Reklama

Kiedy Adaś skończył 3 lata, podjęliśmy z Agatą decyzję, że ona zrezygnuje z pracy i zajmie się dzieckiem. Mieszkanie mieliśmy po moich dziadkach, żadnych kredytów, a ja całkiem przyzwoicie zarabiałem.

Reklama

– Nie wiem, czy nie będzie mi czegoś brakować – Agata miała wątpliwości. – Lubiłam swoją pracę…

– Przecież powiedziałaś, że chcesz być przy Adasiu? – nie rozumiałem.

– Tak, ale zastanawiam się, czy to mi wystarczy. Czy nie będę się z tym źle czuła. Lubię pracować.

– No dobrze, ale przecież nie musisz rezygnować na zawsze – nie widziałem problemu. – Jeśli dojdziesz do wniosku, że to cię ogranicza, to znajdziemy jakąś opiekunkę.

Ale ostatecznie Agata doszła do wniosku, że będzie mamą na cały etat.

– To jednak bardzo absorbujące i rozwijające – tłumaczyła mi podekscytowana. – Jest tyle zajęć dla dzieci, które trzeba ogarnąć! Zapisałam już małego na angielski i na karate.

– Przecież on nie ma nawet 4 lat! – byłem trochę przerażony.

– No, to już najwyższy czas, żeby zaczął – tłumaczyła. – Wiem, co robię. Dużo czytam na ten temat, dyskutuję na forum, udzielam się w przedszkolu. Zaufaj mi. W końcu po to zostałam w domu, żeby zająć się naszym synem.

Nie byłem przekonany, ale musiałem przyznać jej rację

Ja nie miałem czasu, żeby zgłębiać książki i poradniki o wychowaniu dzieci. Ledwie znajdywałem codziennie chwilę, żeby pobawić się z synkiem! No i w końcu tak się umawialiśmy – to Agata miała się zająć wychowaniem, ja miałem tylko pomagać. Więc musiałem jej zaufać.

Adaś polubił angielski, ale karate mu się nie podobało. Żona znalazła więc gimnastykę ogólnorozwojową.

– Co prawda to nie to samo, ale przynajmniej porusza się pod okiem ekspertów – mówiła.

– No nie wiem… Przecież on ma korektywę czy rytmikę w przedszkolu, wychodzą na podwórko – nie rozumiałem, o co jej chodzi. – Ma chyba wystarczająco dużo ruchu?

– To co innego, trzeba zadbać o koordynację. Karate było dobre, szkoda, że zrezygnował. Może judo polubi?

Zanim Adaś poszedł do szkoły, zdążyła zapisać go i na judo, i na taekwondo. Nic mu się nie podobało.

– Chyba poszukam dla niego basenu – stwierdziła moja żona.

– A po co masz szukać? – zdziwiłem się. – Przecież basen jest koło nas, całkiem przyzwoity, ledwie dwa przystanki autobusem.

– Chodzi mi o zajęcia zorganizowane – wyjaśniła, a widząc moją minę, dodała: – Sama nie nauczę go pływać.

Wydawało mi się to dziwne, w końcu ja się nauczyłem z tatą nad jeziorem, a z tego, co wiem, to Agata tak samo. Zresztą sama pływa naprawdę nieźle, poradziłaby sobie. No, ale miałem się nie wtrącać i jej zaufać.

Nasz synek woli planszówki niż sport

Po kilku miesiącach moja żona zadzwoniła do mnie do pracy.

– W sobotę są zawody pływackie, Adaś w nich startuje – mówiła podekscytowana. – Jestem pewna, że…

– Jak to zawody? – przerwałem jej. – Przecież on ma dopiero 6 lat i trenuje od niedawna. Coś ty wymyśliła?

– Nic, po prostu trener powiedział, że sobie świetni radzi, więc zapytałam, czy w takim razie nie wystawiłby go na zawodach, a on się zgodził.

– A zastanowiłaś się, że to może być dla niego stres? – zapytałem.

– Jaki stres? – zdziwiła się. – To przecież zabawa. A poza tym, to dobrze, bo dzięki temu nauczy się panować nad emocjami w takich sytuacjach, to mu się przyda na egzaminach.

Nie byłem przekonany. Tym bardziej że Adaś wyraźnie się denerwował. Chodził przygnębiony, smutny. A kiedy w końcu było po wszystkim i okazało się, że zajął trzecie miejsce, on… wcale się z tego nie cieszył.

– Mama będzie smutna – powiedział, kiedy go zapytałem, dlaczego ma taką zmartwioną minkę.

– No coś ty? – naprawdę się zdziwiłem. – Jest z ciebie bardzo dumna, poszła ci kupić batonik!

– Ale nie byłem pierwszy…

– Nieważne. A podobało ci się?

– Nie wiem…

Prawdę mówiąc, tak podejrzewałem. Adaś nie jest ani typem sportowca, ani nie lubi rywalizacji. Jego żywioł to klocki lego, książeczki i gry. Potrafimy spędzić kilka godzin przy planszówce czy komputerze. Uwielbia wszystkie – logiczne, przygodowe i zwykłe strzelanki. Niestety, Agata jest zła kiedy gramy, mówi, że Adaś ma za mało ruchu, a ja jeszcze go zachęcam do siedzenia na pupie. Nie rozumie, że takie gry po pierwsze sprawiają naszemu synowi przyjemność, a po drugie również uczą i rozwijają.

– Zapisałam Adasia na piłkę nożną, do prestiżowego klubu – oznajmiła pewnego dnia, dumna z siebie.

– Nie wiem, czy będzie zadowolony – skrzywiłem się. – On chyba nie lubi grać w piłkę.

– Bo nie umie – Agata nie traciła pewności siebie. – Wiesz, on nie jest zbyt sprawny i boję się, że dzieci będą się z niego śmiały. A tak, jak się nauczy radzić sobie w grach zespołowych, to będzie mógł się popisać przed kolegami.

– On chyba nie lubi się popisywać – mruknąłem pod nosem.

Coraz bardziej mnie denerwowały pomysły Agaty. Spędza z naszym synem całe dnie, a czasami mam wrażenie, że go w ogóle nie zna. Czy ona nie widzi, że Adaś nie jest typem sportowca, nie lubi grać w piłkę, a na basen chodzi tylko dlatego, że ona mu każe?! Przecież nie każdy musi być supersprawnym wyczynowcem!

Pierwszy raz nie wytrzymałem, kiedy Agata chciała zabrać Adama na rower, a on nastawił się na zabawę ze mną. Kupiłem zestaw małego elektryka i mieliśmy robić eksperymenty.

– Odpuść mu, przecież cały tydzień czekał na sobotę, aż będę miał czas – zaprotestowałem, gdy zobaczyłem, jak syn się popłakał. – A poza tym, ja też chcę z nim pobyć, coś porobić.

– Możemy iść razem na rower – oznajmiła. – Jest piękna pogoda, tobie też przyda się trochę ruchu.

– Ale to nie o to chodzi – nie wytrzymałem. – Zobacz, on nie chce iść na rower. Ciągle wyszukujesz mu jakieś nowe zajęcia, zmuszasz do sportu, a on tego nie lubi. Woli inne rzeczy.

– Dlatego muszę go pilnować – nic nie rozumiała. – Pamiętasz, jak się cieszył, gdy zdobył medal za pływanie?

– Wcale się nie cieszył – wkurzyłem się. – Czy ty nie widzisz, że go unieszczęśliwiasz? Oni źle znosi rywalizację. Przynajmniej w sporcie. Dlaczego nie pozwolisz, żeby realizował się w tym, co lubi? Przecież chciał chodzić na zajęcia matematyczne i do klubu, na robotykę! Nie zgodziłaś się.

– Bo wtedy siedziałby całymi dniami przy biurku i już w ogóle by się nie ruszał – Agata też się zezłościła. – A poza tym, z matematyką świetnie sobie radzi, nie potrzebuje pomocy, gorzej jest ze sportem. Trzeba uzupełniać braki!

Twierdzi, że trzeba walczyć ze słabościami

Strasznie ciężko było się z nią porozumieć, bo nie docierały do niej żadne racjonalne argumenty. Tamtego dnia pokłóciliśmy się i w efekcie nie poszliśmy na ten rower. Adam był szczęśliwy – nawet nie przeszkadzało mu, że nie odzywamy się do siebie z mamą, chociaż zawsze bardzo to przeżywał. Przynajmniej robił to, co chciał.

Jeszcze kilka razy próbowałem z Agatą rozmawiać na temat aktywności naszego syna, już na spokojnie. Starałem się jej wytłumaczyć, że nie mam nic przeciwko uprawianiu sportu, ale w rozsądnych granicach.

– On nie lubi piłki ani karate czy roweru – mówiłem jej. – Może polubiłby jazdę konną? Stać nas przecież na to.

– To dobry pomysł – zgodziła się.

– Tylko kiedy? Trzy razy w tygodniu ma piłkę, dwa razy basen…

– Nie rozumiesz! Chodzi mi o jazdę konną ZAMIAST tego wszystkiego! – zawołałem. – Po co zmuszasz go do czegoś, czego nie chce?

– Jak zacznie odnosić sukcesy, to polubi – nic do niej nie docierało. – I jeszcze będziesz z niego dumny!

– Przecież i tak jestem – wzruszyłem ramionami. – Mnie medale nie są do niczego potrzebne!

Kłóciliśmy się coraz częściej i to właśnie o wychowanie Adama. Agata zarzucała mi, że się nie znam, bo to ona czyta i dowiaduje się wszystkiego na ten temat, a ja się wtrącam i tylko mieszam. Ale przecież widzę, jak Adaś jest nieszczęśliwy za każdym razem, gdy wraca z treningów! I jaki jest zmęczony – to nie jest dla niego.

Ostatnio moja żona przeszła samą siebie. Nie powiedziała mi, co planuje, bo dobrze wiedziała, że bym się na to nie zgodził. Otóż zapisała Adasia na zajęcia na… skałkę wspinaczkową. Poszli tam raz i to była kompletna klapa. Wrócili do domu pokłóceni, a Adaś był cały zapłakany.

– Ja nie chcę tam chodzić, boję się – krzyczał. – I bolą mnie palce.

– Jak poćwiczysz, to nabierzesz siły i wprawy – przekonywała go. – Masz po prostu zbyt słabe mięśnie, dlatego trzeba trenować.

– Ale ja nie chcę! – Adaś był strasznie roztrzęsiony. – I boję się.

– No właśnie, a ze słabościami trzeba walczyć i się przełamywać…

– Przestań – przerwałem jej wkurzony. – Czy ty nie widzisz, co robisz?! Przecież Adam ma lęk wysokości, co ci przyszło do głowy z tą wspinaczką?

– Powinien walczyć, nie poddawać się – broniła swojego zdania.

– Wiesz co? Ty chyba jesteś stuknięta – powiedziałem, po raz pierwszy w życiu obrażając żonę przy dziecku.

Ale ja już naprawdę nie mam siły. Ta kobieta jest nienormalna! Zabrałem Adasia do jego pokoju, uspokoił się przy puzzlach. Ale obawiam się, że Agata nie odpuści. A co ja mam robić? Wychodzi na to, że muszę bronić syna przed jego własną matką!

Bartosz, 34 lata

Czytaj także:

Reklama
  • „Córka zapragnęła mieć rodzeństwo, bo wszystkie jej koleżanki miały. To ona nas zmusiła, żebyśmy mieli drugie dziecko”
  • „Nikoś urodził się w 26. tygodniu ciąży. Lekarze zapytali, czy chcemy go ratować. Jak matka może podjąć taką decyzję?”
  • „Mąż co miesiąc pytał ją, czy jest już w ciąży. Traktował jak wybrakowany towar. To było upokarzające i bolesne”
Reklama
Reklama
Reklama