Reklama

Zaczęło się pod koniec wakacji, gdy Natalka wróciła ze wsi od jednej z przyszywanych ciotek. Obawialiśmy się, że dziesięciolatka wynudzi się tam jak mops, tymczasem była zachwycona: w gospodarstwie żyło tyyyyle zwierząt! Kotki, papugi, dwie kozy i jeszcze oswojona kawka. Ale najlepsza, najlepsza ze wszystkiego była suka, która oszczeniła się tydzień przed jej przyjazdem. Miała osiem przepięknych szczeniaczków i ciocia Hania obiecała, że da Natalce jednego, jeśli tylko rodzice się zgodzą.

Reklama

– Zgodzicie się, prawda? – mała spojrzała na nas błagalnie. – Mamuś, tatusiu? Mogę pieska? Mogę, mogę?

– Ciocia tylko żartowała – stwierdziła wówczas moja żona i nawet powieka jej nie drgnęła. – Znasz ją, sama wiesz, że robi różne kawały. Każdy wie, że mieszkanie w bloku to nie jest miejsce dla zwierzęcia!

Natalkę zatkało, mnie zresztą też

Nie żebym zapragnął nagle szczeniaka w naszym M-4, ale żeby tak autorytatywnie i od strzału załatwić sprawę? Czapki z głów! Natalka jednak okazała się nieodrodną córką swojej matki. Kiedy tylko zaczął się rok szkolny, przyniosła spis koleżanek mieszkających w bloku i posiadających psy. Żona nawet nie spojrzała na kartkę, stwierdziła tylko, że te osoby powinny zostać ukarane za znęcanie się nad żywymi stworzeniami: zarówno zwierzętami jak i sąsiadami. I w ogóle, ziewnęła, zamknijmy ten jałowy temat.

– Kochamy zwierzęta, to oczywiste – zakończyła. – Ale w naturalnym środowisku, nie w mieszkaniu.

– Możesz powiedzieć, kochanie, jakie jest naturalne środowisko psa? – zapytałem, gdy mała poszła spać. – Ciekawość mnie żre.

– Każde, byle z daleka ode mnie – burknęła Aldona. – Nie zamierzam wyciągać kudłów z talerza ani ciuchów. Ani latać za kundlem z torebeczką pełną kup.

Natalka jednak nie zamierzała rezygnować. Wciąż przychodziła z nowymi argumentami, a Aldona obalała je bez wysiłku jeden po drugim. Kto wyprowadzi psa, gdy mała będzie w szkole? Kto pójdzie z nim do weterynarza? A te nieszczęsne kupy, czy Natalka jest pewna, że nie brzydziłaby się zbierać? Może niech skoczy na trawnik przy placu zabaw i potrenuje – rzuciła moja pomysłowa żona – bo nikt tu nie będzie płacił mandatów!

Sam nie wiem, kiedy opcja „pies” uległa zmianie na „zwierzę”, w każdym razie, gdy przyszedł czas pisania listu do świętego Mikołaja sprawa była jasna: albo dziad z siwą brodą przynosi zwierzaka, albo niech się wypcha. Aldona wzruszyła ramionami, że niby guzik ją to obchodzi: jak się Natce prezent nie spodoba, niech reklamuje u świętego, droga wolna! Babcie pokiwały głowami, że dziecku przejdzie i zapomni, ja dopytałem, czy nie można byłoby iść na kompromis. Takie rybki na przykład… Mój szef ma piękne akwarium, jak wstawia foty na fejsie, płyną miliony lajków!

– Jak zostaniesz szefem, pogadamy nawet o rekinie – ślubna była niewzruszona. – Póki co więcej cię nie ma, niż jesteś, i z góry można założyć, kto by się tą kupą gnoju musiał zajmować! – Poza tym – dodała – stawiam dolary przeciwko orzechom, że Natalka rybkami pogardza – ona chce zwierza do przytulania.

– A ty nie zgodzisz się na żadne? – upewniłem się.

Spojrzała na mnie z politowaniem:

– Czy jak młoda zażyczy sobie braciszka, to też natychmiast spełnimy jej prośbę? – zapytała.

Nadeszła w końcu ta nieszczęsna Gwiazdka

Natalce wystarczył rzut oka pod choinkę, by buzia natychmiast wygięła jej się w podkówkę. Z grzeczności otworzyła wszystkie paczki, zbiorowo podziękowała rodzinie i poszła do swojego pokoju.

– Przynajmniej widzi, że szantaż nie skutkuje – skwitowała Aldona. – Nie chcemy przecież małej terrorystki!

Obie babcie się z nią zgodziły, dziadek nawet nie zauważył problemu, bo jak zwykle po jedzeniu zapadł w drzemkę.

Tylko moja siostra bliźniaczka była w szoku. Agata nie może mieć dzieci i zawsze okropnie rozpieszcza naszą Natalkę. Może i dobrze, że dopiero kilka dni wcześniej wróciła z Sewilli i jakoś ją ominęły zalecenia dla Mikołaja. Gotowa była jeszcze przywlec jakiegoś szczeniaka!

Zaczęła zarzucać Aldonie, że jest nieczuła i despotyczna, potem dostało się mnie: najpierw od żony, że siedzę cicho, zamiast powiedzieć, że to nasza wspólna decyzja, potem od siostry, że jestem pantoflarz i dupa wołowa jak ojciec. Wtedy włączyła się mama z pretensjami, teściowa wykorzystała okazję, by podolewać oliwy do ognia, i przez głupiego psa zrobiło się nagle późno i wszyscy postanowili zbierać się do domów.

Mówiąc szczerze, zacząłem żałować, że siostrze nie wyszedł hiszpański romans i wróciła. Naprawdę nie wiem, czemu tak jest, ale żonaty facet z siostrą bliźniaczką ma jakby dwie baby na karku, a każda uważa się za tę ważniejszą! Młot i kowadło!

Z czasem jednak emocje przycichły, nawet Natalka przestała jątrzyć; może dlatego, że moja siostra poświęcała jej mnóstwo czasu, zabierając małą do kina i na różne wystawy.

Bomba wybuchła wczoraj. Ledwo wróciłem z pracy, żona podsunęła mi różowy sweterek pod nos:

– Zobacz, cholera! Wszystko jest w sierści! Wyjęłam moje spodnie z pralki całkiem oblezione!

– O czym ty mówisz?

O twojej cholernej siostruni – syknęła. – Kupiła Natalce kociaka!

– Kiedy? – rozejrzałem się. – Gdzie?!

– Ma go u siebie w domu od dwóch miesięcy. Przycisnęłam smarkulę i wyśpiewała wszystko!

W sumie, pomyślałem, nawet dobrze: i wilk syty, i owca cała. Natalka szczęśliwa, Aldona chyba też nie będzie toczyć wojny o głupie spodnie…Myliłem się. Będzie toczyć. Nie o spodnie, ale o pryncypia, o kopanie dołków, podważanie decyzji.

– Urodź sobie swoje własne dziecko! – wrzasnęła ostatnio w czasie rozmowy z Agatą – albo adoptuj tego kota! I wara od mojej córki!

– Aldona, nie przesadzaj, o co ci chodzi, kobieto? Chyba z cudzymi zwierzętami Natka może się bawić… – zaprotestowałem.

– Boże, co za matoł! – prychnęła.

I zabroniła mi rozmawiać z siostrą… Powariowały obie?

Sebastian, 35 lat

Czytaj także:

Reklama
  • „Córka faszerowała syna cukrem i dziwiła się, że mały jest niejadkiem. Ferie u babci nauczyły go, jak się je schabowe”
  • „Wszyscy mówili, że Adaś ma autyzm i nikt nie chciał go adoptować. A ja czułam, że on tylko potrzebuje matczynej miłości”
  • „Dwie kreski na teście były dla mnie jak wyrok. Gdy usłyszałam, że urodzę bliźniaki, kolana się pode mną ugięły”
Reklama
Reklama
Reklama