Reklama

Rozmawiałam z koleżankami, ale wciąż słyszę te same rzeczy. Począwszy od tego, że Zuzia wyrośnie z tych chorób, po stwierdzenia typu: brak odporności to skutek stresu. Poprzez: spróbuj potroić jej dawkę wit. D, kup jej w aptece syrop X albo Y, niech pije sok z czarnego bzu, smaruj ją czarodziejskim olejkiem z majeranku/sosny/goździków… Otóż nie działa NIC.

Reklama

Inne dzieci mają więcej stresu i powodów, by chorować

Chcę zaznaczyć, że dziecko jest szczepione. Jedna koleżanka swojej dwójki dzieci nie szczepiła na nic. Aż po wysokich gorączkach i infekcjach, które leczono w szpitalach – trafiły do Poradni Immunologicznej w Centrum Zdrowia Dziecka, dostały szczepionki i po chorobach nie ma śladu. Mimo że to one mają stres… Rozwód rodziców, alkoholizm ojca, kłótnie. Chyba że w tej Poradni Immunologicznej potrafią sprawić, że stres przestaje wpływać na odporność…

Najpierw były tylko zapalenia ucha

U nas wszystko zaczęło się od zapalenia ucha, kiedy Zuzia miała 10 miesięcy. Od tamtej pory do 4. roku życia zapalenie ucha (uszu) to była nasza codzienność. Na szczęście nie zawsze w grę wchodził antybiotyk – nauczyliśmy się reagować na pierwsze objawy i działać lekami przeciwzapalnymi. Od lekarza usłyszeliśmy obietnicę, że z wiekiem zmienia się budowa ucha i te stany zapalne wtedy się skończą. Niestety, przez prawie 4 lata wystarczył najmniejszy katar (lub płacz przed snem), by skończyło się zapaleniem…

Teraz doszło zapalenie gardła i ból brzuszka

Ostatnio walczymy z zapaleniem gardła, które wygląda jak anginowe, ale anginą nie jest (bo nie ma gorączki). I to na zmianę z bólem brzuszka. Czyli kiedy Zuzia po 2 tygodniach leczenia gardła już ma iść do przedszkola – zostaje w domu, bo boli brzuszek.

Oboje z mężem pracujemy zdalnie. Mąż ma własną działalność, ja umowę o dzieło. Czyli: możemy zapomnieć o 60 dniach opieki nad chorym dzieckiem. Na szczęście przełożeni dają nam prawo do urlopów – zgadnijcie, na co je wykorzystaliśmy.

Praca z dzieckiem w domu i odwoływanie wyjazdów i spotkań

Praca z dzieckiem w domu to koszmar. Najczęściej kończy się na tym, że musimy siedzieć nocami. Nawet jeśli w ciągu dnia wymieniamy się opieką nad małą. I nawet jeśli uda się jej wytrzymać kwadrans przed telewizorem. Bo tak, włączamy jej bajki – tylko że po 15 minutach woli ZE MNĄ rysować, grać w planszówkę, układać puzzle albo mozaiki… W efekcie – i praca, i zajmowanie się Zuzią wychodzi ŹLE.

Nie policzę, ile razy przez choroby Zuzi odwoływaliśmy spotkania z rodziną i przyjaciółmi. Święta, wyjazdy, urodziny, spotkania w weekendy. Wcale nie przesadzę, jeśli napiszę, że nasze życie towarzyskie legło w gruzach. Dawniej spotykaliśmy się z ludźmi minimum 1-2 razy w tygodniu. Aktualnie – jeśli uda się zgrać raz na pół roku, jest to święto. Które z reguły kończy się kolejną chorobą…

Zazdroszczę rodzicom, których dzieci chorują raz na miesiąc

Jeśli Wasze dzieci chorują raz na miesiąc – zazdroszczę. U nas co dwa tygodnie jest szpital.

Zazdroszczę rodzicom, którzy jeszcze wierzą w cudowne środki na odporność ich dzieci – bo my już nie mamy żadnych złudzeń. Nie ma cudownych środków. Ani medycznych, ani magicznych.

Zazdroszczę rodzicom, którzy mają możliwość normalnie pracować i spotykać się ze znajomymi. Zazdroszczę rodzicom, którym rodzicielstwo nie daje się we znaki i decydują się na drugie lub trzecie dziecko.

Zazdroszczę rodzicom, którzy już zapomnieli, że kiedyś zarywali noce. Być może nawet nie wiecie ile macie szczęścia.

Osobiście nie wiem, jak długo jeszcze pociągnę…

Kinga

Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama