Reklama

W jednej ze swoich piosenek, Jeremi Przybora napisał: „Średnie miasta, są takie średnie miasta, gdzie żaden dom nad inne nie wyrasta. W średnich miastach mężczyzna czy niewiasta nie zwykli są współziomków swych przerastać…”.

Reklama

Moje miasteczko jest właśnie taką prowincją

Nie myślę tu o dostępie do nauki, możliwości kupienia nowoczesnego komputera czy odbioru telewizji satelitarnej. Przede wszystkim mam na myśli mentalność ludzi, którzy tu żyją i terroryzują swoimi poglądami inaczej myślących. Nie zdawałam sobie z tego wszystkiego sprawy do dnia, gdy postanowiłam wziąć rozwód ze swoim mężem.

Byliśmy ze sobą zaledwie rok, ale ja wiedziałam, że za nic nie mogę mieszkać pod jednym dachem z człowiekiem, który drugiego dnia po ślubie mnie pobił. Bo zwróciłam mu uwagę, że nie powinien tyle pić. Dałam mu szansę. Jak ostatnia kretynka, ale jeszcze go kochałam.

Myślałam, że jednak ludzie się zmieniają. Może jacyś tak, ale nie mój mąż. Kiedy moja mama zobaczyła mnie w progu swojego domu z walizkami, była zaskoczona, a kiedy jej powiedziałam, że wyprowadziłam się od Heńka i chcę wziąć z nim rozwód, spojrzała na mnie, jakby za moment miało zwalić się na nią niebo.

– Tu nigdy nie było rozwodu – wydukała.
– Więc już najwyższy czas, żeby ktoś dał przykład innym – odparłam.
– O czym ty mówisz, córciu – aż załamała ręce.
– O Majewskiej, którą mąż bije od dwudziestu lat, a ona nawet nie śmie poskarżyć się na niego proboszczowi. O Zdanieckiej, która ma kochanka na drugim końcu miasta. Wszyscy o tym wiedzą, nawet jej ślubny, lecz wszyscy udają, że nic się nie stało. Mówię o Bolesławskiej, która zwróciła się o pomoc do policji, że mąż ją maltretuje i wszyscy wytykali ją palcami. U nas, mamuś, brudy pierze się w czterech ścianach i to tak, żeby nikt o tym nie wiedział, ani o tym nie słyszał. Czas z tym skończyć.

Policzki płonęły mi gniewem, kiedy przywoływałam te sytuacje

– Niedawno, córeczko, wróciłaś ze studiów. W dużym mieście może jest inaczej, ale u nas rozwodów…
– Wiem, nigdy nie było. Czas pokazać innym, że kobieta nie jest kupiona krową, którą można wiązać do palika na pastwisku i dać wody, gdy ma się na to ochotę.

Kiedy ojciec usłyszał o mojej decyzji, zmarszczył brwi, potem podrapał się w głowę i przysiadł na krześle. Dłuższą chwilę myślał, aż wreszcie orzekł:

– Masz rację, córeczko, czas wpuścić trochę świeżej wody do tego stawu, który zarósł już rzęsą i trochę od niego zalatuje smrodem. A jak zobaczę tego drania, który podniósł na ciebie rękę…

Jeszcze tego samego wieczora pod nasze okna przyszedł mój mąż i domagał się, żeby oddano mu jego własność, czyli mnie. Mój ojciec wyszedł do niego i chwilę ze sobą „porozmawiali”. Matka wiedziała, co się święci i od razu zadzwoniła na pogotowie. Heńka odwieźli na sygnale do szpitala.

Pół roku później dostałam rozwód

W mieście plotkowano o mnie, wytykano palcami, ale widziałam też spojrzenia pełne podziwu. Mimo wszystko to były nowe czasy i młodzi myśleli już inaczej. Myślę, że byłam zwiastunem nadejścia nowego. Ale zanim to nastąpi, musiałam poczuć opór starego.

Kilka miesięcy później spotkałam Jacka, który został w naszej miejscowości weterynarzem. Wzięliśmy ślub cywilny i po roku urodziło nam się dziecko. Kiedy mała skończyła cztery miesiące, Jacek powiedział mi, że czas pomyśleć o chrzcie.

– Moi rodzice to ludzie starej daty. Chrzest w kościele, potem uroczyste spotkanie rodzin, prezenty, to dla nich jest bardzo ważne. To tradycja.
– Idiotyczna – ucięłam krótko.
– Jestem tego samego zdania – Jacek przytaknął. – Ale wiesz, jak to jest z rodzicami, mają swoje przyzwyczajenia. Nie jestem osobą, która wojowałaby z Kościołem. Mam tej instytucji sporo do zarzucenia i nie uważam, żeby ksiądz był mi potrzebny do nawiązania relacji z Bogiem.

Ślub kościelny wzięłam dlatego, że poprosiła mnie o to rodzina mojego byłego męża. Potrafię uszanować czyjeś uczucia. Dlatego żeby zadowolić obecnych teściów poszłam z mężem do proboszcza z pytaniem, kiedy mógłby ochrzcić nasze dziecko. Ten spojrzał na nas, jakbyśmy właśnie przylecieli z Marsa.

– Jak pani śmie o coś takiego mnie prosić – wybuchnął duchowny. – Przecież wzięła pani cywilny rozwód. Teraz ma pani dziecko, którego nie uznaje kościół, z kimś… – machnął obojętnie ręką przed nosem mojego męża – kto według Boga jest zwykłym gachem.

Jacek zacisnął dłonie w pięści i ruszył do przodu. Na szczęście w porę złapałam go za rękaw, a ksiądz uskoczył do tyłu.

– Jesteś głupim klechą – warknął mój mąż – który nie kocha ludzi, nie szanuje bliźnich i który ma za nic naszego Boga. Skąd wiesz, co myśli Bóg. Gdybyś był na miejscu Jezusa, na pewno nie wybaczyłbyś wiszącym obok ciebie złoczyńcom. Jesteś ostatnim draniem i moja noga nigdy nie postanie w kościele, dopóki będziesz tu proboszczem. A moje dziecko ochrzcimy gdzie indziej.
– Nigdzie go nie ochrzcicie – wrzasnął proboszcz. – Już ja się o to postaram!

Wyszliśmy z plebanii, trzaskając za sobą drzwiami

Tydzień później pojechaliśmy do sąsiedniej parafii. Tamtejszy proboszcz coś tam bąkał, że tak się nie godzi, że potrzebuje specjalnej zgody biskupa… Zatem najlepiej byłoby, abyśmy wrócili do naszego proboszcza i go przeprosili, wtedy może...

Pojechaliśmy na północ. Tam przyjęła nas tylko siostra zakonna. Powiedziała, że dostali list z naszej parafii i nie mogą nic uczynić w naszej sprawie.

Chyba pomylili państwo kościół ze sklepem – dodała na koniec.

Gdy wróciliśmy do domu, mąż machnął ręką. Nie chcą dać małej chrztu, trudno. Ale tym razem ja nie chciałam się zgodzić.

– Niedoczekanie – wzięłam się pod boki. – Może i jest kilku urzędników, którzy udają księży. Ale na pewno znajdziemy prawdziwego księdza. W końcu w Polsce jest ich kilka tysięcy..

Znaleźliśmy… Moja koleżanka, która mieszka nad morzem, opowiedziała swojemu proboszczowi o naszych przejściach. Ksiądz poprosił ją o mój telefon. Zadzwonił do mnie i zaoferował, że ochrzci moje dziecko bez zbędnych opłat.

– Dlaczego ksiądz to robi? – spytałam.
– Widzisz, córko, moim obowiązkiem jest dzielić się z każdym dobrą nowiną, wspierać bliźnich w wierze, radować się ich szczęściem i płakać, gdy nachodzą ich troski. Taki jest obowiązek, który nakłada na mnie moja wiara. Pewnego dnia każdy z nas zda Bogu relację ze swojego życia. Ja chciałbym ofiarować Panu piękny bukiet dobrych uczynków.

Pojechaliśmy w dwie rodziny na wczasy.

Tam odbył się chrzest

Nie było wystawnej uczty, tuzina gości i grama wódki. Proboszcz po chrzcie zaprosił nas na plebanię i poczęstował ciastem i herbatą.

– To były najpiękniejsze chrzciny, na jakich byłam – usłyszałam od teściowej.

Teraz już wiem, że wszystko zależy od nas samych i od tego, czy dajemy komuś prawo, aby mówił nam, co wolno, a czego nie.

Janina, lat 29

Czytaj także:

Reklama
  • „Marzyłam o drugim wnuku, ale nie sądziłam, że już go mam. Córka ukryła, że urodziła bliźniaki i jednego oddała do adopcji”
  • „Syn mając 17 lat zaliczył >>wpadkę
  • „Mój synek nie może spać, odkąd mąż zaprowadził go do trumny dziadka. Czy dziecko powinno oglądać takie rzeczy?”
Reklama
Reklama
Reklama