„Podsłuchałam rozmowę teściowej. W białych rękawiczkach wykańcza moje małżeństwo! Srodze się na niej zawiodłam”
Kiedy poznałam mamę Kamila, pomyślałam, że zdarzył się cud i trafiłam na teściową idealną. Wdowa od trzech lat, zawodowo czynna, po pracy zajmowała się swoim domkiem z ogródkiem. A potem z nią zamieszkałam.
- redakcja mamotoja.pl
Teściowa oczywiście uwielbiała swojego syna jedynaka, ale bez przesady. Nie wydzwaniała co chwilę, nie żądała-żebrała, żeby spędzał z nią czas, choć byli w stałym kontakcie. Kamil proponował matce pomoc, ale nieczęsto z tej oferty korzystała. Czasem, z racji wieku, choć odnosiłam wrażenie, iż własna nieporadność ją krępuje. Cieszyłam się, że mają taki zdrowy układ.
Ona też chyba od razu mnie polubiła. W każdym razie nigdy nie dała mi odczuć, że jest inaczej, że nie spełniam jakichś tam standardów dobrej synowej. Powtarzała Kamilowi, że ma mnie dobrze traktować, czym dowiedzie, że dobrze go wychowała. Miłe. Na wieść o naszych zaręczynach popłakała się. Wyściskała mnie i wycałowała, ciesząc się, że wreszcie będzie miała córkę. No, sielanka.
Po ślubie stanęliśmy przed wyborem: wynajmować dalej mieszkanie i pakować się w duży kredyt czy zamieszkać u mamy Kamila, żeby uzbierać jak najwięcej na wkład własny i nie spłacać kredytu do emerytury.
– Ja tam uważam, że powinniście jak najszybciej zamieszkać sami – usłyszeliśmy od teściowej. – Po co wam stara baba na głowie? – krygowała się. – Dom i tak kiedyś będzie wasz, ale jak kupicie mieszkanie, nawet na kredyt, to potem możecie wynająć. Albo będzie dla dziecka. No ale jeśli chcecie pomieszkać tu trochę, żeby odłożyć pieniądze, to postaram się wam nie przeszkadzać.
Takie teksty były na porządku dziennym. Ona nie będzie przeszkadzać. Ona się odsunie. To nasze życie, ona nie będzie się wtrącać. Słowa matki Kamila stały w jawnej sprzeczności z tym, czego doświadczały moje znajome mieszkające z teściami. Łatwo też się składa takie obietnice, ale… postanowiliśmy zaryzykować. Trudno odłożyć kilkadziesiąt tysięcy, wynajmując mieszkanie. A tak zostałyby nam tylko rachunki za bieżące zużycie wody, prądu i gazu, więc sporo moglibyśmy odłożyć na kupkę.
Trochę obawiałam się, że z czasem pojawią się problemy jak u innych. „Teściowa myszkuje po naszych rzeczach, bo to jej dom, a ja nie mogę gotować po swojemu, bo to jej kuchnia” – jęczała jedna koleżanka. „Wciąż się kłócimy, bo ja nawet drzwi otwieram i zamykam nie tak, jak trzeba” – mówiła druga. „A moja synkowi śniadanie do łóżka przynosi, nie bacząc, że ja z nim w tym łóżku śpię” – opowiadała trzecia.
Teściowa idealna?
U nas nic takiego się nie działo. Mama miała swój salon i małą sypialnię, my – duży pokój, który trochę przemeblowaliśmy, żeby uzyskać trzy w jednym: namiastkę sypialni, miejsce do pracy i kącik do odpoczynku. W kuchni się nie kłóciłyśmy, bo gotowałyśmy osobno, ale jeśli późno wracaliśmy z pracy, teściowa proponowała nam posiłek, który już naszykowała.
Kiedy zaś o coś się spieraliśmy, mama Kamila stawała po mojej stronie. Zawsze. Oboje jesteśmy cholerykami, więc jak się kłóciliśmy, to aż iskry szły. Na szczęście godziliśmy się równie szybko, jak wybuchaliśmy. No ale czasem nie zdążyliśmy i wtedy zwabiona naszymi krzykami, wkraczała teściowa.
– Szanuj Agatkę i nie podnoś na nią głosu – pouczała syna, choć to ja krzyczałam głośniej.
Wtrącała się tylko w takich sytuacjach. Kamil tłumaczył mi, że mama nie znosi kłótni i zawsze ustępowała tacie, bo nie chciała krzyków w domu. Owszem, to tłumaczyło jej ingerencje, ale czemu zawsze brała moją stronę? Solidarność jajników? Aż taka? Bez analizowania, kto ma rację? Przecież Kamil był jej jedynym dzieckiem, ukochanym synkiem, dziwne… Z jednej strony niby dobrze mieć sojusznika, nawet jeśli kłótnie dotyczyły głupot. Z drugiej, wolałabym, by i w tej materii zachowała neutralność. Kilka razy jej o tym wspomniałam.
– Oj, przepraszam, Aguś, ale wiesz, aż żal słuchać, jak się tacy mądrzy młodzi ludzie sprzeczają. Szkoda nerwów, szkoda życia.
– Ale zawsze stajesz po mojej stronie. Kamilowi jest przykro…
– No dobrze, już nie będę – obiecywała.
I nie dotrzymywała słowa, przez co nasze kłótnie, zamiast szybko wygasnąć, stawały się bardziej zażarte.
– Ciekawe, kiedy wpadnie mamusia, by nazwać mnie chamem i gburem, a ciebie pogłaszcze po główce i przeprosi, że tak źle mnie wychowała – kpił gorzko mój mąż.
Wiedziałam, że go to boli. Boże, nawet ja czułam się niezręcznie, widząc, jak matka go traktuje. Jakby się nie liczył.
– To jej powiedz, że sobie tego nie życzysz. Też wolałabym, żeby się nie wtrącała. Prosiłam ją, żeby się powstrzymała, i to nieraz, ale do niej to po prostu nic nie dociera. Może jak ty…
– Czyli moja matka jest głupia?
– Kamil, nie powiedziałam, że…
– Tylko pomyślałaś? Wielka różnica!
A więc ta jej życzliwość wobec mnie jest na pokaz?
Każda kłótnia zaczynała wyglądać w ten sposób. Zaczynało się od drobiazgu, ale wcześniej czy później temat schodził na teściową i temperatura rosła. Wtedy jak na wezwanie matka Kamila stawała w drzwiach, błagając, żebyśmy się nie kłócili. Potem mnie przytulała, przepraszała, a Kamila szorstko karciła.
– Mamo, damy sobie radę, musimy coś przedyskutować – mówiłam, podczas gdy mój ukochany próbował zabić mnie wzrokiem.
I już wiedziałam, że zamiast parominutowej sprzeczki czekają mnie ciche dni w jednym pokoju z obrażonym mężem, który uniesie się dumą po wygłoszeniu ostatniego słowa w stylu: „I co, zadowolona jesteś? Znowu ty jesteś ta dobra, a ja ten zły”.
Nie wiedziałam, jak wyjść z tego błędnego koła, które kręciło się coraz szybciej. Zapominaliśmy o powodzie sporu i zaczynaliśmy się kłócić o jego matkę. Paranoja. Miałam już tego dosyć i postanowiłam porozmawiać z teściową poważnie, najlepiej przy Kamilu. Poszłam do jej części domu. Rozmawiała przez telefon, więc przystanęłam pod drzwiami, nie chcąc przeszkadzać.
– Tak, tak, zawsze się wtrącam. I zawsze staję po jej stronie. Tak, tak… Kłócą się coraz częściej, he he. W końcu jej albo jemu nerwy puszczą. Miałaś rację, trzeba sposobu… A jak tam twój synek? Rozwód już się skończył? Jeszcze podział… Oj, to wyciągnie od niego ostatni grosz. Dajcie spokój, ludzie…
Zamurowało mnie. Jak…? Jak można być tak… tak podstępną? Nie wiedziałam, co robić: biec po Kamila czy podsłuchiwać dalej, by nie uronić ani słowa. Podsłuchiwałam. Skoro ona nie grała fair, ja też nie zamierzałam.
Idealna teściowa? Akurat! Już wolałabym otwartą wrogość niż tę fałszywą przychylność, przynajmniej wiedziałabym, na czym stoję. Ta psychopatyczna mamuśka od początku to sobie zaplanowała i z uśmiechem na ustach mordowała nasze małżeństwo. Mnie zagłaskiwała na śmierć, syna karciła i odpychała, a wszystko po to, by nas poróżnić na dobre, byśmy się rozstali! Nie mieściła mi się w głowie taka wykalkulowana podłość. I było mi bardzo przykro.
Nałogowo przeglądam oferty biur nieruchomości
Zaczęłam przeglądać oferty biur nieruchomości. Nałogowo. Szukam jakiejś perełki, której Kamil nie będzie się umiał oprzeć. Bo musimy się wyprowadzić, inaczej teściowa w końcu osiągnie swój cel. Zaczniemy się kłócić o nią, przez nią, o drobiazgi, o pryncypia, o wszystko. Kusiło mnie, by powiedzieć Kamilowi, co podsłuchałam, ale bałam się, że mi nie uwierzy, biorąc pod uwagę napiętą sytuację między nami. Ja też nie wierzyłam własnym uszom. Ja też nie mogłam się pogodzić ze świadomością, że matka mojego męża to mistrzyni hipokryzji. Jemu będzie jeszcze trudniej. Potrzeba czasu i strategii, by zobaczył to, co ja już wiedziałam.
Dlatego robię dobrą minę do złej gry, choć nie jest mi łatwo udawać, że niczego nie słyszałam. Zaciskam zęby i milczę, ale do dawnej serdeczności zmusić się nie potrafię, aż tak dobrą aktorką jak ona nie jestem.
Gdy się spieramy z Kamilem, staram się nie podnosić głosu, żeby nie prowokować teściowej do interwencji, a kiedy to robi, stanowczo wypraszam ją z naszego pokoju. Mówię, że nie potrzebujemy świadków ani adwokatów, bo kochamy się nad życie, ale teraz musimy dać upust emocjom. Poza tym zaraz będziemy się kochać na zgodę, więc, zamiast nas uciszać, niech lepiej zrobi głośniej telewizor.
Kamil na początku był zaskoczony, a nawet podejrzliwy wobec mojej nowej taktyki, ale niedawno stwierdził, że bardzo mu się podoba, zwłaszcza ten seks na zgodę.
– Myślę, że musimy szybko kupić własne mieszkanie, żeby tam kłócić się, ile wlezie – powiedział wczoraj wesoło, przyciągając mnie do siebie, gdy za teściową i jej chybioną misją zamknęły się drzwi.
Co nie zmienia faktu, że mam dreszcze na myśl, z kim żyję pod jednym dachem. Że w obronie naszego szczęścia muszę toczyć wojnę psychologiczną z kobietą, która kocha swojego syna egoistyczną, wypaczoną miłością.
Zobacz także: