„Nauczyciele twierdzą, że mój syn jest hakerem i włamał się do szkolnego dziennika! Nie wierzę im, Krzyś mówi, że to nie on”
Nie potrafią sobie poradzić z własnym systemem komputerowym! Pewnie sami coś zepsuli, a czepiają się mojego Krzysia. Wychowawczyni coś tam mówiła o dowodach, o nagraniach z monitoringu, ale to przecież jeszcze nic nie znaczy, wszystko w dzisiejszych czasach można spreparować.
- redakcja mamotoja.pl
Mój syn przestępcą? Nie! To niemożliwe. Krzyś to niesłychanie grzeczne i spokojne dziecko. Całymi dniami siedzi tylko przy komputerze. Kolegów do domu nie sprowadza, sam nigdzie nie łazi. No po prostu anioł!
Co ta kobieta opowiada?! Stałam i słuchałam słów nauczycielki, starając się zachować spokój, ale w środku aż się we mnie gotowało. Jak ona śmie? Mój synek? On nigdy nie zrobiłby niczego podobnego! To wszystko wina tej szkoły, tych nauczycieli – nieudaczników, to oni nie dopilnowali, zrobili z mojego Krzysia przestępcę…
– Przepraszam, spieszę się do pracy – warknęłam, przerywając kobiecie w pół słowa, odwróciłam się na pięcie i odeszłam.
Nie zachowałam się najgrzeczniej, wiadomo, ale przecież w tej sytuacji, kiedy ona roztaczała przede mną wszystkie te czarne wizje, jak mój Krzyś ląduje w więzieniu, miałam pełne prawo być zdenerwowana. Uspokoiłam się dopiero na parkingu, kiedy stanęłam przy swoim samochodzie i zapaliłam papierosa.
Okłamałam nauczycielkę. Nie spieszyłam się do pracy
Specjalnie wzięłam dzisiaj dzień wolny, tak jakbym przeczuwała, że rozmowa w szkole syna tak mnie zdenerwuje, iż nie będę w stanie wysiedzieć całego dnia w biurze. Teraz za to miałam przed sobą pół dnia, które mogłam poświęcić na rozmyślania i podjęcie ostatecznej decyzji, co dalej. Jedno było pewne – Krzyś nie mógł dłużej chodzić do tej szkoły.
Dawno myślałam, że to wylęgarnia narkomanów i nieudaczników. Ktoś taki, jak mój wspaniały syn powinien dorastać w znacznie lepszym środowisku! Westchnęłam ciężko.
Oczywiście gdyby mój były mąż bardziej poczuwał się do roli ojca, stać by nas było na najlepszą szkołę prywatną dla Krzysia, a tak będę musiała jeszcze bardziej zacisnąć pasa, wziąć więcej nadgodzin, może poszukać dodatkowych zleceń, żeby jakoś związać koniec z końcem i opłacić synowi lepszą edukację. Ale która matka postąpiłaby inaczej?
Od kilku lat wychowuję Krzyśka sama
Z jego ojcem jakoś nie było mi po drodze. Dziś nie potrafię powiedzieć nawet, jak ja mogłam związać się z kimś takim. Chyba zawiodła mnie kobieca intuicja albo po prostu tak bardzo chciałam wyrwać się z rodzinnego domu, że wyszłam za pierwszego lepszego człowieka, który okazał mi odrobinę zainteresowania.
Kiedy po czterech latach Paweł powiedział, że ma dość i odchodzi do innej kobiety, przez chwilę tylko czułam się opuszczona i bezradna. Później z właściwą sobie energią zamknęłam ten rozdział w moim życiu i przelałam wszystkie uczucia na syna. Od początku było wiadomo, że Krzyś zostanie przy mnie. Kto inny byłby w stanie zaspokoić wszystkie jego potrzeby i tak o niego zadbać… Ten mój wiecznie niedojrzały mąż? Wolne żarty!
Zresztą Paweł nie domagał się uczestnictwa w wychowywaniu syna. Myślę, że ta nagle zwrócona wolność była mu na rękę. Wszem i wobec powtarzał, że po rozwodzie czuje się wspaniale, bo wreszcie nic nie musi. Nie to co ja.
Kobiety nie są takie beztroskie
Ja zawsze znałam swoją misję w życiu. Wiedziałam, że muszę wychować Krzysia na chłopca, który sobie poradzi. Szkoła? Sama skończyłam dwie i co mi to dało? Pracuję jako księgowa w marnym biurze! Moją szefową jest dziewczyna zaraz po jakiejś tam szkole marketingu, za to z nogami do nieba i buzią jak z żurnala.
To jest to, co liczy się w dzisiejszych czasach! Komputer, języki – to jest ważne. Cała reszta to zawracanie głowy! Dlatego kiedy Krzysiek zażyczył sobie na dziesiąte urodziny drogą konsolę, długo się nie zastanawiałam. Nie znam się zbytnio na tych sprawach, jak ja chodziłam do szkoły, to komputer służył głównie jako maszyna do pisania albo kalkulator, ale wiem, że teraz dzieciaki od małego są nauczone posługiwania się myszką i klawiaturą.
Mój Krzyś nie może być gorszy, żeby potem problemów w życiu nie miał! Dlatego na jego pierwszą konsolę wzięłam kredyt. Żeby go spłacić, musiałam pracować również popołudniami. To nie był łatwy rok. Rano szłam do biura, potem w biegu gotowałam obiad i szłam – do drugiego biura, gdzie liczyłam faktury.
Krzysiek w tym czasie miał przykazane nigdzie nie wychodzić i być grzecznym. I słuchał się, nie powiem. Poprosiłam sąsiadkę, żeby od czasu do czasu do niego zajrzała, to mówiła mi, że nic tylko siedzi przed ekranem.
Cichutko, żadnych wybryków – cud chłopak, na co tu narzekać?
Nic dziwnego, że po niespełna roku mojemu synowi konsola się znudziła. Rozumiem to. W końcu, jak on dzień w dzień, całymi popołudniami siedział z tym sprzętem, to i dorosły miałby dość. Zaczął mnie męczyć o laptopa. Tłumaczył, że wszyscy koledzy mają, że dzięki temu lepiej im idzie na informatyce, że pani z historii też każe to czy tamto sprawdzić w internecie…
Rozumiem, takie czasy. Nie było wyjścia. Kolejny kredyt, jeszcze więcej zleceń. Ale w naszym domu pojawił się nowy sprzęt. Krzysiek szalał z radości. Warto było spełnić jego marzenia.
Teraz Krzysiek już w ogóle przestał wstawać od komputera
Nigdy nie miał zbyt wielu kolegów, ale od czasu, jak kupiłam tego nowego laptopa, to już wszelkie kontakty się urwały. Nie powiem, byłam z tego nawet zadowolona. Koledzy to wiadomo: różni mogą być. Już ja wolałam, jak mój chłopiec siedział w domu i grał w te swoje gry. Przynajmniej miałam go pod kontrolą. Wiedziałam, że nie sięgnie po papierosy albo się nie zakocha. Dziewczyny to teraz też nic dobrego, nieraz widziałam w telewizji. Już lepiej niech się od nich mój Krzyś też trzyma z daleka.
Nigdy nie miałam nic przeciwko temu, żeby mój syn całe dnie spędzał przed ekranem
Ma chłopak do tego dryg i tyle. Mojego niepokoju nie wzbudził nawet fakt, że pewnego dnia, w pierwszej klasie gimnazjum, zostałam wezwana do szkoły. Nauczycielka skarżyła się, że mój syn opuszcza pierwsze lekcje, a na pozostałych też wygląda na zaspanego.
– Powinna pani uważniej przyjrzeć się stylowi życia Krzysia – mówiła. – Może za późno kładzie się spać albo ma niedobory jakichś minerałów? Może warto byłoby wybrać się z nim do lekarza?
Przez kilka godzin po tej rozmowie miałam zamiar zająć się tym problemem na poważnie, ale później... Wiadomo, jak to jest, jakoś wyleciało mi to z głowy, miałam tyle swoich spraw. Raz czy dwa, kiedy mi się przypomniało, zajrzałam do pokoju Krzysia. Siedział przed ekranem, na biurku leżały równo ułożone książki. Czegóż chcieć więcej?
Przypominałam, żeby się położył najwyżej za kilka minut, bo jest już późno i będzie następnego dnia niewyspany w szkole. A on potwierdzał, że tak właśnie zrobi, po czym dawał mi buziaka na dobranoc i ja spokojna szłam do siebie. Krzysiek nigdy mnie nie okłamał, nie miałam powodu sądzić, że skoro powiedział, iż najpóźniej za godzinę będzie w łóżku, to tego nie zrobi i zostanie przed komputerem dłużej!
A jednak teraz, jak o tym myślę, zaczyna mnie dręczyć niepokojąca myśl, że może jednak byłam zbyt naiwna, że może Krzysiek wcale się nie kładł, tylko – tak jak twierdzi teraz ta nauczycielka – rzeczywiście całe noce spędzał przed komputerem?
Szybko jednak odpędziłam tę myśl od siebie. Nawet jeśli, cóż z tego! Dzieciaki teraz robią nocami nie wiadomo co, a on tylko się uczył! Taki komputer to przecież nie jest byle co, w jeden wieczór człowiek tego nie opanuje.
Jeśli chce do czegoś dojść w tym zawodzie, musi ćwiczyć
Krzyś rzeczywiście ćwiczył informatykę z zapałem i wkrótce był to – muszę przyznać – jedyny przedmiot, z którego mój syn przynosił dobre oceny. W drugiej klasie ledwie wyżebrałam u nauczycieli, żeby go przepuścili. Obiecał mi wtedy, że się poprawi, że całe wakacje będzie się uczył… Wyszło inaczej.
Trafiła się okazja, mógł wyjechać do mojej siostry do Irlandii na kilka tygodni – nie mogłam przecież wymagać, żeby zamiast korzystać z uroków wakacji za granicą wkuwał matmę albo polski! Odpuściłam. Tym bardziej że coraz mniej byłam przekonana, że którykolwiek z przedmiotów, których uczą go w szkole do czegokolwiek mu się w dorosłym życiu przyda.
Byłam dumna, że Krzyś już teraz, jako nastolatek, potrafił zarobić na swoje potrzeby, reperując komputery sąsiadom czy rodzinie. Wprawdzie pewnego razu moja siostra zażartowała:
– To widzę, że mamy w rodzinie młodocianego hakera. W kilka minut pokazał mi, jak się włamać na pocztę mojej córki.
Puściłam jednak tę uwagę mimo uszu. Prawdę powiedziawszy, za dobrze nawet nie wiedziałam, o co chodzi i kto to taki ten cały haker.
„A siostra, pewnie zazdrosna” – pomyślałam wtedy nawet. Jej córeczka tylko jakieś konkursy, recytowanie, tańczenie – czy kto widział z czegoś takiego realne pieniądze? Tymczasem mój Krzysiek wydawał się naprawdę znać na tym, co teraz ważne. Ciągle tylko siedział i dłubał w tych swoich komputerach, oczywiście coraz nowszych!
Zarobić na te jego potrzeby musiałam, wiadomo, ja
Ale przecież nikt na moim miejscu, by dziecku nie odmówił. Jeśli chłopak ma talent, jak go nie wspierać? Kilka miesięcy temu zatrudniłam się więc na dodatkowym etacie, żeby spłacić najnowszy sprzęt, który ostatnio kupiliśmy. Nie miałam czasu wszystkiego dopilnować. I nagle coś takiego!
Kiedy kilka dni temu zobaczyłam, że dzwonią ze szkoły, początkowo nie miałam zamiaru odbierać.
„Zawracanie głowy” – pomyślałam. „Znowu pewnie będzie, że Krzyś to ten najgorszy, słabo się uczy, a reszta to anioły”.
Kiedy jednak wychowawczyni zadzwoniła do mnie jeszcze kilka razy i nagrała się na pocztę głosową – nie miałam innego wyjścia.
Musiałam pofatygować do niej i zmierzyć się z prawdą
I oto stałam teraz ogłupiała na parkingu i kompletnie nie wiedziałam, co robić. To, co usłyszałam, po prostu wbiło mnie w ziemię. Otóż zdaniem nauczycielki mój Krzyś włamał się do szkolnego serwera, tam, gdzie zapisywane są oceny uczniów i... podostawiał piątek, czwórek, wykasował jedynki i uwagi. Jednym słowem – narobił tam niezłego bigosu!
Przyznam się wam do czegoś – początkowo nawet, kiedy to usłyszałam, poczułam dumę. W końcu nie każdy szesnastolatek byłby do czegoś takiego zdolny. Po kilku minutach przyszło jednak opamiętanie, zwłaszcza kiedy wychowawczyni lodowatym tonem powiedziała, że w tej sprawie została do szkoły wezwana policja. Poczułam, że to nie przelewki.
Jedyne, co mogłam zrobić, to po prostu uciec stamtąd pod byle jakim pretekstem, co uczyniłam. Nie wiem, na co liczyłam. Przecież takie sprawy nigdy nie rozchodzą się po kościach. Naprawdę nie miałam jednak pojęcia, co robić! W panice zadzwoniłam do Krzysia.
– Synku, jestem właśnie pod twoją szkołą – wydusiłam zdenerwowana.
W tle słyszałam odgłosy jakiejś strzelaniny. Uff, to na szczęście tylko gra komputerowa. A więc Krzysiek jest w domu, spokojnie bawi się na komputerze. Emocje powoli zaczęły ze mnie opadać. Mój syn, zresztą jak zwykle, potrafił mnie uspokoić:
– Ale co się stało, mamo? – spytał. – Po co poszłaś do mojej szkoły? Bo jeśli chodzi o te kilka nieusprawiedliwionych pierwszych godzin, to wiesz, uczyłem się do późna i…
– Nie, nie, synku, nie chodzi o te lekcje – w nawale tych wszystkich kłopotów ta sprawa zupełnie wyleciała mi z głowy. – Chodzi o coś znacznie poważniejszego. Muszę iść teraz do pracy, ale wieczorem porozmawiamy. Wychowawczyni twierdzi, że podrobiłeś jakieś oceny, że włamałeś się do sieci w szkole i że grozi ci... – głos zaczął mi się łamać, gdy przypomniałam sobie te wszystkie okropieństwa, które wygadywała na mojego syna ta kobieta.
– Do sieci w szkole? – Krzysiek zaśmiał się po drugiej stronie słuchawki. – Ale przecież ja nie jestem hakerem, mamo! System przecież jest, no – powinien być – zabezpieczony jakimiś hasłami, firewallem… – potem padło kilka słów, których nie zrozumiałam.
Nieważne. Najważniejsze dla siebie informacje już usłyszałam.
– Więc to nie ty? – szepnęłam.
– No pewnie, że nie ja, mamo – odpowiedział mi pewnym głosem Krzysiek.
– To dobrze, kochanie – powoli zgasiłam kolejnego papierosa, którego zapaliłam odruchowo, zapominając o obietnicy danej sobie kilka dni temu, że postaram się chociaż ograniczyć palenie. – Teraz muszę iść do pracy, ale później porozmawiamy i coś wymyślimy. Nie zamierzam tego tak zostawić.
W najbliższych dniach nie mam czasu. Muszę pracować na dwa etaty, wiadomo, jak teraz szybko starzeje się sprzęt elektroniczny. Jeśli chcę, żeby mój syn miał to, co najlepsze dla jego edukacji informatycznej, muszę się postarać. Każda matka by tak postąpiła na moim miejscu. Ale później, kiedyś…
Tak, później pomyślę, jak ich ukarać. Tych wszystkich nauczycieli, którzy nie potrafią sobie poradzić z własnym systemem komputerowym! Pewnie sami coś zepsuli, a czepiają się mojego Krzysia. Wychowawczyni coś tam mówiła o dowodach, o nagraniach z monitoringu, ale to przecież jeszcze nic nie znaczy, wszystko w dzisiejszych czasach można spreparować. Ja się nie dam. Krzyś nie jest żadnym hakerem, co to to nie! Sam mi to powiedział. A komu mam wierzyć jak nie swojemu synkowi?
Hanna, lat 38
Czytaj także:
- „Miałam oddać szpik swojemu siostrzeńcowi, kiedy… zaszłam w ciążę. Musiałam dokonać przerażającego wyboru”
- „Mój mąż myślał tylko o pracy i pieniądzach. Doszło do tego, że nasz syn chciał mu… zapłacić, żeby spędzał z nim czas”
- „Rodzice nigdy się mną nie interesowali. Zarabiali góry pieniędzy i myśleli, że to wystarczy. Pozwałam ich o alimenty”