„Moje koleżanki ciągle latają na all inclusive, ja z moimi kapryśnymi dziećmi już nigdy tam nie wrócę” [list do redakcji]
Z zazdrością oglądam na insta zdjęcia koleżanek na leżakach. Ja mogę o tym tylko pomarzyć. Moje wakacje all inclusive to ciągłe kłótnie o to, co zjeść i gdzie się bawić. Szkoda mi wydanych pieniędzy.
Redakcjo,
Chciałabym opowiedzieć o mojej rodzinie i wakacjach all inclusive. Od razu powiem, że jest to połączenie wybuchowe. Chyba już nigdy nie zdecyduje się na taki wypoczynek. Niestety z zazdrością muszę obserwować, jak moje koleżanki regularnie wyjeżdżają na te wakacje. Ale one mogą cieszyć się beztroskim czasem na plaży i przy basenie. Ja natomiast, po kilku takich wyjazdach z moimi dziećmi, doszłam do wniosku, że szkoda mi na to pieniędzy. Taki urlop, to dla mnie nie są wakacje.
Wracam wymęczona – czy tylko ja tak mam?
Nie chcę narzekać, ale już lot samolotem z dziećmi to duże wyzwanie. Zawsze się spóźniamy, więc już w drodze na lotnisku kłócę się z mężem. Czy wy też tak macie? No pośpiech nam nie służy. W hotelu też zawsze musieliśmy być gdzieś na czas. Na takich wyjazdach grafik atrakcji jest strasznie napięty. Zdarzało się, że po urlopie wracałam jeszcze bardziej wymęczona. A przecież nie jedziemy tam za darmo, ja nawet na spa nie miałam czasu!
W każdym hotelu ciągle to samo
W każdym hotelu byłam zmęczona niekończącym się atrakcjami i wakacyjnym tłumem. W końcu od samego rana do późnego wieczora jesteśmy bombardowani animacjami i muzyką, które teoretycznie mają umilić nam czas. Czy byliśmy w Grecji, czy w Turcji, to nie miało znaczenia, bo zawsze było tak samo. W praktyce kończy się to bieganiną od jednej atrakcji do drugiej, bez chwili wytchnienia. A na plaży, przy basenie, w restauracjach - wszędzie tłumy ludzi. Często brakuje miejsca nie tylko na leżakach, ale też na spokojny relaks. Ten hałas i chaos skutecznie odbierają mi radość z wakacji. Kobiety, nie wiem jak wy dajecie rade!
Moje dzieci są rozdrażnione
Nie mogę nie wspomnieć o zachowaniu moich dzieci, które w hotelu są zmęczone ciągłym wyborem i nadmiarem bodźców. Zamiast cieszyć się wakacjami, stają się rozdrażnione i kapryśne. Każdego dnia muszę zmagać się z ich narzekaniami i kłótniami o to, na jaką atrakcję iść, co zjeść, gdzie się bawić. Zamiast odpoczywać, czuję się jak mediator w niekończących się sporach. A potem na koniec dnia, jeszcze trzeba ich jakoś uspokoić, żeby zasnęli. Oj to nie jest łatwe zadanie.
Marzę o spokojnym wyjeździe
Często marzę o spokojnym wyjeździe, gdzie moglibyśmy razem cieszyć się prostymi rzeczami, bez presji i nadmiaru bodźców. To chyba z moimi dziećmi coś jest nie tak, a może ze mną? Zazdroszczę koleżankom, że potrafią znaleźć balans na takich wakacjach. Ja do hotelu z all inclusive wrócę, gdy moje dzieciaki pójdą na studia. Czy wy też macie podobne uczucia?
Udanych urlopów Wam życzę,
Agata
Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.
Zobacz też:
- „Współczuję Wam, że musiałyście używać tetrowych pieluch. Dlatego dziękuję Ci mamo, że tak pięknie wszystko ogarnęłaś” [LIST DO REDAKCJI]
- „Mąż zarabia najniższą krajową, obija się w domu, a i tak nie zajmuje się dzieckiem. Czuję, że przegrałam życie” [LIST DO REDAKCJI]
- „Po co mi wakacje w Tajlandii, skoro Polska jest taka piękna. Szkoda, że moje dzieci wciąż mają do mnie pretensje” [LIST DO REDAKCJI]