„Policja złapała mojego syna, był pod wpływem. A on ma dopiero 13 lat! Boję się, że pójdzie w ślady ojca”
„Wydawało mi się, że dobrze wychowałam syna. Słuchał mnie, był grzeczny i kulturalny. Do czasu, aż poszedł do gimnazjum! Gdy zadzwonił do mnie policjant byłam w szoku. Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Syn był przecież jeszcze dzieckiem! A teraz leżał zalany w trupa na komendzie”
- redakcja mamotoja.pl
Maciek jeszcze niedawno był dobrym dzieckiem. Świetnie się uczył, nie pakował się w kłopoty i zawsze wracał do domu na czas. Mieszkamy tylko we dwoje, więc byłam dumna, że bez pomocy ojca, udało mi się tak dobrze go wychować. Okazało się jednak, że cieszyłam się przedwcześnie. Syn poszedł w tym roku do gimnazjum i zupełnie się zmienił. Zachowuje się tak, jakby diabeł w niego wstąpił! Na dodatek bezczelnie twierdzi, że niepotrzebnie się go czepiam, bo robi tylko to, co wszyscy!
Boże drogi, czy w tej szkole nie ma normalnych dzieci?
Kłopoty zaczęły się już miesiąc po rozpoczęciu roku szkolnego. Pamiętam, że właśnie przygotowywałam się do ważnego zebrania w pracy, gdy zadzwonił telefon. Nie znałam numeru, więc nie zamierzałam odbierać. Ale ktoś po drugiej stronie był wyjątkowo uparty. Dobijał się i dobijał, więc w końcu nacisnęłam zieloną słuchawkę.
– Czy pani Żaneta Marczak? – usłyszałam męski głos.
– Tak, ale jeśli pan chce mi wcisnąć jakiś kredyt albo zaprosić na prezentację garnków, to nie mam czasu. Jestem w pracy – przerwałam zniecierpliwiona.
– Jestem z policji, aspirant Wachowicz. Dzwonię w sprawie pani syna – wyjaśnił.
– Maćka? O Boże, czy coś się stało? – serce podeszło mi do gardła.
– Jest cały, ale odpoczywa u nas na komisariacie, bo wypił za dużo wódki. Wszystkiego dowie się pani na komendzie. Proszę przyjechać – podał mi adres.
Nigdy wcześniej nie robił takich głupot
Byłam w szoku. Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Syn był przecież jeszcze dzieckiem! A do tego wielkim przeciwnikiem alkoholu. Mój były mąż dużo pił i często wszczynał awantury. To dlatego trzy lata temu się z nim rozwiodłam i uciekłam do mieszkania odziedziczonego po babci. Nie chciałam, żeby mały dłużej patrzył, jak ojciec miota się wściekły po domu albo chrapie zamroczony wódką. Maciek świetnie jednak to wszystko zapamiętał. Gdy urządzaliśmy się w nowym miejscu, powiedział mi z poważną miną, że nigdy nie tknie żadnego alkoholu. Bo nie chce być taki, jak ojciec… A tu nagle wiadomość z komendy, że przyłapano go na piciu!
Pobiegłam zwolnić się do szefowej. Oczywiście nie była zachwycona, bo na zebraniu miałyśmy omawiać ostatnie wyniki sprzedaży, ale jak usłyszała, o co chodzi, to natychmiast zmiękła.
– Cholera, jak gówniarze idą do gimnazjum, to im się wydaje, że już są dorośli. I mogą robić wszystko! – stwierdziła i kazała mi natychmiast jechać na komisariat.
Byłam tam już po kwadransie. Policjant przyjął mnie chłodno. Wyjaśnił, że Maciek pił wraz z kilkoma chłopakami wódkę w parku. A kiedy patrol próbował go spisać, nie chciał powiedzieć, jak się nazywa ani pokazać legitymacji szkolnej. Dlatego został przywieziony na komisariat.
– Pani syn ma 13 lat i zamiast balować z kumplami, powinien siedzieć w domu i odrabiać lekcje. Mam obowiązek poinformować o całym zdarzeniu sąd rodzinny – zawiesił głos.
Zrobiło mi się słabo.
– Niech pan tego nie robi… To jego pierwszy taki wybryk… Jestem zaskoczona. Porozmawiam z nim… – błagałam.
Wiedziałam, że takie zawiadomienie może zaważyć na jego przyszłości. Informacja trafi do szkoły i nauczyciele od razu przypną mu łatkę chuligana.
– No dobrze, tym razem ograniczę się tylko do notatki służbowej, bo miał u nas czyste konto. Ale jak sytuacja się powtórzy, to nie będę już się wahał – zagroził.
– Nie powtórzy się. Już ja tego przypilnuję – zapewniłam gorąco.
– No to niech pani zabiera syna i da mu porządny wycisk. Tylko niech najpierw może się prześpi, bo nie czuje się chyba najlepiej – uśmiechnął się pod nosem.
Maciek rzeczywiście wyglądał żałośnie. Widać było, że alkohol mu nie posłużył. Był blady i zbierało mu się na wymioty. Z kwadrans siedział w toalecie na komisariacie, zanim ruszyliśmy do domu. W pewnym momencie zastanawiałam się nawet, czy nie zawieźć go do szpitala. Ale jak już wypluł z siebie całe świństwo to mruknął, że nic mu nie będzie i chce się tylko położyć.
W domu spał do wieczora. Gdy wreszcie wyłonił się ze swojego pokoju, postanowiłam z nim porozmawiać. Spodziewał się tego i chciał mnie uprzedzić
– Wiem, co powiesz. Że nie spodziewałaś się tego po mnie, że cię zawiodłem, jest ci przykro i takie tam – zaczął.
– Zgadłeś – przyznałam.
– Wielkie halo… Wypiłem z pięć łyków. Na próbę. Chciałem zobaczyć, czym się tatuś tak zachwycał – zachichotał.
– To nie jest śmieszne! A teraz mów, skąd mieliście wódkę? – natarłam.
– Kolega jakoś zorganizował butelkę i poczęstował. Wszyscy pili, więc głupio było odmówić – odparł.
– Co to za kolega? Chcę natychmiast porozmawiać z jego rodzicami! Jesteście jeszcze za smarkaci, żeby nawet wąchać alkohol – podniosłam głos
– Nie powiem! Nie jestem kapusiem. A smarkaty to już dawno przestałem być. Zapomniałaś że niedługo skończę 14 lat? – zapytał z przekąsem
– Taki jesteś dorosły? No to może pójdziesz do pracy i zaczniesz zarabiać na dom? Przyda mi się pomoc – wybuchłam.
– O rany, wiedziałem, że tak powiesz… Naprawdę, nie ma się o co wściekać. Przecież gdyby nie psiarnia, o niczym byś nie wiedziała. Pech, że nas złapali. Ale tak nagle wyszli zza tych krzaków… – skrzywił się.
– A właśnie… Dlaczego stawiałeś się policjantom? Nie wiesz, że i ja, i ty możemy mieć przez to kłopoty?
– A tak sobie, dla zabawy. Kumple grzecznie wyskoczyli z legitymacji, a ja nie! Mówię ci, gały im na wierzch ze zdziwienia powychodziły – był z siebie bardzo zadowolony.
– To znaczy, uważasz, że zachowałeś się w porządku? – nie mogłam uwierzyć, że syn tak beztrosko podchodzi do tego, co zrobił.
Maciek zastanawiał się przez chwilę.
– No dobra, niech ci będzie. Nawaliłem z tą wódką i policjantami, więcej tego nie zrobię, przepraszam – wyrecytował jednym tchem, a potem odwrócił się na pięcie i poszedł do swojego pokoju. Jakby sprawa była już załatwiona.
Tak mnie tym zaskoczył, że aż z nerwów zapomniałam mu karę wyznaczyć. Przez następne dni miałam syna na oku. Ale nic podejrzanego nie zauważyłam. Gdy wracałam do domu, siedział w swoim pokoju i odrabiał lekcje albo grał na komputerze. Czasem wychodził spotkać się z kolegami, ale wracał o przyzwoitej godzinie. I nie tykał alkoholu. Wiem, bo obwąchiwałam go dyskretnie. Zaczęłam wierzyć, że nadal jest tym samym grzecznym Maćkiem, co kiedyś, a picie wódki w parku było tylko jednorazowym wyskokiem. Okazało się jednak, że czeka mnie kolejna przykra niespodzianka…
Jakieś półtora miesiąca po rozpoczęciu roku szkolnego w gimnazjum syna odbyło się zebranie dla rodziców. Po części ogólnej wychowawczyni poprosiła kilkoro rodziców, by zostali na indywidualne rozmowy. Mnie też. Nie spodziewałam się niczego złego. Raczej, że pochwali mojego syna i powie, że chce by przygotowywał się do olimpiady matematycznej. Zawsze lubił ten przedmiot i świetnie sobie z nim radził.
– No jak tam sprawuje się mój Maciek? – zapytałam, gdy zostałyśmy same.
– Mam z nim duży kłopot – odparła.
– ???
– Z przedmiotów ścisłych jest całkiem niezły, ale z humanistycznych – leży. Na dodatek nie przychodzi na niektóre lekcje. Ma mnóstwo nieobecności na polskim, geografii, historii – pokazała mi minusy w dzienniku.
– To niemożliwe… Syn nigdy nie wagarował – nie mogłam uwierzyć.
– No to właśnie zaczął. Próbowałam się do pani dodzwonić, by o tym powiedzieć, ale nikt nie odbierał. Na pisemne prośby o kontakt też pani nie odpowiadała – zmarszczyła brwi.
– Przepraszam… Nie reaguję na nieznane numery, bo to zwykle telemarketerzy. Ale zaraz zapiszę sobie pani numer. A kartki z prośbą o kontakt po prostu do mnie nie dotarły. Może syn zapomniał mi je dać – tłumaczyłam się.
– Wątpię… Pamięć ma całkiem niezłą. Myślę, że po prostu nie chciał, żeby się pani dowiedziała o wagarach. Ale w tej chwili nie o to chodzi. Maciej musi chodzić regularnie do szkoły. Inaczej powiadomimy odpowiednie organy. Nie możemy tolerować takich zachowań, bo są jak dżuma – stwierdziła.
Nogi się pode mną ugięły.
– Nie ma potrzeby nikogo powiadamiać. Syn nadrobi zaległości z przedmiotów humanistycznych i nie opuści już żadnej lekcji. Dopilnuję tego – obiecałam.
– W porządku, dam mu szansę. Zwłaszcza że pani poważnie podchodzi do problemu. To miła odmiana, bo rodziców zazwyczaj niewiele to obchodzi. Niektórzy próbują wybielać dzieci albo zwalają winę na szkołę lub innych uczniów. A pani, widzę, chce współpracować – spojrzała na mnie z uznaniem.
– Oczywiście. W sprawie mojego dziecka może się pani ze mną kontaktować o każdej porze. Na pewno zareaguję odpowiednio – zapewniłam gorąco.
Do domu wróciłam wściekła jak osa. Natychmiast poszłam do pokoju Maćka. Akurat grał na komputerze. Bez namysłu wyłączyłam jego sprzęt.
– O rany, co robisz? Byłem bliski pobicia rekordu! – zdenerwował się.
– Nie obchodzi mnie ta głupia gra. Musimy porozmawiać! – usiadłam na łóżku.
– Znowu coś zrobiłem? – jęknął.
– Owszem, zrobiłeś. Po zebraniu rozmawiałam z twoją wychowawczynią. I dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy – odparłam.
– Tak? A jakich? – udawał, że nie wie, o co chodzi.
– A na przykład takich, że bardzo często nie pojawiasz się na polskim, historii, geografii, że grożą ci z tych przedmiotów pały na półrocze, że zapomniałeś mi dać wiadomości od pani z prośbą o kontakt… Możesz mi to jakoś wyjaśnić? – starałam się mówić w miarę spokojnie.
– Co tu wyjaśniać? Kartki ci nie dałem, bo gdzieś mi się zapodziała. Stopnie zdążę poprawić, bo do końca półrocza jeszcze daleko. A że czasem z lekcji zwieję… Co w tym dziwnego? Wszyscy tak robią – wzruszył ramionami.
– Chyba jednak nie wszyscy, bo wychowawczyni wezwała na rozmowę tylko kilkoro rodziców – zauważyłam.
– Bo reszcie pewnie wszystko przez telefon już wcześniej wygadała. Mamo, nie ma powodów do paniki. Nie odbiegam od ogółu – prychnął.
– Tak? No to zaczniesz odbiegać. Na plus. Od jutra masz szlaban. Żadnych spotkań z kumplami. Po szkole wracasz od razu do domu i wkuwasz przedmioty, z których jesteś zagrożony. No i oczywiście chodzisz na wszystkie lekcje. Bo jak nie, to cię za rączkę będę do szkoły zaprowadzać i odbierać. Specjalnie się z pracy zwolnię, żeby zdążyć – zagroziłam.
– Tylko nie to! Kumple śmiechem by mnie zabili – przestraszył się.
– No to postaraj się, żeby nie mieli powodów – odparłam i wyszłam.
Trzeba przyznać, że przez następne tygodnie Maciek zachowywał się niemal wzorowo. Nie opuścił bez usprawiedliwienia ani jednej lekcji, podciągnął się trochę z przedmiotów humanistycznych. Oczywiście w międzyczasie próbował wynegocjować złagodzenie kary, burzył się, ale byłam nieugięta. Chciałam, żeby zrozumiał, że głupie zachowanie mu się nie opłaca. Kiedy jednak nawet wychowawczyni zadzwoniła i pochwaliła, że zrobił olbrzymie postępy, postanowiłam dać mu nieco więcej swobody. I niestety, znowu się zawiodłam.
Moje zdanie się nie liczy, najważniejsi są koledzy
To było tydzień temu. Kuba, najlepszy kolega syna urządzał urodziny i Maciek koniecznie chciał na nie pójść. Wahałam się, ale tak mi wiercił dziurę w brzuchu, że w końcu się zgodziłam.
– No dobrze. Ale masz być w domu o 22.00. I żeby ci do głowy nie przyszło pić alkohol – pogroziłam mu palcem.
– Pić nie będę. Ale wrócę trochę później. O dziesiątej to się dopiero zabawa rozkręca… Wszyscy zapewne zostaną do rana – zaczął mnie przekonywać
– Nie obchodzą mnie wszyscy! Masz być punktualnie i już – ucięłam.
– No dobrze już, dobrze… – westchnął.
Byłam pewna, że wróci o czasie. Przecież pokazałam mu, czym kończy się łamanie zasad. Ale minęła dziesiąta, potem jedenasta, a jego ciągle nie było. Denerwowałam się, wydzwaniałam, ale nie odbierał. W końcu około północy pojechałam szukać syna.
Szczęśliwie znałam adres kolegi syna. Zresztą muzykę było słychać już na początku ulicy. Bez problemu weszłam do domu, bo drzwi były otwarte. Gdy znalazłam się w środku, to aż mnie zamurowało. Dzieciaki z klasy syna siedziały w salonie na podłodze i popijały piwo, niektóre trzymały w rękach papierosy. Gdy mnie dostrzegły, nawet się nie przejęły. Tylko gospodarz zerwał się na równe nogi.
– Kuba, czy twoi rodzice wiedzą, co tu się dzieje? – napadłam na niego.
– A co tu się dzieje? Siedzimy sobie spokojnie, popijamy piwko, słuchamy muzyki. Mam przecież 14. urodziny! – patrzył na mnie zdziwiony
– Dobra, dajmy temu spokój. Mów, gdzie jest Maciek? Bo tu go nie widzę – rozglądałam się po salonie.
– Maciek? Nie wiem, był tu przed chwilą. Może na górę poszedł… W pewnym momencie źle się poczuł – zachichotał.
Nie zastanawiając się długo, pobiegłam na piętro i wpadłam do pierwszego z brzegu pokoju. Maciek leżał na łóżku i chrapał w najlepsze. Śmierdziało od niego piwskiem, jak z browaru.
– Obudź się natychmiast! – potrząsnęłam go za ramię.
– Co? Co? Odpier…. się ode mnie. Muszę się chwilę przespać, bo mnie stara zabije, jak zobaczy, że piłem – naciągnął kołdrę na głowę.
– Za późno! Stara już wie! – ryknęłam mu nad uchem.
Wyjrzał spod kołdry, bo chyba dotarło do niego wreszcie, z kim rozmawia.
– To ja już nie jestem na imprezie, tylko w domu? – wymamrotał.
– Nie! Ciągle jeszcze imprezujesz – odparłam spokojnie.
– To, co ty tu robisz? – wybałuszył oczy.
– Przyjechałam po ciebie.
– Po co?
– Bo jesteś spóźniony jakieś trzy godziny, nie odbierałeś telefonu, nie odpisywałeś na SMS-y. Martwiłam się, że ci się coś stało – odparłam.
– A ty znowu swoje… Niby co miało mi się stać! – westchnął.
– Nie wiem, mogłeś wpaść po samochód, złamać nogę, ktoś mógł cię napaść – zaczęłam wyliczać, ale syn nie słuchał.
Nagle wyskoczył z łóżka jak z procy.
– Czy ludzie tam na dole widzieli, jak wchodziłaś? – dopytywał się.
– Oczywiście, wcale się nie ukrywałam – przyznałam.
– O rany, ale przypał. Co ty najlepszego zrobiłaś? – złapał się za głowę.
– Nie rozumiem, o co ci chodzi – wzruszyłam ramionami.
– Jak to, nie rozumiesz? Jestem skończony. Kanałami po szkole będę chodził, żeby się ze wstydu nie spalić. Matka przyjeżdża na imprezę i zabiera mnie jak jakiegoś dzieciaka. Jutro wszyscy będą o tym gadali. Wiadomość dnia! Rany, jak ja to odkręcę… – jęknął.
Był tak załamany, że nie protestował, gdy kazałam mu maszerować do auta. Wychodząc, nawet nie spojrzał na towarzystwo i nie pożegnał się z Kubą… Od tamtej pory syn jest na mnie śmiertelnie obrażony. Twierdzi, że zniszczyłam mu reputację, że wszyscy się z niego teraz śmieją. I że przeze mnie będzie się musiał mocno napracować, żeby odzyskać ich szacunek. Na samą myśl, co to oznacza, ciarki mi po plecach przechodzą. Jak nic wykręci jakiś głupi numer i wpakuje się w kłopoty. A ja nie mam pojęcia, jak temu zapobiec. Przecież go nie zamknę w domu na klucz.
Bożena, 45 lat
Czytaj także:
- „Moja córka rodziła i oddawała dzieci bez skrupułów. Zachowywała się, jakby porzucała bezpańskie szczeniaki”
- „Były mąż rozpieszczał swoją córkę z drugiego małżeństwa. Do naszej nie dzwonił nawet w urodziny”
- „Dla mnie mój były mąż i teściowie już nie istnieli, ale nie mogłam odebrać ich córce. Natalka tak bardzo tęskniła za dziadkami”