„Mojemu mężowi wydawało się, że siedzenie z dzieckiem w domu to wakacje. Ja ledwo wyrabiałam”
Zrozumiałam, że mężowi odpowiada taki podział obowiązków i nie rozumie, jak ciężkie jest spędzanie całych dni z dzieckiem. Wróciłam więc do pracy, żeby mógł się o tym przekonać...
- redakcja mamotoja.pl
Po porodzie, wszyscy w firmie wróżyli mi szybki powrót.
– Taki pracoholik jak ty nie wytrzyma długo w domu – śmiała się Magda, moja szefowa.
To prawda, pracowałam dużo i lubiłam to, co robię, ale w duchu cieszyłam się, że wreszcie sobie odsapnę. Od dawna zarzucano mnie obowiązkami, przez co ciągle musiałam zostawać po godzinach.
– Kochanie, raczej sobie nie odpoczniesz: przewijanie, karmienie i pobudki w nocy potrafią naprawdę wykończyć – mama próbowała mnie trochę przygotować na to, co miało nadejść.
– Ale to zupełnie inne zmęczenie. Poza tym chciałam mieć dziecko.
Dlaczego nikt mi nie powiedział, że to takie męczące
Miesiąc później urodziła się Oliwka, a ja... Nie umiałam się odnaleźć jako mama. Karmienie kończyło się płaczem córeczki, w nocy budziła się co chwilę. Byłam coraz bardziej zmęczona. Arek późno wracał z pracy, cała robota spadała na mnie.
– Dlaczego nikt mi nie powiedział, że opieka nad niemowlęciem to nie taka prosta sprawa? – skarżyłam się mamie przez telefon, a ona pocieszałam mnie, że wszystko się unormuje.
I rzeczywiście. Kiedy odnalazłam się w codziennych obowiązkach, macierzyństwo zaczęło przynosić mi coraz więcej radości. Wreszcie doceniłam to, że nie muszę każdego dnia stać w korkach czy śpieszyć się gdzieś na konkretną godzinę. Zyskałam też wiele nowych koleżanek, bo na moim osiedlu było sporo matek.
– Mogłabym tak żyć – powiedziałam któregoś dnia do mojego męża.
– Nie wiem, czy damy radę finansowo. Chciałabyś jeszcze pójść na urlop wychowawczy?
– Tak, ale przecież nie dostałabym wtedy ani grosza.
– Mamy trochę oszczędności, poradzimy sobie.
Tamtego wieczoru podjęliśmy decyzję, że zostaję z Oliwką w domu
Moje koleżanki w pracy nie kryły zaskoczenia, kiedy im to oznajmiłam. Nie chciałam już pracować do wieczora i widywać dziecko tylko na chwilę przed jego zaśnięciem. Kolejne dni upływały nam na zabawach i spacerach, ale córeczka stawała się coraz bardziej absorbująca. Nie miałam chwili dla siebie. Byłam wykończona i sfrustrowana.
Któregoś dnia spotkałam jedną z mam z naszego osiedla, która miesiąc wcześniej wróciła do pracy.
– Pięknie wyglądasz – powiedziałam, patrząc na jej elegancką sukienkę, buty na obcasie i umalowaną twarz.
Po powrocie ze spaceru przejrzałam się w lustrze.
– Czy ja ci się jeszcze podobam? – zapytałam wieczorem Arka.
– Oczywiście, co to za pytanie.
– Nie wiem, czuję się zaniedbana.
– Daj spokój, powinnaś się cieszyć, że nie musisz codziennie rano wskakiwać w biznesowy kostium.
Ta rozmowa uświadomiła mi, że od dawna nigdzie nie wybierałam się bez dziecka. Dlatego postanowiłam pójść na panieński wieczór kuzynki. Tyle że Arek co chwilę do mnie dzwonił. A to nie wiedział, ile kaszki podać albo gdzie trzymamy zapas pieluch. Po dwóch godzinach wyszłam, chociaż impreza dopiero się rozkręcała.
– Czy ja nie mogę mieć jednego wieczoru wolnego?! – wściekła zapytałam męża.
– Ty wychodzisz z kolegami na piwo, na siłownię, prawda?
– Alu, dziecko jest z tobą związane. Ja mu przecież mamy nie zastąpię – wzruszył ramionami.
– Przyzwyczailiśmy Oliwkę, że zasypia tylko przy mnie, że to ja daję jej jedzenie. A tobie jest tak wygodniej. Może powinnam zacząć częściej wychodzić i zostawiać was samych.
– Ale ja pracuję. Nie mam siły zajmować się dzieckiem. Ty siedzisz w domu…
– I co, myślisz, że ja się nie męczę? – przerwałam mu.
– Ale ty jesteś na wychowawczym.
Zrobiło mi się przykro.
Zrozumiałam, że mężowi odpowiada taki podział obowiązków
Ja zajmowałam się dzieckiem i domem, a on szedł do biura. Czułam jednak, że potrzebuję czegoś więcej. Kiedy koleżanki z pracy opowiadały mi przez telefon o nowych projektach, byłam przerażona. Zupełnie wypadłam z obiegu, wydawało mi się, że nie nadążam i już nigdy nie nadrobię tych zaległości.
Kiedy kolejny raz poskarżyłam się mamie, że coraz częściej tracę cierpliwość i pokrzykuję na Oliwkę, mama zaczęła szukać jakichś rozwiązań.
– Może przejdę na wcześniejszą emeryturę i przeprowadzę się do waszego miasta? – zaproponowała. – Wróciłabyś do pracy.
I wtedy mnie olśniło. Postanowiłam natychmiast porozmawiać z Arkiem.
– Jak to: idziesz do pracy? – mąż był zdumiony. – Przecież nie mamy szans na żłobek!
– Chciałabym, żebyś to ty wykorzystał resztę urlopu wychowawczego.
– Ja? Ale mój szef się nie zgodzi…
– A skąd wiesz? Przecież nawet go jeszcze o to nie spytałeś.
Okazało się, że nie ma problemu.
Miesiąc później wróciłam do firmy, a mąż został z Oliwką w domu
Rzuciłam się w wir pracy i tylko pilnowałam wychodzenia o czasie. Co ciekawe, kiedy wiedziałam, że w domu czeka na mnie maleństwo, pracowałam szybciej niż kiedyś. Moje obawy okazały się też bezpodstawne – wbrew pozorom tak wiele się w firmie nie zmieniło i szybko wdrożyłam się w nowe tematy.
A Arek? Już po pierwszym tygodniu przyznał mi rację, że opieka nad dzieckiem to ciężka praca.
– No, ale jest też dużo świetnej zabawy. Jak sobie pomyślę, że ludzie w mojej firmie siedzą na nudnym zebraniu, a ja i Oliwka budujemy wieżę z klocków… – roześmiał się.
Cieszę się, że zdecydowaliśmy się na takie rozwiązanie. Odkąd wróciłam do pracy, czuję się spełniona. Znów lubię to, co robię zawodowo, a po południu jak na skrzydłach lecę do moich pociech. Czas spędzany w domu przestał przeciekać mi przez palce. Teraz staram się jak najwięcej bawić z córeczką i znaleźć czas na rozmowy z mężem. Mówi się przecież, że szczęśliwa matka to szczęśliwe dziecko. Ja dodałabym, że to też szczęśliwy ojciec.
Alicja, lat 29
Zobacz także:
- „Jestem w ciąży, a moja mama już zapowiedziała, że nie będzie pełnoetatową babcią. Dlaczego jest taka samolubna?”
- „Mówią, że jestem PASOŻYTEM, bo tylko rodzę dzieci i NIE PRACUJĘ. Po prostu mi zazdroszczą!”
- „Córka wciąż śpi w naszym łóżku, a mąż jej na to pozwala. Mnie brakuje intymności!”