Reklama

Udaję nawet przed moją siostrą i szwagrem, że w kościele czasem bywam. Może nie co niedzielę, ale coś musiałam im powiedzieć, kiedy poprosili mnie na chrzestną. Głupio mi tak przed nimi, bo oni nawet głowami kiwają, że my z Darkiem mieszkamy na kocią łapę już pół roku. Okłamaliśmy ich, że już się zaręczyliśmy i że oczywiście ślub niebawem.

Reklama

Chcę być chrzestną, ale muszę nakłamać

Nie mam w zwyczaju oszukiwać ludzi, ale przyparli mnie do muru. Kocham Marcelka jak własnego synka, nie chcę też zawieść siostry. Zależy mi na byciu chrzestną, tylko problem polega na tym, że mi z kościołem trochę nie po drodze.

Najpierw będę musiała nakłamać na spowiedzi, że niby żałuję za grzechy i takie tam. Pomijam fakt, że spowiedź i komunia to dla mnie szopka. Księdzu powiem, że praktykuję i że z narzeczonym planujemy ślub. Przemilczę konkubinat, antykoncepcję i inne grzeszki z przeszłości. No bo nie uwierzę, że ludzie to się tak ze wszystkiego zawsze spowiadają. Miałabym wyciągać przed księdzem jakieś brudy ze szczenięcych lat, typu używki, imprezy i romans z żonatym? Niby po co? Lepszą chrzestną od tego nie będę.

Zrobię z siebie świętoszkę. Trochę mi jednak wstyd.

Czy to wypada? Czy mogę zostać chrzestną siostrzeńca, nawet jeśli nie jestem taką dewotką jak moja siostra? Marzę o tym, żeby Marcelek mnie pokochał jak drugą mamę, chcę być obecna w jego życiu we wszystkich ważnych momentach. To chyba nic złego?

Dorota
Od Redakcji: Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.
Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama