„Nasza niania gadała przez telefon, zamiast zajmować się dzieckiem. Kiedy zaczynało płakać, wynosiła je do innego pokoju!”
Mały pełzał po podłodze i zbierał do buzi wszystkie śmieci. Najciekawszy był moment, gdy niania ubrudziła koła spacerówki ziemią z doniczki i przestawiła wózek w drugą stronę, żeby wmówić nam, że byli na spacerze!
- redakcja mamotoja.pl
Tak się cieszę, że los postawił na mojej drodze panią Helenkę. Gdyby nie ona, już chyba nigdy nie zostawiłabym swojego dziecka pod czyjąś opieką. Nie po tym, co nas spotkało!
Weszłam do budynku szkoły i usłyszałam znajomy gwar. Trwała właśnie przerwa. Uczniowie biegali po korytarzu. Dziewczynki siedziały na ławce i oglądały jakąś młodzieżową gazetę.
– Dzień dobry! Kiedy wraca pani do pracy? – usłyszałam za plecami znajomy, dziewczęcy głos.
Obejrzałam się. To była Iwonka z piątej klasy, jedna z moich ulubionych uczennic.
– Dzień dobry, Iwonko, wrócę w przyszłym miesiącu albo dopiero po feriach zimowych, jeszcze nie wiem dokładnie – wyjaśniłam.
– Super, nie możemy się doczekać – ucieszył się Michał, największy łobuziak. – A dzidziuś zdrowy? – spytał.
– Tak, na szczęście nie choruje i ładnie się rozwija – powiedziałam.
W tamtej chwili byłam już pewna, że chcę wrócić do pracy po urlopie macierzyńskim
Lubiłam moich uczniów. Oni także dawali mi sporo dowodów sympatii. Brakowało mi kontaktu z nimi. Mój dyrektor też zachęcał mnie do powrotu. Pozostał tylko problem opieki nad synkiem. W naszym miasteczku nie ma żłobka. Nie mamy też z mężem żadnej babci do pomocy. Moja mama nie żyje, a rodzice męża mieszkają na drugim końcu Polski.
– Wynajmiemy nianię, a ty wrócisz do szkoły, skoro tak bardzo tęsknisz za pracą – stwierdził Marek, mój mąż.
Łatwo powiedzieć, ale żadne z nas nie znało odpowiedniej osoby, która mogłaby i chciałaby zajmować się naszym największym skarbem.
– Popytam znajomych, może nam kogoś polecą – obiecał mąż.
– Marek, ale ja się boję oddać dziecko pod opiekę obcej osobie – martwiłam się. – A jeśli trafimy na jakąś wariatkę?
– Kochanie, nie przesadzaj, jesteś chyba troszkę przewrażliwiona – uspokajał mnie mąż. – Przecież mnóstwo rodzin wynajmuje opiekunki do dzieci.
Pierwszą kandydatką była pani Lucyna. Poleciła mi ją koleżanka z pracy
– To dobra kobieta, wychowała czworo swoich dzieci, ma dużo czasu i potrzebny jej każdy grosz – przekonywała.
Niestety, ta pani nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia.
– Taki duży chłopak to już pewnie je kaszę mannę na mleku? – spytała. – Bo moje dzieci wszystkie się na kaszy wychowały, kupowałam dla nich mleko od chłopa ze wsi i gotowałam garnek kaszy – opowiadała.
– Mleko krowie powoduje uczulenia – powiedziałam.
– Bzdura! – kobieta uśmiechnęła się z ironią. – Wychowałam czworo i żadne nie miało uczuleń! Kiedyś, proszę pani, nikt tak się nie trząsł nad dziećmi jak dziś – tłumaczyła. – Wyrosły zdrowe, na tetrowych pieluchach, starsze młodszych pilnowały i dobrze było.
– Ja jednak pani podziękuję – powiedziałam i odprowadziłam ją do drzwi.
– Ale dlaczego mnie pani nie chce? – dziwiła się. – Mam doświadczenie, lepszej niańki pani nie znajdzie!
Wydrukowałam ogłoszenia, że poszukuję opiekunki do dziecka i porozwieszałam je na słupach.
Pierwsza zadzwoniła bezrobotna młoda dziewczyna po szkole policealnej
– Ile pani płaci za pilnowanie dzieciaka? – spytała w pierwszych słowach.
– Osiem złotych za godzinę, takie są stawki w tej okolicy, ale muszę najpierw panią poznać – zastrzegłam.
– E, nie, za takie grosze ja się nie będę użerać z brzdącem. W Warszawie nianie zarabiają po dwa tysiące złotych – odparła i rozłączyła się.
Druga kandydatka była emerytowaną nauczycielką. Niestety okazało się, że to schorowana kobieta. Ledwie zdołała wejść do nas na drugie piętro.
– Obawiam się, że to za ciężka praca dla pani – powiedziałam.
– Wcale nie, poradzę sobie – zapewniała. – Takie małe dziecko to wystarczy kołysać w wózku, żeby spało.
Nie pomogły tłumaczenia, że Kacperek już raczkuje i trzeba się nim zajmować więcej niż śpiącym niemowlakiem. Tego samego dnia zgłosiła się do nas bezrobotna absolwentka pedagogiki.
– Bardzo lubię dzieci – zapewniała. – Będę mu czytać bajki, chodzić z nim na spacery i nie pozwolę mu nawet zapłakać.
Zadowolona ustaliłam z dziewczyną zakres obowiązków, dogadałyśmy się co do zapłaty i... wróciłam do pracy.
Zaniepokoiło mnie, że każdego popołudnia dziecko zastawałam zapłakane
– Tęskni za panią, to normalne, za kilka dni się przyzwyczai – zapewniała niania.
Miałam wyrzuty sumienia, że przeze mnie mój synek codziennie płacze. „Może jednak za wcześnie wróciłam do pracy?” – zastanawiałam się.
– Zostaw w domu włączoną kamerę i upewnij się, że ta opiekunka właściwie zajmuje się dzieckiem – poradziła mi koleżanka w pracy.
I tak zrobiłam...
– Kacperek zjadł zupkę, spał, bawił się, byliśmy na spacerze – opowiadała niania, gdy wróciłam do domu.
Wieczorem razem z mężem włączyliśmy nagranie i... oniemieliśmy.
Niania położyła Kacpra na dywanie w salonie, rzuciła mu grzechotkę, a sama rozmawiała przez telefon
Mały pełzał po podłodze i zbierał do buzi wszystkie śmieci. Uderzył się o kant krzesła i rozpłakał, a wtedy niania wyniosła go do drugiego pokoju i zamknęła drzwi. Potem zaczęła grzebać w naszych rzeczach! Przez cały czas słychać było płacz naszego synka. Najciekawszy był moment, gdy niania ubrudziła koła spacerówki ziemią z doniczki i przestawiła wózek w drugą stronę.
– A nam wmawiała, że codziennie spaceruje z małym! – złościł się Marek.
– Podła dziewucha! – ledwie powstrzymywałam łzy. – Marek, co my teraz zrobimy? Przecież rano trzeba iść do pracy!
Ubrałam małego i wyszłam z nim na spacer. Pod blokiem spotkałam mamę mojej przyjaciółki, od lat mieszkającej w USA.
– Jaki fajny bobas! – zawołała, pochylając się nad wózkiem. – Moje wnuki są daleko i tak rzadko je widuję – wyznała.
– A ja właśnie szukam niani dla tego bobasa – powiedziałam.
– Ojej, Beatko, to może ja bym mogła?!
– A pani nie pracuje w kiosku? – zdziwiłam się.
– Już nie, właściciel go zlikwidował, a ja zostałam bez pracy – wyznała smutno.
– To świetnie się składa... – uśmiechnęłam się serdecznie.
I tak pani Helenka, osoba zaufana, którą znam i lubię, została opiekunką Kacpra. Od początku nawiązała z nim dobry kontakt. Z radością obserwuję, jak synek przytula się do nowej cioci. Wychodzę do pracy spokojna, bo wiem, że zostawiam dziecko pod dobrą opieką.
Beata, lat 29
Czytaj także:
- „Marzyłam o drugim wnuku, ale nie sądziłam, że już go mam. Córka ukryła, że urodziła bliźniaki i jednego oddała do adopcji”
- „Syn mając 17 lat zaliczył >>wpadkę
- „Mój synek nie może spać, odkąd mąż zaprowadził go do trumny dziadka. Czy dziecko powinno oglądać takie rzeczy?”