„Nie myślałam, że mój były mąż zawlecze nas do sądu. To było jak zły sen, jak koszmar”
Wojtuś był w siódmym niebie, kiedy mój były mąż zaczął się nim interesować. Tata, który od dwóch lat niemal nie istniał w życiu małego, teraz zaczął pojawiać się regularnie, nawet częściej niż określał to wyrok. Niestety okazało się, że mój były ma w tym konkretny cel.
- redakcja mamotoja.pl
Nigdy nie zamierzałam być wredną byłą, która traktuje dziecko jak kartę przetargową czy środek do karania faceta za rozwód. Chciałam, żeby Wojtek miał kontakt z ojcem, żeby czuł się przez niego kochany, choć ten już z nami nie mieszkał. Niestety, mój były mąż miał inną wizję życia po rozwodzie. Najpierw przeprowadził się do stolicy, a potem w ogóle zniknął z naszego życia. Przestał przyjeżdżać w weekendy wyznaczone przez sąd, nie płacił alimentów. Trudno, myślałam. Dawałam sobie radę sama – z utrzymaniem dziecka i z opieką nad nim. Serce mi jednak pękało, kiedy Wojtek smutnym wzrokiem patrzył na mnie, gdy Irek znowu nie przyjechał, i to bez żadnego wyjaśnienia.
W końcu przestaliśmy czekać
Planowaliśmy sobie atrakcyjne weekendy we dwoje – chodziliśmy na dalekie spacery, wyjeżdżaliśmy za miasto albo jeździliśmy na rowerach, i było nam dobrze, i byliśmy szczęśliwi, mimo że ktoś kiedyś dla nas ważny o nas zapomniał.
Aż pewnego dnia na moje konto wpłynęły pieniądze z opisem „alimenty dla Wojtusia”, a trzy dni później, w sobotę, Irek stanął w drzwiach mojego mieszkania. Akurat wybieraliśmy się z młodym na łyżwy, które stały się ostatnio ulubioną zimową rozrywką mojego syna. Potem, w ramach nadrabiania straconych kalorii, obiecałam mu wyprawę na pizzę. Irek stwierdził jednak, że „ma prawo” zabrać syna i… wezwał policję. Autentycznie.
Czułam się upokorzona, gdy na moim progu stanęło dwóch policjantów. Sąsiedzi na pewno odnotują ten fakt i pójdą plotki po bloku – pomyślałam. No ale nic, wytłumaczyłam funkcjonariuszom sytuację. Zaplanowana wycieczka, nieobecny od prawie dwóch lat ojciec, zawiedzione dziecko, a teraz jeszcze wystraszone… Pokiwali głową, przyznali mi rację i się pożegnali. Irek musiał wyjść zaraz za nimi, ale rzucił na odchodne:
– Nie planuj niczego na za dwa tygodnie, zabieram Wojtka!
Z tatą jest fajnie!
Okej, przygotowałam syna, który skończył raptem siedem lat i tatę pamiętał bardziej z opowieści niż spotkań na żywo. No ale pojechał. W kolejny weekend również. I następny. Gdy wracał, buzia mu się nie zamykała. Z tatą było tak fajnie! Karmił go frytkami i hamburgerami, na śniadanie były lody, a monety do automatu cymbergaja nigdy się tacie nie kończyły! No tak, zaoszczędził przez dwa lata – na butach i kurtce, na dentyście, rowerze – to miał. Nad dietą ubolewałam, ale postanowiłam porozmawiać o tym z byłym przy najbliższej okazji.
W opowieściach Wojtka pojawiła się też tajemnicza ciocia. Przestała być tajemnicą, gdy zadzwoniła do mnie przyjaciółka z niusem, że widziała Irka na mieście z jakąś kobietą. Cóż w tym dziwnego? Rozwiedliśmy się ponad dwa lata temu, może układać sobie życie na nowo. Że młodsza ode mnie? Cóż, typowe.
Tylko ty jesteś moją mamą
Ciocia podobno bardzo polubiła Wojtka. Uwielbiała układać z nim puzzle, przytulała go, kładła spać i całowała na dobranoc. Owszem, poczułam ukłucie w sercu, kiedy o tym opowiadał. Ale zaraz potem pojawiła się racjonalna myśl: ciesz się, że go lubi, a nie zachowuje się jak macocha z bajek, że ma podejście do dzieci.
Weekendy często zamieniały się w „od piątku do poniedziałku”. Pozwalałam na to, bo Wojtek, stęskniony za ojcem, aż piszczał, gdy się dowiadywał, że może spędzić z nim więcej czasu. Poza tym, może „ciocia” przypilnuje, by dieta i rozrywki, jakie mu serwują, były bardziej odpowiednie dla siedmiolatka. W końcu jednak zapaliła mi się w głowie czerwona lampka.
– Ciocia prosiła, żebym mówił do niej „mamo”, kiedy jestem u taty – wyznał mi Wojtek z poczuciem winy. – Ale ja nie mogę. Tylko ty jesteś moją mamą, prawda?
– Prawda, synku – potwierdziłam i postanowiłam rozmówić się z byłym mężem.
U nas będzie mu lepiej
Najpierw zbagatelizował sprawę. Wymigiwał się od zajęcia jakiegoś stanowiska, ale gdy go przycisnęłam, powiedział coś, co sprawiło, że miałam ochotę go pobić.
– Wiesz, Iza nie może mieć dzieci. Pomyśleliśmy więc, że Wojtek mógłby mieszkać u nas i że Iza mogłaby go adoptować, gdybyś zrzekła się do Wojtka praw… U nas będzie mu lepiej, a ty byś mogła odpocząć, no i związać się kimś, byłoby ci łatwiej, gdybyś nie była obarczona dzieckiem, nie sądzisz?
– Słucham? – wycedziłam, gdy już mnie odetkało; dłonie bezwiednie zacisnęły mi się w pięści. – Nie wierzę… Tobie się wydaje, że oddam ci Wojtka jak paczkę? Przecież on cię niemal nie zna! Zostawiłeś go, gdy miał pięć lat, nie wywiązywałeś się z ojcowskich obowiązków. Teraz też ci kiepsko idzie. Fast-foody na okrągło, ogłupiające bajki w telewizji, gry…
– Ciekawe, z kim Wojtek będzie chciał mieszkać. Z matką, która każe mu sprzątać w pokoju, czy z ojcem, który daje mu lody na śniadanie?
– Na szczęście to nie on o tym decyduje, tylko sąd! Wynocha z mojego domu!
Wypchnęłam go za drzwi i dopiero wtedy poczułam, jak bardzo się trzęsę. Osunęłam się na podłogę, płacząc i przeklinając. A to menda. Kanalia! Skąd on się wziął, taki podły, egoistyczny i bezlitośnie głupi? Zawsze taki był? Czy zrobił się taki przy cioci-złodziejce-dzieci? Jak w ogóle mogli pomyśleć o czymś takim? Iza nie może mieć własnych dzieci, więc wezmą moje, już odchowane? To nie szczeniak ze schroniska, na Boga, a nawet wtedy trzeba poważnie przemyśleć decyzję. Tu chodziło o dziecko, o nasze dziecko! Wojtkowi potrzeba stabilizacji, a nie huśtawki emocjonalnej i walki między rodzicami. Nie był trofeum, dodatkiem do idealnej rodzinki, specyficzną dekoracją, ale żywą istotą, o którą trzeba dbać, odpowiednio dbać…
Walka o dziecko – nie tak miało być!
No a ja? Co ze mną? Nie wyobrażałam sobie dłuższej rozłąki z synem. A co dopiero mówić o wyrzeczeniu się własnego dziecka! Kto normalny, obdarzony choć cząstkową empatią, zaproponowałby matce podobny układ?! Oddaj dzieciaka i uwolniona poszukaj sobie faceta? Młodemu będzie lepiej beze mnie? Jakim cudem?! Z takimi wyzutymi z uczuć opiekunami? Chomika bym im nie oddała!
Od kiedy zostałam sama z Wojtkiem, każdy dzień planowałam pod jego kątem – jak zorganizować opiekę, co przygotować do jedzenia, jak dostarczyć go do przedszkola, zerówki, szkoły, jak go odebrać, kiedy odrobić z nim lekcje, co robić po szkole, w weekend, ferie i wakacje… I nagle mam tak po prostu „się zrzec”? Bo ktoś ma takie widzimisię? A jak im się odwidzi, bo słodki Wojtuś zmieni się w marudnego albo pyskatego Wojtka, to co? Oddadzą mi go z powrotem? Jak oni to sobie wyobrażali?!
Zastanawiałam się, czy Irek zdecyduje się na rozprawę w sądzie. Czy jest aż tak zdeterminowany i bezwstydny? Czy będzie mu się chciało? Chciało mu się. Przyszło wezwanie, a ja pojechałam do sądu walczyć o swoje dziecko.
Zawsze będzie jego tatą, czy mi się to podoba, czy nie
Można się było nabrać, słuchając Irka opowiadającego niemal ze łzami w oczach, jak to strasznie kocha syna, jak marzy o tym, by mu zapewnić pełną rodzinę i szczęśliwe życie, wraz z nową partnerką, wkrótce żoną, która też uwielbia Wojtusia. Odstawiał taką szopkę, że nie wiedziałam: śmiać się czy bić mu brawo.
Kiedy przyszło do zadawania pytań, ruszyłam z kontratakiem:
– Jaki rozmiar butów nosi Wojtek? Co zje, nawet gdy nie ma apetytu? Jak ma na imię jego najlepszy przyjaciel? Kogo zaprosił na ostatnie urodziny? Jak wygląda jego ulubiona maskotka? Co lubi czytać przed snem? Ile ma wzrostu? Ile waży? Na co był szczepiony? Czego się boi?
Mój eks wyglądał jak ryba wyrzucona z wody na brzeg. Łapał powietrze ustami i coś tam bąkał, dukał, ale nie umiał odpowiedzieć sensownie na żadne z pytań. A gdy próbował tłumaczyć swoją niewiedzę brakiem kontaktu z synem, tylko bardziej się pogrążał. Sędzia szybko oddaliła wniosek o pozbawienie mnie władzy rodzicielskiej i przeniesienie Wojtka pod opiekę ojca. Jeszcze na koniec palnęła mu takie kazanie, że Irek robił się coraz mniejszy i mniejszy. Czekająca pod salą Iza od razu go dopadła.
– No? Już po wszystkim? Masz go? – rzuciła, jakby chodziło o kupno rozchwytywanego towaru w sklepie.
Owszem, Wojtek nadal jeździ do ojca, ale pod pewnymi warunkami. Zdrowa dieta, odpowiednie dla jego wieku zajęcia, odrabianie lekcji i czytanie lektur szkolnych – dni z tatą mają być zbliżone do tego, co ma w domu. O dziwo, mój były mąż już nie zaprzecza temu, że dziecko powinno jeść też warzywa, a nie tylko frytki i burgery, a oprócz grania na automatach i komputerze powinno ćwiczyć umiejętność czytania oraz pisania. Chyba porzucił na dobre pomysł przejęcia opieki nad synem. Nawet przebąkiwał coś ostatnio, że lepiej zarobiłby za granicą. Mam nadzieję, że jeśli wyjedzie, nie zapomni znowu o Wojtku. Zawsze będzie jego tatą, czy mi się to podoba, czy nie.
Iwona
Przeczytaj też: