Reklama

W weekendy razem z mężem lubimy jeść na mieście, to dla nas duża przyjemność po ciężkim tygodniu pracy. Przynajmniej nie kłócimy się o to, kto tym razem gotuje obiad. Wcześniej, gdy byliśmy parą, randki w lokalach na rynku były naszą weekendową tradycją. Teraz dołączyły do nas dzieci.

Reklama

Takie wykluczenie w XXI wieku?

Odkąd jesteśmy rodzicami, do naszych ulubionych knajpek idziemy z całą gromadką. Niestety, nasza ostatnia wizyta w kawiarni była dla nas wyjątkowo przykrym doświadczeniem. Był piękny i słoneczny dzień, a ja nie chciałam siedzieć z dziećmi w domu. Maciek był w delegacji, więc postanowiłam zabrać ich na lody. Wybraliśmy się do kawiarni, o której w pracy słyszałam wiele dobrego – że mają pyszne desery i przyjemną atmosferę. Jednak kiedy dotarliśmy na miejsce, spotkała nas niemiła niespodzianka. Koleżanka, która polecała mi to modne miejsce, zapomniała wspomnieć o jednym szczególe.

W końcu wybrałam budkę z lodami

Dopiero po wejściu zauważyłam tabliczkę z napisem i przekreślonym rysunkiem małego dziecka. Zostawiłam dzieci przy drzwiach, żeby zapytać o to młodego mężczyznę, który stał za ladą. Pracownik kawiarni uprzejmie wyjaśnił, że polityka lokalu nie pozwala na wstęp osobom poniżej 13. roku życia. Nawet nie chciało mi się z nim dyskutować, przecież to nie jego wina, że szef wpadł na taki pomysł.

Przecież to zwykły lokal!

Czułam się upokorzona, gdy dzieci ze łzami w oczach pytały o lody. Nie umiałam im tego wyjaśnić, więc skłamałam, że popsuła im się zamrażarka. Zrezygnowani poszliśmy dalej szukać miejsca, w którym moglibyśmy się zatrzymać. Ostatecznie skończyliśmy przy budce z lodami, która nie zastąpiła nam rodzinnego wypadu na pucharek lodów, ciastko i kawę. Kiedy już ochłonęłam, dzieci zaczęły pytać o to, co tam się wydarzyło. Jak mam im powiedzieć, że nie mogliśmy tam zostać, bo są dziećmi? Przecież nie jest to miejsce, gdzie serwuje się alkohol. Wszystko wyglądało tam jak w normalnej kawiarni.

Dlaczego dyskryminujemy całe rodziny?

Nie sądziłam, że kiedykolwiek ten problem będzie mnie dotyczył. Teraz nie mogę spać, bo ciągle myślę o tej kawiarni i strefach bez dzieci. Czy naprawdę tak trudno jest zaakceptować, że maluchy są częścią naszego życia? Rozumiem, że niektóre miejsca mogą chcieć zachować pewien poziom spokoju i ciszy, ale czy wykluczanie rodzin z dziećmi jest dobrym rozwiązaniem? Właściciele tych lokali chyba zapomnieli, że też byli kiedyś dziećmi. Takie strefy doprowadzą do większych podziałów, a matki poczują się jeszcze bardziej wyobcowane. Już teraz część moich koleżanek wybiera miejsca ze specjalnym pokojem do karmienia piersią. Dziewczyny mają dość krzywych spojrzeń.

Gdzie mają się tego nauczyć?

Dzieci uczą się poprzez obserwację i udział w życiu dorosłych. Odmawiając im dostępu do miejsc publicznych, odbieramy im szansę na naukę. Nigdy nie dowiedzą się, jak należy zachowywać się w restauracji albo teatrze, jeśli nie będą mogły tam wejść. Jako matka czuję się jak wyrzutek, gdy spotykam się z taką dyskryminacją. Chciałabym, żeby moje dzieci mogły razem ze mną cieszyć się życiem i odkrywać świat bez przeszkód.

Patrycja


Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama