boi, czuje się samotna. Trzeba jej pomóc. I pomagałam jej.
Kiedy Alicja przywiozła małą do wynajętego mieszkania, jeździłam do niej codziennie
Bogna przyjechała do kraju na dwa dni i znowu wyjechała w interesach, bracia dziewczyny mieli własne zmartwienia, zostaliśmy więc tylko Jurek i ja. Widziałam, że mąż od razu pokochał Romcię, ale kiedy prosiło się go, by pojechał po zakupy albo rozwiesił pranie, zaczynał szukać wymówek. Wstyd przyznać, ale zaczęłam rozumieć, dlaczego jego dwa poprzednie małżeństwa nie wypaliły.
Zapewne, gdybym nie poznała go jako zamożnego mężczyzny z gosposią dbającą o dom, miałabym problem z równym podziałem obowiązków. Po kilku razach Jurek przestał przyjeżdżać ze mną do Ali, która była coraz bardziej apatyczna. Kiedy wchodziłam do jej mieszkania, miałam wrażenie, że od momentu mojego wyjścia poprzedniego dnia nic się nie zmieniło.
Jedzenie było nietknięte, a pasierbica chodziła w tej samej koszuli nocnej; dziecko też było nieprzebrane, dobrze, że chociaż przewinięte. Wchodziłam, otwierając własnym kluczem, żeby nie budzić Romci dzwonkiem. Któregoś razu, kiedy weszłam, nie zastałam Ali. Roma leżała w łóżeczku.
Kiedy zdałam sobie sprawę, że Alicja zostawiła niemowlę bez opieki, wpadłam w panikę
Na szczęście z małą wszystko było w porządku. Zadzwoniłam do Ali, choć podejrzewałam, że nie odbierze. A jednak.
– Musiałam wyjść… – powiedziała dziwnym głosem. W tle słyszałam ulicę. – Nie wiem, kiedy wrócę. Basia… Ja nie wiem, czy w ogóle wrócę… Przepraszam, po prostu nie mogłam…
– Ala! – Byłam tak zdenerwowana, że krzyknęłam. – Zostawiłaś niemowlę samo w domu! Mogło się coś stać!
Usłyszałam, że oddycha ciężko i zrozumiałam, że to nie czas na wyrzuty.
– Kochanie… dobrze, ja się zajmę małą i nic nikomu nie powiem. Przejdź się, kup sobie coś, spotkaj się może z kimś. Ja się wszystkim tutaj zajmę. Po prostu daj mi znać, kiedy będziesz wracać.
– Dobrze… – szepnęła i zaraz się rozłączyła.
Od początku widziałam, że po porodzie nie czuła się najlepiej
Była płaczliwa, zmęczona, dziecko niezbyt ją interesowało. No i ciągle mówiła, że jest okropną matką. Bracia mieli własne problemy, matki nic nie obchodziło, a ojciec kilka razy kazał tylko wziąć się jej w garść. Nigdy nie byłam w ciąży, ale wyobrażałam sobie, jak ciężko musi być kobiecie, zwłaszcza samotnej, po porodzie. Dlatego postanowiłam, że będę pomagać Alicji ze wszystkich sił.
Myślałam jednak, że ta „ucieczka” potrwa kilka godzin, a potem dziewczyna wróci do córeczki. Ale o godzinie dwudziestej dostałam od niej SMS’a o zaskakującej treści. „Jestem w drodze do Sopotu. Nie mogę wrócić. Proszę, zajmijcie się Romą. Przepraszam…”
Nie mogłam dłużej ukrywać tego przed Jurkiem. Zadzwoniłam, że zostaję na noc z Romą, bo Alicja musiała wyjechać.
– Co?! – ryknął. – Gdzie wyjechać? Bez dziecka? Czy ona zwariowała? Zostawiła dziecko i sobie wyjechała? Zaraz do niej zadzwonię.
– Ani mi się waż! – Tym razem ja podniosłam głos. – Wyjechała, bo tego potrzebowała, a tobie nic do tego. Znalazł się ten, który wytrwał przy dzieciach i żonach!
Wiedziałam, że się zagalopowałam, ale było już za późno. Jurek ostro się ze mną pokłócił, wypomniał mi, że nie znam się na dzieciach, bo sama żadnego przecież nie urodziłam, ja jemu, że sam spłodził czwórkę, ale też nie ma pojęcia o wychowaniu.
Finał był taki, że się na siebie obraziliśmy. Na szczęście Roma była wyjątkowo spokojnym dzieckiem, zupełnie jakby czuła, że jej mama nie miała siły, by się nią zajmować, i nie chciała sprawiać kłopotu. Ponieważ Ala miała bardzo mało pokarmu, Roma dostawała mleko w proszku. Akurat dobrze się złożyło, bo mogłam ją sama karmić butelką.
Następnego dnia zadzwonił Jurek, ale nie przeprosił. Chciał wiedzieć, czy jego córka już zmądrzała i wraca. W odpowiedzi poprosiłam, żeby przywiózł mi z domu moje rzeczy.
– Więc teraz ty też nie wracasz do domu? – warknął. – Czy wyście wszystkie powariowały?
– Uspokój się! – nakazałam. – Tutaj jest wszystko dla dziecka: wózek, przewijak, sterylizator do butelek i pół szafy ubranek. Nie będę tego wozić, a nie wiem, ile czasu jeszcze będzie potrzebować Ala. To ty możesz przyjechać do nas.
Chociaż Jerzy szybko wpada w złość, na szczęście szybko mu ona mija, więc przyjechał już w nastroju do pojednania. Na widok Romci zupełnie przeszło mu wszystko. Martwił się jedynie, czy Alicja nie zrobi czegoś głupiego.
– Po co ona tam pojechała? – pytał.
– Chce odpocząć. Nie udźwignęła presji – wyjaśniłam. – Moim zdaniem, cierpi na depresję poporodową i kiedy wróci, powinna iść do lekarza. Ale najpierw musi zechcieć wrócić.
Kiedy rodzeństwo dowiedziało się, że Ala wyjechała, zaczęli wydzwaniać do Jurka
Nawet jej matka zadzwoniła z pretensjami, że nie powstrzymaliśmy dziewczyny przed „tym cyrkiem”. W pewnym momencie kazałam Jurkowi przestać rozmawiać o Alicji. Wystarczyło, że malutka była pod opieką. Nie chciałam pozwolić na krytykowanie biednej pasierbicy.
Po sześciu dniach wysłałam Alicji wiadomość z prośbą, żeby się odezwała, czy wszystko jest w porządku. Odpisała, że tak. Że odpoczywa i stara się przemyśleć sytuację. Zapytała, czy wszyscy w rodzinie ją potępili.
„Wszyscy bardzo cię kochamy – odpisałam szybko. „Roma jest zdrowa, ładnie je. Tata zabiera ją codziennie do parku. Przesyłam Ci parę zdjęć”.
W odpowiedzi przesłała swoje. Siedziała pod jakimś hostelem, z podkrążonymi oczami i bladym uśmiechem, piła kawę. Pokazałam zdjęcie Jurkowi.
Dwa dni później mąż pojechał do Sopotu, chociaż dowiedziałam się o tym dopiero po jego powrocie
– Bałem się, że mi nie pozwolisz – wyznał – a chciałem znaleźć Alę. Mieszkała w tym hostelu.
Musiałam przyznać, że to nie był zły pomysł. Jurek przekonał córkę, że nikt jej nie osądza ani nie potępia. Poprosił, żeby wróciła z nim do domu i obiecał, że będziemy jej pomagać, aż stanie na nogi. Potem Ala mi powiedziała, że ojciec po raz pierwszy w życiu ją przeprosił za to, że zostawił ją i jej rodzinę, a potem był dla niej szorstki.
Przeprosił także mnie za słowa o tym, że jako bezdzietna kobieta nie mam pojęcia o wychowywaniu dzieci. W końcu Alicja z pomocą lekarza poradziła sobie z depresją i teraz normalnie cieszy się macierzyństwem. To był trudny okres dla nas wszystkich, ale uważam, że był potrzebny naszej rodzinie.
Jerzy zobaczył prawdę o samym sobie i zdołał chociaż częściowo naprawić swoje błędy, Alicja dojrzała do bycia mamą, a ja…
Cóż, ja czuję się tak, jakbym miała córkę i wnuczkę. Mam bardzo silną więź z Alicją i Romą i wiem, że zostanie ona z nami na zawsze. Bo bycie rodziną to nie zawsze tylko więzy krwi. Miłość wiąże ludzi silniej niż pokrewieństwo, zawsze będę to powtarzać!
Barbara, lat 51
Czytaj także
- „Nie zaszczepiłam córki, bo uważałam to za bzdurę. Teraz Martynka leży w szpitalu i cudem uniknęła śmierci"
- „Byłam sama i bezradna. Musiałam oddać syna po porodzie, bo miałam tylko 17 lat. Niczego tak bardzo nie żałuję”
- „Bałem się oddać syna do przedszkola. I słusznie. Łukasz zapierał się rękami i nogami, żeby tam nie wracać"