„Niedoszła teściowa rozpowiada w miasteczku, że się sprzedaję. Mści się, bo nie dopuszczam jej do wnuka”
Ludzie bywają wredni. Ale trzeba być silnym, robić swoje i nie oglądać się na to, co ktoś o nas mówi. Bo od tego można zwariować!
- redakcja mamotoja.pl
Niezbyt mi się w życiu układało i chociaż jestem młoda, bo mam niecałe 30 lat, to mój bagaż doświadczeń z trudem udźwignąłby silny tragarz. Fakt, że niektóre sprawy sama zawaliłam, ale większość kłopotów zgotował mi złośliwy los i ludzka zawiść.
Wychowałam się w małym miasteczku, w bardzo biednej rodzinie. Mój tata zajmował się na przemian szukaniem roboty i piciem. Mama pracowała w sklepie, z trudem utrzymywała mnie i mojego brata. Może nie głodowaliśmy, ale mam prawo powiedzieć, że wiem, co to bieda.
Moi rodzice byli, jak to się teraz ładnie nazywa, niezaradni życiowo. Zdarzały się okresy, że pracowali oboje, a mimo to nie udało im się nic odłożyć na czarną godzinę. Co więcej, brali kredyty bez sensu, przejadali je, nie patrzyli na oprocentowanie i w efekcie popadali w coraz większe zadłużenie, a pieniędzy wciąż brakowało.
Mój brat, starszy ode mnie o trzy lata, zaraz po zawodówce się ożenił i wyprowadził z domu. Uciekł. Ja marzyłam o tym, by osiągnąć coś więcej niż moi rodzice. Chciałam być kimś! Niestety, marzenia marzeniami, a rzeczywistość rzeczywistością.
Pod koniec liceum poznałam Przemka. Imponował mi, bo pochodził z bogatej rodziny, miał prawo jazdy, a na osiemnastkę dostał samochód. Kiedy zaczęliśmy ze sobą chodzić, wydawało mi się, że jestem na dobrej drodze do realizacji swoich planów. Skończę szkołę, zrobię maturę i wyjdę bogato za mąż. Będę miała lepsze życie… Jakoś umknęło mi w tym wszystkim, że Przemek miał opinię flirciarza i zmieniał dziewczyny co pół roku. Wierzyłam w naszą miłość.
Szybko sprowadził mnie na ziemię
Udało mi się zdać maturę, złożyłam nawet papiery na studia. Co prawda, w pomyślne przejście rekrutacji niespecjalnie wierzyłam, ale chciałam przynajmniej spróbować. A potem pojechałam z Przemkiem na wakacje. No, nie tylko z nim, pojechała cała paczka znajomych, ale to z nim mieszkałam w jednym pokoju…
Pod koniec lipca wszystko się skończyło. Na studia się nie dostałam. Przemek też nie, ale rodzice natychmiast postanowili opłacić mu tryb zaoczny, na który mnie oczywiście nie było stać.
Wiedziałam, że pod koniec września mój ukochany wyjedzie do miasta i oczekiwałam, że zabierze mnie ze sobą. Mogłam tam przecież pracować, może dostałabym się na jakieś studium pomaturalne? Ale on bardzo szybko sprowadził mnie na ziemię.
– Jak ty to sobie wyobrażasz? – zapytał, gdy opowiedziałam mu o swoich planach. – Rodzice dają mi pieniądze na utrzymanie, a nie na kochanki!
Tak, naprawdę to powiedział…
– Po pierwsze, nie jestem twoją kochanką – oburzyłam się. – A po drugie tłumaczę ci przecież, że znajdę tam jakąś pracę, więc będę zarabiać!
– Myślisz, że to takie proste? Naiwna jesteś – prychnął tylko z pogardą.
Byłam, to prawda. Już na tym naszym wspólnym wyjeździe czułam, że między nami nie jest dobrze. Przemek większą uwagę poświęcał kumplom, drinkom i miejscowym dziewczynom niż mnie. No, może poza wspólnie spędzanymi nocami. Za wszelką cenę chciałam go przy sobie zatrzymać…
Po tej rozmowie rozstaliśmy się. To znaczy on mnie zostawił. Marzyłam, że jeszcze do mnie wróci, ale kilka dni później zobaczyłam go z Anetą, moją przyjaciółką. Wzięłam się więc w garść, postanowiłam skupić się na sobie i zaczęłam szukać pracy.
Niestety, w połowie sierpnia dotarło do mnie, że przerąbałam sobie młodość i życie. Byłam w ciąży!
Wiem, mamy XXI wiek, ale w naszym miasteczku panna z dzieckiem w dalszym ciągu traktowana jest z pogardą. Dlatego ukrywałam ten fakt tak długo, jak tylko mogłam. Udało mi się znaleźć robotę w sklepie, gdzie pracowała moja mama. Układałam towary na półkach. Ale kiedy byłam w czwartym miesiącu, mama zorientowała się, że coś jest nie tak.
Strasznie się popłakała, załamywała ręce, że życie sobie zmarnuję, że wszystko stracone. Na szczęście kiedy minął pierwszy szok, zaczęła się zastanawiać, co zrobić, jak mi pomóc.
Miesiąc później moja szefowa też zorientowała się, co się dzieje.
I… zwolniła mnie. Pracowałam na zlecenie, więc nie byłam chroniona. A ona twierdziła, że nie może sobie pozwolić na taką hańbę (tak, to jej własne słowa), a poza tym ja w ciąży przecież nie mogę nosić ciężarów. Chciałam zapytać, czy mogę przymierać głodem, ale machnęłam ręką.
Oczywiście moja ciąża szybko stała się tematem plotek i domysłów w całym miasteczku. Wszyscy wiedzieli, z kim się ostatnio prowadzałam i nikt nie miał wątpliwości, kto jest ojcem dziecka.
W którymś momencie zadzwoniła do mnie stara Kobylarczykowa, mama Przemka, i powiedziała, że chyba nie mam zamiaru wrabiać go w bękarta.
– A coś na ten temat mówiłam? – zapytałam zła. – Coś sugerowałam? Zgłosiłam się po alimenty albo z pretensją? Niech się pani nie boi. To tylko moje dziecko. Ani Przemek nie zobaczy syna, ani pani wnuka.
Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby to powiedzieć. Chyba po prostu byłam już zmęczona spojrzeniami sąsiadów, plotkami i w ogóle ciążą. Prawdę mówiąc, gdyby nie moja mama, nie wiem, jak dałabym sobie radę. A przecież miałam być taka samodzielna!
Nie mogłam zostać w moim miasteczku
Kiedy na świat przyszedł Szymuś, zrozumiałam, że właśnie zaczyna się nowy etap w moim życiu, bo spadła na mnie odpowiedzialność, jakiej sobie w ogóle nie wyobrażałam. I to dało mi kopa do działania.
Co prawda, mama namawiała mnie, żebym wystąpiła o alimenty do Przemka, ale ja uniosłam się honorem. Przez całą ciążę nawet do mnie nie zadzwonił, nie zainteresował się, czy to on jest ojcem. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego. Postanowiłam, że dam sobie radę. A on? Nigdy nie pozna swojego syna i pewnego dnia będzie tego bardzo żałował…
Zarejestrowałam się w urzędzie pracy, dzięki czemu zyskałam ubezpieczenie zdrowotne. A potem zaczęłam robić wszystkie możliwe kursy i szkolenia: opiekunki do dzieci, asystentki stomatologa, kosmetyczki.
Co prawda, w naszym miasteczku nie ma pracy, ale ja już wtedy planowałam wyjechać. Wiedziałam, że tutaj zostać nie mogę. Wszyscy wytykali mnie palcami, a prędzej czy później zaczęliby wytykać także Szymka.
Z ludzi naprawdę wyszła podłość. Nie dawali mi zapomnieć, że mam nieślubne dziecko, ale też zarzucali mi, że… nie utrzymuję kontaktów z jego ojcem i babcią. A czy to ja się od nich odcięłam? Kto bronił matce Przemka do nas zajrzeć albo jemu zadzwonić? Nie pogoniłabym. Ale oni się tylko upewnili, że ich po sądach nie będę ciągać i otrzepali ręce.
To dlatego, kiedy widziałam na ulicy moją niedoszłą teściową, przechodziłam na drugą stronę. Ta kobieta nie zasługiwała nawet na to, by zobaczyć swojego wnuka przypadkiem.
Inna sprawa, że gdyby go zobaczyła, pokochałaby od razu. Szymek to skóra zdjęta z Przemka! Tu nie byłyby potrzebne żadne testy, od razu widać podobieństwo między nimi.
Szymuś miał 3 lata, gdy zostawiłam go pod opieką mojej mamy i pojechałam do miasta z papierami na rozmowę kwalifikacyjną. Wcześniej wysłałam kilka życiorysów i do jednej z firm mnie zaprosili. Udało się!
Dostałam pracę w salonie kosmetycznym, na niezłych warunkach. A ponieważ jestem po liceum ekonomicznym, to nowa szefowa powiedziała, że da mi dodatkowo zarobić, jeżeli poradzę sobie z rachunkami i księgowością. Bardzo się ucieszyłam!
Musiałam jeszcze znaleźć mieszkanie i przedszkole dla Szymka. Z tym ostatnim był największy kłopot, bo nie miałam zameldowania w mieście, a wszędzie było pełne obłożenie. Ale ja potrafię być uparta: chodziłam, chodziłam i wychodziłam. Wynajęłam pokój przy sympatycznej starszej pani, a ona, jak się okazało, pracowała kiedyś w przedszkolu.
I pomogła mi wszystko załatwić!
Pani Danusia niemal spadła mi z nieba
Zaczęłam nowe życie. Łatwo nie było. Rano do przedszkola, potem do roboty, następnie biegiem po Szymka i na zakupy. Bywały dni, kiedy miałam wszystkiego dość. Prawdę mówiąc, gdyby nie właścicielka mieszkania, to chyba nie dałabym sobie rady.
Bo mały oczywiście zaczął chorować. Raz poszłam na zwolnienie, drugi i szefowa już zaczęła nosem kręcić, że taka pracownica do niczego się nie nadaje. Pożaliłam się pani Danusi, bo często wieczorem siedziałam z nią przy herbacie, a ona zaproponowała, że zostanie z małym, kiedy trzeba.
– Doświadczenie mam – uśmiechnęła się do mnie. – W końcu byłam kiedyś przedszkolanką.
– Ale czy to nie za ciężko? – zaniepokoiłam się, bo pani Danusia na moje oko miała już ponad 70 lat.
– Ciężko to mi jest z zakupami – odparła. – Umówimy się tak: ja będę się zajmować chorym Szymkiem, mogę go też odbierać z przedszkola, a na ciebie sceduję zakupy. Dobrze?
Ten układ funkcjonował idealnie. Wreszcie nie musiałam się martwić o synka, a i czasu zaczęłam mieć znacznie więcej. Pani Danusia dosłownie spadła mi z nieba!
Kto opowiada o mnie takie kłamstwa?!
Kiedy po raz pierwszy jechałam w odwiedziny do mamy, byłam z siebie szalenie dumna. Ale małomiasteczkowa społeczność szybko mi przypomniała, że jestem wyklęta.
Już od progu coś mi nie pasowało. Mama była przygnębiona i jakoś tak dziwnie na mnie patrzyła. Nie wiedziałam, o co chodzi, ale moja usłużna koleżanka, ta sama, która mi Przemka zabrała, a którą potem też zostawił, doniosła mi, co o mnie mówią. Otóż po miasteczku poszła plotka, że w mieście pracuję jako… prostytutka!
– Chyba żartujesz?! – nie mogłam w to uwierzyć. – Kto takie bzdury opowiada?
– Matka Szymka – odparła Aneta nie bez satysfakcji. – Nie może ci darować tego dzieciaka. Rozpowiada wszystkim, że przecież nie masz wykształcenia, to niby za co tam żyjesz? Twoja mama pokazała kiedyś w sklepie zdjęcie, jak jesteś z małym na placu zabaw i kobiety komentowały, że ładnie wyglądasz i masz na sobie drogie ciuchy. No i plota poszła.
Przemilczałam fakt, że ubieram się w ciucholandzie, bo nie zamierzam się nikomu tłumaczyć. Ale myślałam, że krew mnie zaleje! Oczywiście natychmiast powiedziałam mamie, żeby się nie przejmowała głupim gadaniem.
Na następną wizytę zabrałam ze sobą… umowę o pracę. Szymka zostawiłam u rodziców, a sama powędrowałam do matki Przemka. On też był w domu, otworzył mi zresztą drzwi, ale nie zamierzałam z nim gadać.
– Możesz poprosić swoją mamę? – powiedziałam tylko, a on bez słowa poszedł do drugiego pokoju.
– Oto moja umowa o pracę – powiedziałam, pokazując jej kartkę. – Mam prośbę, by przestała pani szerzyć na mój temat plotki. Jestem uczciwą dziewczyną i uczciwie zarabiam na swoje życie. Swoje i pani wnuka. Owszem, popełniłam błąd i przespałam się z pani synem, ale to nie powód, by teraz niszczyć mi życie. Uprzedzam, że jeżeli nie przestanie pani mnie szykanować i rozpowiadać bzdur, pójdę z tym na policję. Takie zachowanie jest karalne! – powiedziałam i wyszłam.
Nawet się nie obejrzałam, ale sądząc po jej minie, musiałam ją nieźle zaskoczyć.
Wróciłam do domu i nastawiałam się na ewentualny atak, ale nic się nie wydarzyło.
Dopiero po kilku dniach, gdy już wróciłam do miasta, zadzwoniła moja mama i powiedziała, że stara Kobylarczykowa lata po miasteczku i opowiada, że jestem bezczelna i… zabrałam jej wnuka.
– Mamo, nie przejmuj się… Przecież znasz prawdę – próbowałam ją uspokoić, ale mi przerwała.
– Dziecko, nie zapominaj, że ja tu mieszkam – powiedziała, wzdychając. – I chcę czy nie chcę, muszę tego słuchać. Mam już serdecznie dość.
Nie miałam ochoty na jakiekolwiek kontakty z Przemkiem i jego matką, ale żal mi było mojej własnej mamy. Poza tym przepełniała mnie złość. Bo jak można być tak bezczelnym i opowiadać takie rzeczy?! Dlatego podczas kolejnych świąt znowu zapukałam do mieszkania mojego byłego.
Otworzył mi, ale tym razem nie chciałam rozmawiać z jego matką.
– Mam do ciebie prośbę – powiedziałam. – Nigdy nic od ciebie nie chciałam. Ani pieniędzy, ani pomocy. Od twoich rodziców też nie. Ale teraz cię proszę – powiedz swojej matce, żeby się uspokoiła. Bo ja naprawdę jestem gotowa iść do sądu…
– Powiedziałaś jej, że nigdy nie zobaczy wnuka – najeżył się Przemek, ale ja się tylko roześmiałam.
– Wnuka? Jak tylko się dowiedziała, że jestem w ciąży, to zadzwoniła do mnie, żebym cię nie wrabiała w dziecko. Więc tego nie zrobiłam. Szymek jest tylko mój. Ani ciebie, ani jej nigdy nie interesował. Jak będzie starszy i zapyta, to mu powiem, kim jest jego ojciec. On zadecyduje, czy chce się z wami widzieć czy nie.
Przestało mi już na czymkolwiek zależeć
Od tamtego czasu minęło pięć lat. Ja nadal mieszkam w mieście z panią Danusią. Szymek chodzi do szkoły. Ja kończę kolejny kurs, niedługo zostanę samodzielną księgową.
Do miasteczka już nie jeżdżę. Tata i mama na święta przyjeżdżają do nas albo wszyscy razem jeździmy do mojego brata. Podobno stara Kobylarczykowa nieco spuściła z tonu. Jej synalek nadal jest samotny. Najpierw skakał z kwiatka na kwiatek, a potem się okazało, że wszystkie panny są już zajęte. A jemu z opinią kobieciarza też łatwo nie jest znaleźć kogoś porządnego. Jego matka podobno coraz częściej na niego narzeka. A ostatnio w sklepie pożaliła się, że chyba się już wnuków nie doczeka. Jedna z naszych sąsiadek powiedziała jej wtedy:
– Przecież wnuka już masz. I to fajnego, widziałam na zdjęciach.
Może więc wreszcie miasteczko zaakceptuje fakt, że co prawda urodziłam nieślubne dziecko, ale jestem porządna, uczciwa i pracowita. Chociaż prawdę mówiąc, teraz mi już na tym nie zależy. Dopięłam swego. Jestem kimś. A opinie ludzi mam w nosie!
Kinga, lat 29
Zobacz także:
- „Zaszłam w ciążę z najlepszym przyjacielem męża. Do końca życia będę żyła w strachu, że się wyda”
- „Zaszłam w ciążę tuż przed studiami. Kocham swoje dziecko, ale jest mi żal straconych szans i marzeń”
- „Lekarz powiedział, że jestem bezpłodna. Gdy zdecydowałam się na adopcję, stał się cud i... zaszłam w ciążę”