„Myślałam, że klasowe urodziny to zabawa. Aż usłyszałam od córki, co trzeba przynieść dla jubilatki” [LIST]
Masz dość urodzinowego szaleństwa i szukania prezentów? Aneta, mama 10-letniej Zosi, też mówi „stop”. „Myślałam, że klasowe urodziny to zabawa. Aż usłyszałam od córki, co trzeba przynieść dla jubilatki” - napisała w liście do naszej redakcji.

- redakacja
Cześć Dziewczyny,
Piszę ten list, bo jestem wściekła. A może bardziej rozczarowana. Albo po prostu zmęczona tym, co dzieje się z dziećmi. Pamiętam, że kiedyś na urodziny wystarczała fajna książka, czasem lalka albo jakaś gra. Teraz na zwykłe przyjęcie na salce trzeba przynieść wymyślny prezent. No jeszcze nie oszalałam.
42-letnia Aneta: Nie kupię tego na klasowe urodziny!
Zosia wróciła ze szkoły podekscytowana. Powiedziała, że jej koleżanka z klasy organizuje urodziny i że już wiadomo, jaki prezent sobie „życzy” – konkretny zestaw LEGO za 239 zł. Nie poprosiła o prezent, nie zrobiła żadnych zaproszeń – poinformowała, co ma kupić Zosia i już. Jakby to była transakcja. Zaniemówiłam.
Przez chwilę nie wiedziałam, jak zareagować. Czy dzieci naprawdę mają już takie podejście? A może to rodzice za tym stoją? Bo nie wierzę, że 10-latka sama z siebie planuje budżet urodzinowy i tworzy listę konkretnych prezentów.
Nie dam się wciągnąć w to szaleństwo. Urodziny to nie wesele
Nie dałam się wciągnąć w to szaleństwo. Kupiłam książkę – pięknie wydaną, ciekawą. Dodałam dobre czekoladki i żelki. Prezent był skromny, ale przemyślany i z serca. Dla mnie w sam raz. Przecież nie idzie się na bankiet, tylko na dziecięce urodziny. Kilka godzin po imprezie córka wróciła w kiepskim humorze. Powiedziała, że jubilatka powiedziała, że prezent był słaby. Słaby. To słowo siedziało mi w głowie jeszcze długo po tym, jak córka poszła spać.
To wina dorosłych. Dzieci nie mają szacunku do niczego
Nie chodzi o to, że żałuję, że nie kupiłam droższego prezentu. Chodzi o to, że coś tu mocno się popsuło. Zamiast uczyć dzieci radości z drobnych gestów, z bycia razem, z uwagi – uczymy ich roszczeniowości. Pokazujemy im, że wartość prezentu mierzy się w złotówkach, a nie w uczuciach wręczającego.
Jeszcze kilka lat temu dzieci robiły laurki, wręczały ramki ze zdjęciami, rysunki, własnoręczne bransoletki. Było prosto, ale z serca. Dzisiaj mam wrażenie, że urodziny to czas na pokazanie zasobności portfela.
Specjalny apel do rodziców szkolniaków
Mam pytanie: naprawdę chcemy wychować pokolenie, które nie umie powiedzieć „dziękuję”? Które ocenia wartość człowieka po tym, co przyniósł na imprezę? Które zamiast wdzięczności od razu wyciąga rękę z pretensją? Nie zamierzam się w to bawić. Moje dziecko nadal będzie chodziło z prezentami, które są w naszym zasięgu i które mają znaczenie. Może nie będą spektakularne, ale będą szczere.
Aneta
Zobacz też: