Reklama

Drżałam ze strachu o swoją córeczkę. Czy inne dzieci zmienią jej życie w piekło? Wychowałam się bez ojca. Moja córka też.

Reklama

Moja córka idzie do szkoły

Przez całe wakacje budziłam się zlana zimnym potem, wyobrażając sobie powrót mojej córeczki ze szkoły. Już kiedy zapisywałam ją do pierwszej klasy, przeżyłam swoje.

– Ojej, pani to chyba siostra – zagadnęła pani w sekretariacie.

– Nie – warknęłam, oblewając się krwistym rumieńcem.

Mamusia? Taka młodziutka? – sekretarka uśmiechnęła się, ale ja wiedziałam swoje. No tak, zaraz się rozniesie. Z zaciśniętymi zębami załatwiłam formalności.

No i dzisiaj nadszedł ten dzień. Wczoraj zaczął się rok szkolny, ale dziś już były normalne lekcje. Z drżeniem serca czekałam pod szkołą. Kinga wybiegła z jakąś dziewczynką. Pomachały sobie i moja córeczka rzuciła mi się w objęcia. Całą drogę do domu paplała o koleżankach, o pani, o szkolnym sklepiku. Odetchnęłam, ale wiedziałam, że prędzej czy później wyjdzie ze szkoły ze spuszczoną główką i zacznie pytać o ojca. Wiedziałam, że tak będzie. Sama to przeżyłam.

Szczęśliwa rodzina

Minął tydzień, potem drugi i... nic się nie działo. A może ona coś przede mną ukrywa? Może nie chce mnie martwić.

– Patrz, mamusiu – podbiegła. – Dostałam piątkę z serduszkiem – pochwaliła się.

Na rysunku dwa patykowate stwory pochylały się nad nieforemnym prostokątem, a przy ich nogach leżała czarna kula z wypustką – coś jakby kłębek wełny.

– A co to jest? – spytałam niepewnie.

– Jak to? – oburzyła się moja córka.

– Nie widzisz? Rodzina. Pani kazała nam narysować, jak wyobrażamy sobie szczęśliwą rodzinę.

– I... i co? – wyjąkałam.

– No i narysowałam. To ty i ja, czytamy książkę – wskazała patykowate stwory.

– A to Finetta – pokazała kulę z ogonem.

– Finetta? – zdziwiłam się. Tak miała na imię wróżka z ulubionej bajki mojej córki, ale co to ma wspólnego z czarną kulą?

– No tak... – Kinga spojrzała na mnie przymilnie. – Bo wiesz, to bardzo ładne imię dla kota... Pani też tak mówiła. I dzieci w klasie...

– Dzieci widziały twój rysunek – przerwałam jej.

– No tak. I wiesz, pytały, czy już mam tego kota.

– O kota pytały? – zdziwiłam się.

– Tak, bo mówiłam, że jak ci się spodoba, to może go weźmiemy...

Czy pytały o twojego tatę?

Miałam mętlik w głowie. Bo jak to? Miała być rodzina, a na rysunku my dwie i kot?

– A... – zawahałam się – ...a o twego tatę nie pytały – dokończyłam.

– No Ania spytała, czemu nie narysowałam taty, to powiedziałam, że ja nie mam taty, a ten kot, to wiesz... Z takim kotem, to nie ma kłopotu – Kingę wyraźnie interesował wyłącznie problem kota, o którym marzyła od dawna.

– Nie dziwiły się że nie masz taty? – dopytywałam się drżącym głosem.

– Czemu miały się dziwić. Michał nie ma taty i Kasia, i Mirek, a Eli rodzice wyjechali za granicę i ona mieszka z babcią, ale kot... – Kinga patrzyła z błaganiem w oczach.

Niepotrzebnie się niepokoiłam

Nie mogłam w to uwierzyć. Ja też jestem nieślubnym dzieckiem i odkąd pamiętam, stanowiło to zmorę mojego życia. Podrzutek i bękart – tak przezywały mnie dzieci i nawet ja sama często tak o sobie myślałam. A dla mojej córeczki to w ogóle nie jest problem? Czy to naprawdę możliwe?

– Wiesz – uśmiechnęłam się. – Rozejrzymy się za kotem, a kiedy się już do nas przyzwyczai, urządzimy przyjęcie. Niech twoje koleżanki poznają Finettę. Dobrze?

– Mamusiu... – pisnęła radośnie Kinga i rzuciła mi się na szyję...

Reklama

Polecamy: Prawdziwe historie: zrobiłam to dla ciebie córeczko

Reklama
Reklama
Reklama