Reklama

Ignaś urodził się w terminie, pulchniutki i zdrowy jak rydz. Byłam taka dumna. Jeszcze w ciąży postanowiłam, że nigdy nie pozwolę na trucie mojego synka lekami i szczepionkami. Kto wie, jakie świństwa się do nich dodaje! Mój mąż mi przytakiwał, sam też unikał chemii w jedzeniu i leków na receptę. Ale kiedy Ignaś już przyszedł na świat, coś mu się pomieszało w głowie! Z tego wszystkiego postanowił mnie oszukać! Ale dlaczego zaryzykował zdrowie naszego dziecka?

Reklama

Ignaś był zdrowym dzieckiem. Do czasu

Jestem zdeklarowaną przeciwniczką szczepionek. Rodzice szczepili mnie na wszystko, na co się dało 30 lat temu, a i tak nie uchroniło mnie to przed chorobami. Bardzo ciężko przeszłam ospę i co chwilę łapałam infekcję. Do dziś mam im to za złe. Po co mnie szprycowali jakimiś wymysłami koncernów farmaceutycznych? Tylko osłabili mi odporność!

Z moim dzieckiem miało być inaczej. Od początku ciąży jadłam tylko warzywa i owoce, żadnej chemii ze sklepów! Piotrek trochę krzywo na mnie patrzył, podtykał mi jakieś świństwa, gulasze, nawet dziczyznę od znajomego załatwił. Mama dowoziła mi rosołki. Ale się nie dałam! Śmiałam im się tylko w twarz i powtarzałam, że nie tknę niczego, co pochodzi od zwierząt albo jest naszprycowane chemią. To ja jestem matką i sama wiem, co jest najlepsze dla mojego dziecka.

Po porodzie przyznaję, oszalałam na punkcie Ignasia. Oczywiście karmiłam go piersią, żywiłam się sałatą i gotowaną marchwią, wszystko musiało być sprowadzane z ekologicznych sklepów. Piotrek nie był zadowolony, ale nic nie mówił. Zresztą i tak nie zamierzałam pytać go o zdanie! Tylko raz mi się postawił, kiedy Ignaś bardzo kasłał i lekarz przepisał wziewne sterydy. Co za konował!
– Marta, to już nie jest zabawne. Lekarz wie, co robi – mówił mi wtedy Piotrek z wyrzutem. Akurat! Sterydy dla takiego maluszka? Jak tak można?

Oczywiście nie zgodziłam się na podanie leków mojemu synkowi, mąż musiał to przeboleć. Sama wyleczyłam Ignasia, karmiąc go moim mlekiem.

O szczepieniach w zasadzie nigdy nie rozmawialiśmy z mężem. Piotrek znał moje zdanie, coś tam pomrukiwał, kiedy w szpitalu odmówiłam zaszczepienia Ignasia, ale co z tego? W ogóle mnie nie interesowały jego wątpliwości. Przecież zdrowie mojego synka było na pierwszym miejscu. Kiedy moja mama próbowała mnie wypytywać i przekonywać, od razu ucinałam dyskusję:
– Ty mnie zaszczepiłaś i teraz popatrz – nie ma roku bez kataru albo anginy. Ja tak nie zniszczę zdrowia mojego dziecka! – denerwowałam się, bo miałam naprawdę dość ciągłych przytyków. Jak w ogóle można wstrzykiwać coś takiemu maluszkowi i potem spać spokojnie?

Zrobili to wbrew mojej woli!

Tamtego dnia Piotrek od rana dziwnie się zachowywał. Wziął Ignasia rano na ręce, przewinął, bawił się z nim. To mu się raczej nie zdarzało. Jakby chciał mnie uspokoić, że się wszystkim zajmie, bo ja miałam akurat wyjechać na jeden dzień w delegację. Dopiero potem sobie przypomniałam, że poprzedniego dnia wieczorem mama dzwoniła z pytaniem, czy w czymś mi nie pomóc przed wyjazdem i że jakby co, to ona jest w gotowości. Oni to wszystko wcześniej zaplanowali!

Wyjechałam spokojna. Kiedy wróciłam późnym wieczorem, zastałam Piotrka z Ignasiem na rękach. Mały płakał, był rozpalony. Wpadłam w panikę, zaczęłam o wszystko pytać: co jadł, gdzie byli, czy ktoś był u nas w domu... Mąż zaprzeczał, plątał się, że nic złego się nie działo, że tylko moi rodzice wpadli z krótką wizytą, a Ignaś wieczorem po prostu nagle źle się poczuł. Od razu wyczułam, że coś jest nie tak. Wiedziałam, że kłamie.

Prawda wyszła na jaw, kiedy zaczęłam tulić Ignasia i przebierać go w piżamkę. Zobaczyłam wielki czerwony ślad na jego ramionku i zaniemówiłam. Rozpłakałam się, bo już wiedziałam, co się stało. To był ślad po szczepieniu. Piotrek w końcu się przyznał, pojechał do przychodni razem z moimi rodzicami. Pod moją nieobecność! I go zaszczepili, mojego małego synka! W nerwach mąż krzyczał nawet, że zachowuję się jak nawiedzona i on nie pozwoli narażać zdrowia Ignasia. Wymsknęło mu się też, że dał mu wtedy te sterydy, kiedy spałam!

Tak się wściekłam, że zamknęłam się z dzieckiem w pokoju. Od tamtego czasu nie odzywam się do męża, telefonów od mamy nie odbieram. Minęło już kilka tygodni, a ja nie mogę uwierzyć, że najbliższe osoby zrobiły coś takiego małemu dziecku. Mam tylko nadzieję, że Ignaś mimo wszystko będzie zdrowy.

Marta

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama